piątek, 10 marca 2017

Kolekcjonerzy wrażeń

Venationes Ferarum, Avium, Piscium, ok. 1596 r.
źródło: www.britishmuseum.org
Gromadzimy wrażenia: fotografujemy, kręcimy filmiki, prowadzimy blogi, a wszystko po to, by zatrzymać i utrwalić chwile. Tworzymy subiektywną dokumentację życia, nawet jeśli płynie ono spokojnie gdzieś na peryferiach świata, z dala od wstrząsających nim zawieruch wielkiej historii. Nie inaczej było dawniej. Chociażby przed półwieczem, jakby nam i naszym przodkom przyświecało to samo pragnienie odciśnięcia po sobie śladu – i tylko metody wybieramy inne. O szesnastym i siedemnastym wieku, o ówczesnych wojnach, epidemiach, procesach o czary, odkryciach naukowych i geograficznych, a także o konfliktach społecznych i obyczajach opowiadają spisane wtedy diariusze. Obok rzeczowości i zwięzłości widać w nich autentyczne emocje autorów opisujących podróże po Europie, podających zasłyszane pogłoski i odtwarzających lokalne sensacje. W codziennych zapiskach mierzą się z tym, co zrozumiałe i z tym, czego nie umieją wyjaśnić, a więc z przeczuciami, omenami, snami i z wszelkiego rodzaju metafizyką, w którą zazwyczaj wierzą bez zastrzeżeń. Lektura owych diariuszów uzmysławia dziś, że choć czas zmienia oblicze świata, to niekoniecznie człowieka.

kamienica Rudomicza i Wilczka, Zamość, ok. 1930 r.;
źródło: http://bcpw.bg.pw.edu.pl
Diariuszem życia są zapiski Bazylego Rudomicza. Jego „Efemeros czyli Diariusz prywatny…” spisany w połowie siedemnastego stulecia jest potężnym dziełem człowieka wszechstronnie wykształconego, był bowiem lekarzem, burmistrzem Zamościa, rektorem i wykładowcą Akademii Zamojskiej, miłośnikiem ksiąg, autorem panegiryków i wierszy okolicznościowych, znawcą prawa. Z prowadzonych codziennie zapisków wyłaniają się portrety członków rodziny autora, zwłaszcza ukochanego syna Kazimierza, ale również polskich władców, magnatów, szlachty i mieszczan, ujawniając wspólne (bo ponadstanowe) cechy, na przykład wiarę w zabobony: „Będąc na obiedzie u j. ośw. [Jana Sobiepana Zamoyskiego] słyszałem dziwne opowieści o czarownicach. Jedna trzy razy palona ożyła. W końcu wyznała, że stało się to dzięki jej sercu odpornemu na ogień. Gdy więc po raz czwarty ją palono, wyjęto przedtem serce. Znaleziono w nim kawałek lodu. Po jego roztopieniu i spaleniu serca czarownica już więcej nie ożyła”[1]. Podobnie brzmią przytoczone w diariuszu historie popularne wśród chłopstwa: „Wieśniacy spod Tarnogrodu twierdzą, że widzieli w nocy jakąś niewiastę siedzącą z nimi przy ognisku i mówiącą przez sen do nich: – Wnet przejeżdżać będzie biała karoca zaprzęgnięta w białe konie. Jeśli to zobaczycie, zbudźcie mnie ze snu. Ale gdy przejeżdżała tego koloru kareta, ludzie nie obudzili siedzącej kobiety, gdyż ogarnął ich strach. Jednak ona sama obudziwszy się, podeszła do karety i za chwilę wróciła do nich i znowu w podobny sposób przepowiedziała o niebieskiej karecie i o koniach tego samego koloru, a następnie o karecie i koniach koloru czerwonego. Jeden ze słuchających i podziwiających to zdarzenie zapytał ową niewiastę, czy jest dobrą, czy złą zjawą. Ona zaś uczyniwszy znak krzyża świętego zaręczyła, że jest dobrym duchem”[2].

Równie wielkim zainteresowaniem cieszyły się lokalne skandale; losy trucicielki Elżbiety Hazówny zostały przez Rudomicza odtworzone z wyjątkową dbałością o szczegóły.
Zamość na sztychu z dzieła Georga Brauna
i Franza Hogenberga, 1617 r.;
źródło: pl.wikipedia
„Zdarzył się straszny wypadek: bezbożna [Elżbieta Hazówna] żona Jerzego Paulego usiłowała otruć męża ze względu na swojego kochanka Jana Weiska. Trucizna była podana w pieczeni z gołębi. Pauli byłby niechybnie zmarł, gdyby trucizna nie została w porę zauważona i wydalona przez spowodowanie wymiotów. Czas pokaże, jaka będzie kara za tak wielką i oczywistą zbrodnię, o której świadczą zeznania służebnych panien”[3]. Następnie: „Agnieszka mamka [Elżbiety] Hazówny [żony Paulego] została ścięta za podanie trucizny [Jerzemu Paulemu]. Położna zamieszana w tej zbrodni została ukarana chłostą przy hańbiącej kolumnie. Złotnika, który kupił truciznę, wychłostano nie w miejscu publicznym, lecz w ratuszu. Wielki spór o życie samej [Elżbiety Hazówny] żony Paulego sprawił, że rozprawa sądowa na życzenie prałatów została odłożona na kilka dni”[4]. A ponieważ nie tylko Hazówna sięgała po trucizny, zapobiegliwy Rudomicz – jako znający się na rzeczy medyk – podał w diariuszu receptę na najskuteczniejsze na nie remedium: „Weź dużego pająka, obetnij mu delikatnie nogi i to w przeddzień uroczystości św. Piotra i Pawła, zamknij go w łupinie dużego orzecha po wycięciu w nim otworów dla oddychania. Tak zamkniętego zawieś w spokojnym miejscu. Zawieszony w ten sposób pająk może żyć ¾ roku. Wreszcie po upływie roku również w wigilię św. Piotra i Pawła po otwarciu łupiny orzecha i po usunięciu pyłu znajdziesz kamyczek wielkości nasienia konopi. Ten kamyk noszony w pierścionku na palcu zwykł powstrzymywać rękę tego, do którego przypija się trucizną”[5].

