poniedziałek, 3 września 2018

Morze Trzcin

źródło okładki: nk.com.pl
„Morze Trzcin”, drugi tom dylogii „Księga życia Hili Campos”, ukaże się 19 września. Tym razem akcja przenosi się do Zamościa. Dla tych, którzy czekają na tę premierę, przygotowałam niespodziankę – fragment szóstego rozdziału. Znajdziecie go również tu: fragment Wyd. Nasza Księgarnia

Mamy zatem rok 1602…







Nad Zamościem istotnie czuwała jakaś miłosierna siła. Wraz z nastaniem mrozów czarna śmierć opuściła najpierw miasto, potem przedmieścia, choć na odchodnym zebrała ostatnie żniwo. Ci, którzy schronili się przed morem na prowincji, teraz z ulgą, ale i ze strachem o los bliskich wracali do porzuconych domostw. Ci zaś, którzy jak my, nie bacząc na zagrożenie życia, zostali w mieście, jawnie dawali wyraz szczęściu i dziękowali Bogu. A każdy po swojemu i jak go nauczono: chrześcijanie w kolegiacie lub u franciszkanów, Ormianie w swoim drewnianym kościołku, my w synagodze.
Ponieważ z nastaniem zimy co słabszych prześladowały kaszel i gorączka, Dawida próżno by szukać w domu, bo od świtu pomagał chorym. Tymczasem Szikma przeniosła się do kuchni na parterze za kantorem, przy wielkiej izbie z oknami od strony dziedzińczyka. Kazała parobkowi znieść skrzynię z ziołami i odtąd warzyła nalewki, ucierała maści, mieszała mikstury.

niedziela, 18 marca 2018

W pracowni alchemika - batik

okładka z: nk.com.pl

Pamiętacie batiki Judyty Schraiber, bohaterki „Niepokornych”? Między fikcją literacką a prawdą istnieje granica, często niedostrzegalna, ale oczywista. Dopiero w tym roku miałam okazję sprawdzić, na czym polega batikowanie z prawdziwego zdarzenia. A choć gdy pisałam o batikach Judyty, korzystałam z fachowych źródeł, teraz – mądrzejsza o wiedzę praktyczną – mogę powiedzieć, że to fascynująca technika.



Jeśli chcecie poznać tajniki batikowania, wybierzcie się na kursy Stowarzyszenia „Akademia Łucznica”. Dowiecie się w tamtejszej pracowni batiku, jak barwić tkaniny, topić wosk i parafinę, posługiwać się pędzlem, pisakiem do wosku, jak następnie ten wosk ściągać i jak zadbać, żeby batikowy obraz przetrwał dekady. Moją instruktorką była pani Helena Szuba, artystka zajmująca się batikiem od lat osiemdziesiątych XX wieku. Jej batiki są niezrównane: wielobarwne, precyzyjne, energetyczne, po prostu znakomite. Zresztą obejrzyjcie film.

sobota, 3 marca 2018

Sefardyjski księżyc - jeszcze o "Córce głosu"

okładka z: nk.com.pl

Kiedy po raz pierwszy wchodziłam do Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN (byłam tam potem kilkadziesiąt razy), nie podejrzewałam, że moje zetknięcie z kulturą Sefardyjczyków zaowocuje powieścią. Pamiętam, że gmach wywarł na mnie wrażenie. Zwłaszcza to, jak rozmieszczono galerie stałe: trzeba do nich zejść po schodach – trochę tak, jakby schodziło się pod ziemię. A przecież pierwszy jest LAS i bez wątpienia najpierw to on podziałał na moją wyobraźnię. Choć więc kończyłam ostatni tom cyklu „Niepokorne”, już zaczęłam obmyślać nową historię.

