sobota, 25 lutego 2017

Yōkai

Kadr z filmu Sny Akiry Kurosawy z 1990 r.;
nowela Słońce świecące przez deszcz i orszak kitsune;
źródło: pl.pinterest.com
Przed tradycyjny japoński dom wychodzi chłopiec w kimonie. Mimo że zza ogrodzenia dobiega szum padającego deszczu, przez chmury przeciska się słońce, mamy więc do czynienia z dość rzadkim stanem zawieszenia między pogodą a niepogodą. Matka chłopca winą za owo zjawisko obarcza kitsune, złe lisy, bo gdy ulewie towarzyszy słońce, z dala od ludzkich oczu żenią się i urządzają ślubne procesje, i nie lubią, by je wówczas podglądać. Ale chłopiec wymyka się do lasu. Kryjąc się za pniami drzew, wypatruje weselników, a gdy wyłaniają się z oparów gęstej mgły, daje im się zauważyć. Ponieważ widział to, czego widzieć nie powinien, nie uniknie kary.

pochód kitsune
Hokusai Katsushika
źródło: en.wikipedia.org
Nowela „Słońce świecące przez deszcz” rozpoczyna „Sny” Akiry Kurosawy, film pełnymi garściami czerpiący z folkloru Japonii. Obdarzone darem przemiany postaci kitsune należą przecież do yōkai, „tajemniczych zjawisk i dziwnych rzeczy”[1] od wieków obecnych w japońskich legendach, baśniach i wierzeniach, przedstawianych w sztukach wizualnych, zwłaszcza na obrazkowych zwojach i drzeworytach, opisywanych w dawnej i najnowszej literaturze, obecnych w kulturze popularnej i we współczesnych pracach naukowych. To „duchy, gobliny, zjawy, widma, upiory, zmiennokształtni, demony, istoty fantastyczne, zjawiska ponadnaturalne i (…) potwory”[2] kojarzone głównie z zagubionymi na odległej prowincji wioskami, niedostępnymi górami, starymi miastami, rzekami i stawami, a nawet z wnętrzami domów. Powołano je do istnienia dla wyjaśnienia „tego, co nieznane, budzące strach, co napełnia (…) niepokojem”[3]. Typowy dla folkloru Japonii animizm, przekonanie, że „wszystko, co nas otacza – skały, rzeki, a nawet instrumenty muzyczne – może zawierać w sobie żywotną siłę czy też ducha”[4], przejawia się właśnie w opowieściach o yōkai (z pozoru zwyczajny japoński parasol z bambusa i natłuszczonego papieru może się okazać kasa-bake, parasolkowym potworem).

okładka książki o yōkai
źródło: www.wuj.pl
O fascynujących, niezwykle różnorodnych i właściwie nieprzeliczonych istotach ukształtowanych przez kulturę i historię Japonii mówi książka Michaela Dylana Fostera „Yōkai. Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej”, odpowiadając przy okazji na pytania o to, jak rozumiemy świat, naukę i religię, w jaki sposób wierzenia, których udokumentowane źródła sięgają epoki klasycznej (710 r.–1185 r.), przetrwały do czasów współczesnych, oraz jakim podlegały transformacjom, nie tracąc jednak ani na popularności, ani tym bardziej na wciąż atrakcyjnej formie. Co więcej, Europejczyka książka ta ma szansę doprowadzić do zaskakującego wniosku, że choć „yōkai mówią (…) wiele o »japońskości«”[5], w wielu przypadkach stanowią niemal zwierciadlane odbicie wierzeń znanych w innych kulturach. Bo czy nie słyszeliśmy o złośliwych wodnikach, duchach drzew, wiedźmach, pół ludziach pół rybach? Albo o domowych hałaśnikach odpowiedzialnych za niewyjaśnione i tajemnicze nocne odgłosy, gdy nagle coś stuknie, zaszeleści, zachrobocze, lecz choćbyśmy przenicowali kuchnie i pokoje, nie odkryjemy przyczyny owych dźwięków? Dlatego stwierdzenie: „Jak długo trwa ludzka kultura, tak długo będą istnieć yōkai”[6] wydaje się usprawiedliwione i uniwersalne.