To, co wzrusza w diariuszu Rudomicza, dotyczy jego stosunku do rodziny. Jest wobec niej troskliwy, hojny, czuły i kochający, opiekuje się chorymi dziećmi i niedomagającą żoną, świętuje ich urodziny i imieniny (jako rektor Akademii Zamojskiej daje studentom dzień wolny na „rekreację” z okazji urodzin synka), a gdy miastu zagraża zaraza, bliskich wywozi na wieś. W najstarszym synu niemal od jego niemowlęctwa dostrzega dobre serce i nieprzeciętne zdolności: „Nasz synek [Kazimierz] przypadkowo ulepił bociana z masła, co oznacza jego miłość w przyszłości do rodziców, albowiem ptak ten, jak powiadają, na swoim grzbiecie zwykł dźwigać swoich rodziców dotkniętych starością. Jest to znak nie tylko miłości, ale i czystości, albowiem gdzie bocian długo przebywa, tam prawie nie ma żadnego rodzaju płazów”[6].

Mikołaj Krzysztof Radziwiłł dotarł też do Wenecji
mapa Wenecji, Georg Braun i Franz Hogenberg;
źródło: commons.wikimedia.org
Rudomicz relacjonuje też bliższe i dalsze podróże, ale jego życie toczy się głównie w Zamościu, natomiast o odległych, wymagających odpowiednich środków peregrynacjach można przeczytać w diariuszu Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła (1549-1616), który odbył trwającą dwa lata podróż pokutną, a wrażenia spisał w dziele „Peregrynacyja do Ziemi Świętej”. Podróż ta przypominała nieco dzisiejsze wyprawy turystyczne. Radziwiłł podziwiał architekturę i osobliwości natury, zwiedzał, poznawał dziwne (bo różne od polskich) obyczaje, a nawet gromadził pamiątki. Zanim dotarł do Ziemi Świętej, był w Italii, dotarł na Cypr i do Egiptu, gdzie w 1583 roku zwiedził Kair i wdrapał się na piramidę Cheopsa. „Korzystając z pomocy arabskich przewodników, odnalazł w grobach położonych w okolicy wielkiej piramidy wiele mumii. Kupił dwie z nich (kobiety i mężczyzny – jak sam pisze). Podziwiał pięknie zdobione trumny, w których spoczywały pięknie zabalsamowane szczątki (Radziwiłł wzmiankował, iż mumie nie wydzielały nieprzyjemnej woni, pachnąc raczej mirrą i maściami używanymi do balsamowania) (…). Zabrał zakupione mumie na okręt razem z innymi pamiątkami i ukrył je w swoich bagażach. Jak sam przyznał, kierował się chęcią pokazania tych cennych eksponatów w Polsce, ponieważ nie słyszał, aby ktoś wcześniej przywoził je do kraju. Jednak ulegając przesądowi żeglarskiemu, kojarzącemu obecność zwłok na pokładzie z katastrofą okrętu, oraz naleganiom towarzyszącego mu księdza Szymona Białogórskiego, Radziwiłł wyrzucił mumie do morza”[7].






[1] Bazyli Rudomicz, Efemeros czyli Diariusz prywatny pisany w Zamościu w latach 1656-1672. Część pierwsza 1656-1664, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2002, s. 204.
[2] Tamże, s. 88.
[3] Tamże, s. 40.
[4] Tamże, s. 41.
[5] Tamże, s.204.
[6] Tamże, s. 113.
[7] Adam Kucharski, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł „Sierotka” – pierwszy polski egiptolog za: http://www.wilanow-palac.pl/mikolaj_krzysztof_radziwill_sierotka_pierwszy_polski_egiptolog.html

6 komentarzy:

  1. Niezwykle ciekawy tekst. Szczegóły z dziennika Rudomicza chwilami są niesamowite, chwilami fascynujące, chwilami wzruszające... Tak: życie ludzkie jest właściwie zawsze takie samo. Nawet wieki temu ludzie byli przywiązani do swoich rodzin i widzieli w swoich dzieciach ósmy cud świata.
    Pani tekst chwilami czytało się jak wciągającą powieść!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, ale to zasługa Bazylego Rudomicza. Jego diariusz jest fascynującą opowieścią o ludziach i miejscach w czasach potopu szwedzkiego, a mimo to często brzmi aktualnie.

      Usuń
    2. Chyba jednak nie tylko zasługa Rudomicza... Wybrała Pani ciekawy temat i ,,skomponowała" tekst...
      A ja, gapa, dopiero później przeczytałam, ze pisze Pani powieści- nic dziwnego, że umie Pani pisać!
      I ja też lubię prerafaelitów! Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie! 😀

      Usuń
  2. Jestem pewna, że diariusz dostarczył wiele niezapomnianych wrażeń. A mnie jak zwykle zachwycają - dodane do świetnego tekstu - odpowiednie ilustracje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diariusz jest potężną lekturą i jeszcze go czytam (to dwa ogromne tomiszcza). Ale w tym przypadku solidna objętość bardzo mnie cieszy. :-)

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)