piątek, 26 grudnia 2014

"NIEPOKORNE. KLARA" (fragment)

źródło okładki: http://nk.com.pl/
Powieść "Niepokorne. Klara" i fragment dziesiątego rozdziału - aby zaostrzyć apetyt Czytelniczek. :-)




Nadchodził koniec karnawału, a z nim zaplanowany na sobotę wieczorek tańcujący w Hotelu Saskim. Ponieważ cel był szlachetny, Klara włączyła się w przygotowania, dekorując salę balową, klejąc kotyliony, rozstawiając wazony pełne ciętych kwiatów i wieszając papierowe girlandy. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania; posadzki i żyrandole lśniły niczym zwierciadła, powietrze przesycała subtelna woń fiołków, podest dla orkiestry oddzielono od parkietu dla tancerzy balustradą z drewna i jedwabnych sznurów.
Jean-Georges Béraud, La Danse Publique;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
Jakby z przekory Klara swojej toalecie poświęciła znacznie mniej uwagi, bo w gruncie rzeczy uważała mieszczańskie rozrywki za tandetne i zbędne, widząc w nich jedynie blichtr i targowisko próżności. Uróżowane panny i wypomadowani młodzieńcy budzili w niej śmiech przywiązaniem do sztucznych form towarzyskich, wybrała więc skromną suknię w kolorze morskiego błękitu, zbyt ciemną jak na tę okazję, długie za łokieć rękawiczki i pantofelki o podwyższonym obcasie. Obcięte na pazia włosy dzięki prostej sztuczce z papilotami skręciła w łagodne fale, a policzki musnęła pudrem. Wychodząc z domu, obiecywała Elizie powrót przed północą.
W hotelu było jeszcze pustawo. Szykowne i przejęte misją panie z komitetu organizacyjnego krzątały się w saloniku przylegającym do sali balowej, nieliczne kursantki Baraneum wskazywały drogę do szatni lub w foyer sprawdzały bilety wstępu, orkiestra smyczkowa stroiła instrumenty, wodzirej we fraku z rozetką kotyliona na piersi ustalał coś półgłosem z dyrygentem. Z wolna napływali pierwsi goście: studenci z biletami po złotym reńskim, słuchaczki Wyższych Kursów dla Kobiet oraz ich kuzynki i przyjaciółki. Orkiestra zagrała tusz, nie obyło się bez oracji oraz szumnych podziękowań, po czym rozległy się miarowe dźwięki pierwszego walca.
Panny chłodziły rozpłomienione twarze japońskimi wachlarzami, panowie podkręcali wąsa, panie z komitetu gorąco zachęcały do włączenia się w zabawę. Wreszcie z powagą i niejakim zmieszaniem pary ruszyły do tańca, a ponieważ muzyka zagłuszała nieśmiałe próby nawiązania konwersacji, więc walcowano w milczeniu, dbając o właściwą postawę i przyjemny wyraz twarzy.
Alan Maley, First Night;
źródło: 
www.felixr.com
Klarę poproszono do kontredansa i ku swemu zdziwieniu bawiła się szampańsko. Karnecik miała pełny, bo panowie nadskakiwali pannom, wodzirej tryskał dowcipem i szalonymi pomysłami, a ponieważ tańczyła świetnie dzięki lekcjom, do których w przeszłości zmuszała ją matka, wszelkie promenady, przeplatanki, łańcuchy oraz mosty szły jej jak z płatka. Rozgrzana dusznym powietrzem i tanecznymi figurami schładzała się więc lemoniadą w nieco cichszym saloniku z przekąskami.