W Muzeum POLIN największy nacisk kładzie się na historię Aszkenazyjczyków. Jednak mnie udało się wyłowić wzmianki o Sefardyjczykach, o ich obecności w Krakowie, we Lwowie i przede wszystkim w Zamościu, gdzie na przełomie XVI i XVII wieku znajdowało się ich największe skupisko na ziemiach polskich. Nie bez znaczenia był tu fakt, że w 1588 roku kanclerz Jan Zamoyski wydał przywilej przyznający Sefardyjczykom niezwykłe jak na tamte czasy prawa: wolność wyznania, prawo do zbudowania synagogi i cmentarza, do stawiania i kupowania domów, do swobodnego handlu i parania się rzemiosłem niemal bez ograniczeń. Aby zagwarantować Sefardyjczykom sprawiedliwy sąd w sporach z mieszczanami, Zamoyski wziął ich pod swoją jurysdykcją. Dlatego „w XVI wieku (w latach 1588-1600) przybywali do Zamościa Żydzi sefardyjscy z Turcji i Włoch, w ciągu zaś XVII wieku – z Włoch i Holandii. Na przełomie XVI wieku niektórzy z tych przybyszów wyjechali, ale gmina sefardyjska pozostała, w XVII wieku osiedlili się w Zamościu członkowie znanych rodzin Żydów sefardyjskich: Campos, Castiell, Zakuto, Uziel. Najwięcej Żydów sefardyjskich przybyło w latach 1630-1640”[1].

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Córka głosu

źródło okładki: nk.com.pl
Niebawem – bo już 14 lutego – do księgarń trafi moja najnowsza powieść. Nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia ukaże się „Córka głosu”, pierwszy tom dylogii „Księga życia Hili Campos”. A tak brzmi oficjalna zapowiedź książki.

Jest rok 1597. W chrześcijańskiej Wenecji Żydzi żyją za murami getta, a za przywilej praktykowania swojej wiary odwdzięczają się wiernością wobec Republiki i poszanowaniem jej praw. Na galeonie handlowym kupiec Menachem Campos wypływa do Stambułu, Hila, jego córka, szykuje się do zaślubin, a młoda synowa spodziewa się narodzin upragnionego syna. Los zdaje się im sprzyjać, lecz do czasu, bo gdy z morza nadchodzą tragiczne wieści, żydowską Wenecją wstrząsają pogłoski o tajemniczych znakach – zwiastunach prześladowań i klęsk…
"Księga życia Hili Campos" to porywająca dylogia opowiadająca o burzliwych dziejach sefardyjskich Żydów, wygnanych w 1492 roku z Hiszpanii edyktem króla Ferdynanda i królowej Izabeli. Pragnienie znalezienia nowej ojczyzny wiedzie ród Camposów do najpotężniejszych państw szesnastowiecznej Europy, a niekończącym się peregrynacjom przyświeca idea "città ideale" – miasta idealnego. Czy to możliwe, że nazywa się ono Zamość…? [1]

niedziela, 24 grudnia 2017

Świątecznie

premiera 14 lutego 2018 r.
okładka z: nk.com.pl
Ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi pracowicie i pewnie dlatego minęły błyskawicznie. Kończenie drugiego tomu dylogii „Księga życia Hili Campos” zajęło mi więcej czasu, niż założyłam początkowo, ale reszta – jak to przed Bożym Narodzeniem: domowe porządki, przedświąteczne zakupy, wyszukiwanie prezentów gwiazdkowych, zwyczajny o tej porze rozgardiasz.

Ale wygospodarowałam chwile na czytanie. „O kotach” Charlesa Bukowskiego to moje najświeższe odkrycie. Posłuchajcie tylko: „Dobrze mieć przy sobie kilka kotów. Kiedy źle się czujesz, wystarczy na nie spojrzeć i zaraz ci się poprawi humor, bo one wiedzą, że wszystko jest tylko takie, jakie jest. Nie ma czym się podniecać. Wiedzą to, i już”*. Cóż, jestem zagorzałą fanką Manxa i jego kocich koleżków. ;-) Dokończyłam też nareszcie „Córkę” Eleny Ferrante, bez wątpienia mojej ulubionej autorki, i dłubałam trochę w miedzi. To ostatnie jest zdumiewająco odprężającym sposobem spędzania czasu, szczerze więc polecam wire wrapping wszystkim zmęczonym i zestresowanym codziennością. Oto co zrobiłam wczoraj: