poniedziałek, 29 września 2014

O połykaniu nożyczek, grafofonie i histerii

Oto mój subiektywny i nieco przypadkowy przegląd skojarzeń z dziewiętnastym stuleciem.

A jak ARTYSTA
Uważamy dziś, że artysta przełomu wieków był nędzarzem, pariasem, buntownikiem i indywidualistą gardzącym tłumem. Kiedy jednak sięgniemy do ówczesnej prasy, czytamy o hołdach składanych Sienkiewiczowi, Kraszewskiemu, Siemiradzkiemu oraz Matejce; zwłaszcza Sienkiewicza tłum wielbił, czcił, poważał, chwalił, śledząc czujnie każdy jego krok. Popularność dzisiejszych artystów celebrytów ma się nijak do takiej sławy.

piątek, 19 września 2014

Artystki niepokorne

Autor powinien żywić do bohaterów swoich powieści choćby odrobinę sympatii, bo przecież przestaje z nimi miesiącami, poświęcając im często więcej uwagi niż realnym ludziom. Mnie nie przychodzi to łatwo i zazwyczaj na taką sympatię pozwalam sobie dopiero po ukazaniu się książki. Myślę wtedy, że nic już nie da się poprawić, wyszło co wyszło, klamka zapadła, więc pora zaakceptować mniej lub bardziej udane portrety wymyślonych przeze mnie postaci.

Anna Bilińska "Portret własny", zdjęcie z: artyzm.com
Inaczej było z Judytą Schraiberówną. Ją lubiłam od początku, czyli od momentu, gdy obmyślałam jej wątek. Miała być artystką i Żydówką, pełną pasji marzycielką, buntowniczką zrywającą z domem rodzinnym, lecz nie z tradycją, w której ją wychowano. Pamiętam, że czytałam wtedy sporo o dziewiętnastowiecznych malarkach polskich, bo szukałam faktów, z których dałoby się ulepić przynajmniej w jakimś stopniu wiarygodną biografię Judyty; zaczęłam od Anny Bilińskiej, o której wcześniej nie słyszałam, potem była oczywiście Olga Boznańska, na koniec – Zofia Stryjeńska. Mimo że ostatecznie Judyta ma własną opowieść, a jej losy nie przypominają biografii wspomnianych malarek, to przecież wszystkie je łączy pragnienie tworzenia i determinacja w dążeniu do spełnienia marzeń.

poniedziałek, 8 września 2014

Między prawdą a zmyśleniem

Kiedy zaczynałam pisać pierwszy tom serii „Niepokorne”, nie zdawałam sobie sprawy z tego, na co się porywam i ile czeka mnie pracy. Sądziłam naiwnie, że przeczytam parę mądrych tekstów o Krakowie z przełomu XIX i XX wieku – i sprawa załatwiona. Tymczasem na długie miesiące utknęłam w dziesiątkach książek, czasopism oraz kalendarzy (na szczęście wirtualnych). Dzięki temu przeważająca część tego, co w „Niepokornych. Eliza” tworzy tło zdarzeń, jest prawdą. Przyznaję, że właśnie komponowanie faktów ze zmyśleniem bawi mnie najbardziej – jakbym układała krzyżówkę albo obmyślała nowy komplet puzzli.
"Czas", 18 grudnia 1895 r.

Czego nie zmyśliłam? Z kwestii o niewielkim znaczeniu – pogody. Gazety z 1895 i 1896 roku opisują ją dzień po dniu; nie przepowiadają aury, lecz informują, jaka była parę dni wcześniej. Jesienne szarugi, intensywne opady śniegu, gwałtowne burze (choćby ta w Boże Ciało) czy roztopy, wysokość temperatury nocą i za dnia – wszystko to wyczytałam w prasie, spisałam skrupulatnie, by dopasować następnie do fikcyjnych zdarzeń. Mrówcza robota.

sobota, 6 września 2014

Miesiąc po…

W sierpniu skończyłam drugi tom serii „Niepokorne”. Może to stwierdzenie nieco na wyrost, przecież fakt wysłania powieści do wydawnictwa nie oznacza końca pracy nad tekstem, ale najgorsze mam za sobą. Teraz przechodzę kwarantannę. Nie piszę niczego o objętości powieści (nawet rozdziału!), gdyż na pisanie mam alergię. Także na to, co napisałam, więc z bólem zaglądam do maszynopisu. Wiem z doświadczenia, że stan ten minie, gdyż dopada mnie tylko na jakiś czas i litościwie odpuszcza po trzech-czterech miesiącach; około Bożego Narodzenia będę życzliwsza dla Klary Stojnowskiej i Judyty Schraiber. W każdym razie na to liczę.

Jednak ta wymuszona kwarantanna ma zalety, ponieważ mnóstwo czytam. Nie, nie odrabiam zaległości; nawet podczas pracy nad książką „Niepokorne. Klara” czytałam sporo, co na dłuższą metę nie popłaca, bo mam denerwującą skłonność do podchwytywania stylu autora aktualnie czytanej książki i zdarza się, że niektóre rozdziały mojej powieści piszę powtórnie właśnie z tego powodu.