Właśnie wtedy przy drzwiach ujrzała Jerzego. Zamarła ze szklanką przy ustach, śledząc z nagłym przestrachem, jak przeciskał się między stołami ze szklanymi karafkami aromatycznego ponczu oraz piramidami tartinek.
Przywitał się oficjalnie, po czym poprosił ją do tańca.
– Przykro mi – odparła. – Nie mam już miejsca w karnecie.
Wodzirej zapowiedział kadryla, odstawiła więc szklankę i ruszyła do sali balowej, by przyjąć ramię studenta filozofii, którego imię uleciało jej z głowy zaraz po tym, jak je zapisała. Czy to z powodu zdenerwowania obecnością Jerzego, czy też nagłego znużenia, poprosiła wkrótce, by tancerz odprowadził ją do krzesła.
Jean-Georges Béraud, Konwersacja;
http://www.the-athenaeum.org/
Więcej Platera nie widziała, a jednak wyczuła instynktownie, że przyszedł tu ze względu na nią i że kolejne spotkanie jest nieuniknione. To byłoby ponad jej siły, więc choć bal trwał w najlepsze, wymknęła się cichaczem i porwawszy z szatni płaszcz oraz kapelusz, wyszła na ulicę, ścigana cichnącymi taktami ognistej muzyki.
Miasto już spało. Za dnia świeciło słońce, lecz teraz trzymał mróz i sypał drobniutki śnieżek. Owionęło ją zimne powietrze, zadrżała więc i ruszyła czym prędzej ku Kanoniczej. Jeszcze przed Rynkiem usłyszała wołanie. Choć rozpoznała głos, nie przystanęła, nawet za siebie nie spojrzała, a mimo to wkrótce Plater zastąpił jej drogę.
– Zaprosiłaś mnie na bal i uciekasz?
Zatrzymała się; miał rozpięty płaszcz i był bez kapelusza.
– Zaprosiłam, zanim zrozumiałam, z kim mam do czynienia.
– Z kim, jeśli łaska?
– Z idealną kopią mego ojca! I wszystkich ograniczonych, zadufanych, protekcjonalnych, lekceważących kobiety bałwanów! Nie cierpię, kiedy daje mi się do zrozumienia, jakie jest ze mnie straszne dziecko! Mam prawo wiedzieć…
– Istotnie – przerwał, podchodząc bliżej. – Masz prawo wiedzieć.
– Dobrze, że tym razem się zgadzamy.
Ujął jej dłoń.
– Nie okłamuję cię i nie mam na sumieniu zbrodni. Nie lekceważę, nie uważam za dziecko i chociaż nie znam twego ojca, nie sądzę, byśmy byli podobni. Kieruje mną zdrowy rozsądek. I troska.
– Znowu! Jakbym słyszała ojca.
– Nonsens – odrzekł, po czym przyciągnął ją do siebie. Otoczył ramionami i mimo że była mu niechętna, pocałował. Ustami muskał jej zaciśnięte gniewnie wargi, aż westchnęła i oddała pieszczotę. Tęskniła za tym wrażeniem nieważkości, utraty władzy nad ciałem i zmysłami. Za dłońmi splecionymi na jej plecach oraz za ciepłem oddechu, który topił lód w sercu i osiadłe na rzęsach płatki śniegu. Pragnęła wyznań miłości, tych zawsze było jej mało.
Alan Maley, Winter Romance;
źródło: 
www.felixr.com
– Nikt się nie liczy oprócz ciebie – wyznał, obsypując pocałunkami jej poróżowiałe na mrozie policzki. Odsunął ją nieco od siebie i zajrzał w oczy. – Już dobrze, prawda? Wracamy?
Nie wiedziała, czemu wierzyć: szczerości jego słów czy może podszeptom intuicji, która ostrzegała, choć słabo, że wykorzystywał jej skłonność ku niemu, karmił ogólnikami i choć przyznawał rację, nie udzielał żadnych odpowiedzi.
– Wracamy? – powtórzył z naciskiem.