yōkai: płukacz fasoli
Yuko Shimizu
źródło: pl.pinterest.com
Ale w yōkai najciekawsze jest to, co dla nas egzotyczne i co buduje wokół tych istot niepowtarzalny nastrój. Jak twierdzą wtajemniczeni, spotkać je można w przestrzeniach ulokowanych „pomiędzy” lub na granicy odgradzającej różniące się w jakiś sposób światy. Upodobały sobie „skraj miasta, wzgórza między wioskami, nurt strumienia oddzielającego od siebie pola ryżowe. Często pojawiają się o zmierzchu, w tej szarej godzinie, kiedy zwykłe rzeczy wydają się dziwne, a znajome twarze obce. Mieszkają na mostach i w tunelach, w przejściach i na progach. Kryją się na rozdrożach”[7]. Już to czyni z nich istoty z jednej strony fantastyczne, często groźne i mordercze, z drugiej mocno zakorzenione w japońskim pejzażu. W ich portretach nie brak humoru, w zachowaniach i rytuałach – karnawałowego szaleństwa, w paradach, gdy „przy rozbrzmiewającej na ulicach muzyce odbywają się dzikie tańce”[8] wszelkiego rodzaju yōkai – witalności. Każdy z yōkai ma niepowtarzalną historię. Są bohaterami opowieści o legendarnych wojownikach, którym przyszło się zmierzyć z groźnymi oni, olbrzymami o dłoniach uzbrojonych w potężne pazury, albo z lisami kitsune. Występują w dawnych bestiariuszach i we współczesnej mandze, inspirują się nimi pisarze, choćby J. K. Rowling (w cyklu o Harrym Potterze wprowadziła kappę i „dziewczynkę widmo, która straszy w szkolnych toaletach”[9]). Pełno ich ponoć w japońskich reklamach, sklepach z zabawkami, muzeach, komiksach, piosenkach, nie mówiąc o zlotach przebierających się za yōkai fanów czy o poważnych dyskusjach panelowych.

Książka Fostera uświadamia powinowactwa kultur na pierwszy rzut oka różnych; bez trudu odnajdujemy punkty wspólne, nawet takie, których w „Yōkai…” nie wymieniono. Dla laika może być przewodnikiem po niezwykle barwnym skrawku japońskiej kultury, dla pasjonata i znawcy tematu znakomitym dopełnieniem zdobytej wcześniej wiedzy, zwłaszcza że zaopatrzono ją w imponującą bibliografię. Bestiariusz, a więc przegląd yōkai, wzbogacono o ilustracje i przytoczenia japońskich legend, więc czyta się go z ogromną przyjemnością. Natomiast bardzo obszerna część poprzedzająca uzmysławia, że yōkai „są rodzajem wspólnej intelektualnej własności: każdy może się nimi bawić, zmieniać je, wierzyć w nie i tworzyć ich nowe wersje, aby następnie posyłać je w świat”[10].

Książka ukaże się w marcu nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.





[1] Michael Dylan Foster, Yōkai. Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej, tłum. Agnieszka Szurek, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2017, s. 33.
[2] Tamże, s. 33.
[3] Tamże, s. 48.
[4] Tamże, s. 40.
[5] Tamże, s. 91.
[6] Tamże, s. 33.
[7] Tamże, s. 23.
[8] Tamże, s. 37.
[9] Tamże, s. 249.
[10] Tamże, s. 27.

4 komentarze:

  1. Kiedy zaczęłam czytać Twój wpis Agnieszko, pomyślałam od razu o tym, o czym Ty powiedziałaś chwilę później. Jak to jest, że wszystkie kultury mają swoje potwory, duchy, gobliny i inne stworzenia, które mają swoje moce i są odpowiedzialne za wiele złośliwych wypadków, które dosięgają ludzi. I przypomniałam sobie też, że gdzieś w zakamarkach mojej biblioteki jest zbiór legend z Łańcuta, "Didko spod kamiennego mostu". Zupełnie zapomniałam o tej pięknej pozycji! I moja pamięć wróciła dzięki Tobie Agnieszko :) Dziękuję i lecę szukać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że w legendach o Łańcucie znajdziesz niejedno złośliwe licho. ;-) Foster mówi o przyczynach istnienia potworów w zbiorowej wyobraźni. Wyjaśniamy w ten sposób to, co niezrozumiałe. :-)

      Usuń
  2. Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej na temat japońskiej kultury pod przewodnictwem Fostera:) Jak zwykle - magiczna recenzja:)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)