Pomyślała, że choć jej nie uspokoił, bo nie wyzbyła się podejrzeń, ten jeden raz mu zaufa. Niebo przecięła zwiastująca burzę błyskawica, a kiedy ujął ją za rękę i poszli w stronę hotelu, powietrzem wstrząsnął grzmot. W oknach sali balowej migotały jednak światła, przez uchylone drzwi przesączała się muzyka i wyglądało na to, że miną długie godziny, zanim wodzirej zaprosi wszystkich do białego mazura.

wtorek, 23 grudnia 2014

ŚWIĘTA, ŚWIĘTA!

Radosnych i spokojnych Świąt, a zwłaszcza:

 „…by wszystko nam się rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.

Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki.

Niech anioł podrze każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
i niech nastraszy każdy smutek
tak jak goryla niemądrego”.




Jan Twardowski, „Pomódlmy się w Noc Betlejemską” (fragm.)
z: „Wiersze wybrane”, Białystok 2005.

piątek, 19 grudnia 2014

Modną być...

Księżniczka Hermina Reuss z córkami;
1903, Luxembourg;
zdjęcie z: www.pinterest.com
Moda końca XIX wieku pełna była sprzeczności, gdyż wyrażała różnorodność postaw i oczekiwań kobiet, które poddawały się biernie dekadenckim nastrojom końca wieku albo z radością i entuzjazmem wyczekiwały nadejścia nowych czasów – XX wieku. Około 1895 roku, gdy rozpoczyna się akcja serii „Niepokorne”, widać już było zbawienne dla wygody dam dążenie do prostoty. Właśnie zrezygnowano z turniur, pojawiły się noszone na co dzień kostiumy składające się z żakietu i spódnicy, do rangi niezbędnego w kobiecej garderobie elementu awansowała bluzka.

niedziela, 14 grudnia 2014

Książki mojego dzieciństwa

zdjęcie z: www.pinterest.com
Wyznaję szczerze i ze wstydem: we wczesnym dzieciństwie nie przepadałam za czytaniem i więcej czasu spędzałam na świeżym powietrzu niż nad lekturą. Miłość do książek wpoili mi rodzice i dziadkowie, konsekwentnie i z uporem wymuszając na mnie codzienną lekturę. Kiedy mówiłam, że się nudzę, słyszałam w odpowiedzi: „Poczytaj książkę” lub „Poczytaj rodzeństwu na głos”. Więc czytałam.

zdjęcie z: americanliterature.com
Moja literacka odyseja zaczęła się od lektur pierwszoklasistki („Pilot i ja” Adama Bahdaja – czy jeszcze się to omawia?), czytanych bez większego zainteresowania, bez przekonania, że warto, z myślami błądzącymi gdzieś za oknem, bo wydawało mi się wtedy, że dzieje się tam więcej i ciekawiej.

niedziela, 7 grudnia 2014

Druga płeć

Elizie Pohoreckiej, Klarze Stojnowskiej i Judycie Schraiber przyszło żyć w czasach, gdy „anioły-matki prowadziły swoje anioły-córki jedyną właściwą drogą, prosto do małżeństwa i własnego ogniska domowego”. Bohaterki serii „Niepokorne” zrywają ze
Isaac Israels, In de mode, 1900;
zdjęcie z: gemeentemuseum.nl
stereotypem kobiety anioła, zwłaszcza Klara, która szydzi z typowego dla jej epoki sposobu wychowywania młodych panien, z obowiązkowej nauki tańca, gry na fortepianie, malowania akwarelkami, śpiewu oraz z tego, że każda musiała posiąść wiedzę, jak zdobyć i usidlić na dobre męża.
„Nabycie kobiecego uroku wymagało ciężkiej pracy. Sprawą pierwszą i najważniejszą była wiotka kibić. Tę osiągano gorsetem. Sprawa druga to zgrabna postawa. Trzecią sprawą, istotną dla uroku kobiecego, było omdlewające znużenie. To osiągano skąpą i niepełnowartościową dietą (…) i starannym unikaniem świeżego powietrza”. Natomiast kobiety, które pragnęły się kształcić – jak Klara, Judyta oraz Eliza – zyskiwały szybko opinię niekobiecych.

Portret dziewiętnastowiecznej kobiety ma jednak wiele wariantów.

piątek, 5 grudnia 2014

O snach i pisaniu

Oniryzm w wykonaniu Salvadora Dali;
zdjęcie z: https://artcompass.wordpress.com
Pisanie jeszcze w dzieciństwie przepowiedziała mi Cyganka. Byłam nad morzem, chyba w Starogardzie Gdańskim, i pamiętam, że w parku miejskim trzy Cyganki w amarantowo-turkusowych spódnicach, wielobarwnych chustkach na ramionach, brzęcząc bransoletami i kolczykami wielkimi niczym spodki filiżanek, wróżyły z ręki napotkanym spacerującym. Moja Cyganka – widzę ją mimo upływu czasu bardzo wyraźnie – miała garbaty nos i ciemne, nakrapiane złotymi plamkami źrenice, które mnie, wówczas jedenastolatkę, niemal zahipnotyzowały.