wtorek, 28 czerwca 2016

I jak tu być romantycznym?

Ralph Albert Blakelock (1847-1919), Płonące niebo;
obraz z: en.wikipedia.org
Nie znam doskonalszych opisów lata od tych, które wyszły spod pióra Brunona Schulza. Te słoneczne lipce i żółte od żaru sierpnie, kiedy wszystko staje się jasne, jaskrawe, lśniące, szafranowe, a ludzie, starzy, młodzi, kobiety i dzieci, „brodzą w złocie” z „grymasem skwaru”[1] na twarzach! Lecz latem, trochę z przekory, od dni wolę noce. Ciepłe, usiane gwiazdami, tętniące ciszą, której brak odczuwam za dnia. Nocą świat dźwięczy czyściej i głębiej, szmery i trzaski nareszcie dochodzą do głosu, urzeczywistniają się sny. Oto „z labiryntu nocy wychodzą dwaj wędrowcy. Plotą wspólnie, wyciągają z ciemności jakiś długi, beznadziejny warkocz rozmowy. Stuka monotonnie parasol jednego z nich o bruk (takie parasole nosi się na deszcz gwiazd i meteorów), wałęsają się jak pijane, wielkie głowy w baniastych melonikach”[2].

Ralph Albert Blakelock (1847-1919), Sonata księżycowa;
obraz z: 
en.wikipedia.org
Nocą wydłużają się cienie, penetrując zakamarki świata: spragnione wody rynsztoki, dachy wielopiętrowych domów, wierzchołki drzew i miejsca, gdzie ziemia zlewa się z niebem. „Noc lipcowa! Z czym by ją porównać (…)? Czy porównam ją do wnętrza ogromnej czarnej róży, nakrywającej nas snem stokrotnym tysiąca aksamitnych płatków? Wiatr nocny rozdmuchuje do głębi jej puszystość i na dnie wonnym dosięga nas spojrzenie gwiazd. Czy porównam ją do czarnego firmamentu naszych przymkniętych powiek, pełnego wędrujących pyłów, białego maku gwiazd, rakiet i meteorów? A może porównać ją do długiego jak świat nocnego pociągu, jadącego nieskończonym czarnym tunelem? Iść przez noc lipcową to przedzierać się z trudem z wagonu do wagonu, pomiędzy sennymi pasażerami, wśród ciasnych korytarzy, dusznych przedziałów i krzyżujących się przeciągów”[3].

A jednak lato miewa też prozaiczną stronę. Jeśli zignorujemy arcydzieła literatury, żeby sięgnąć po prasę, choćby z 1905 roku, zamiast poetyckich opisów gwiazd znajdziemy notki o skandalach towarzyskich, wyjątkowo licznych o tej porze samobójstwach, o dramatach miłosnych, napadach i grabieżach. I jak tu być romantycznym?

Śmiertelne ukąszenie komara - "Czas", 14 sierpnia 1905 r.:
Z Wiednia donoszą, że w tamtejszym szpitalu garnizonowym zmarł przed kilku dniami pułkownik sztabu generalnego, J. Schirmbeck, wskutek zakażenia krwi, spowodowanego ukąszeniem komara. Zmarły pułkownik wybrał się przed dwoma tygodniami na przejażdżkę wierzchem w okolicę Wiednia. Po drodze ukąsił go komar w kark. Początkowo nie zwracał on na to uwagi, dopiero gdy opuchlizna przybrała większe rozmiary, udał się do szpitala garnizonowego, gdzie też dokonano operacji. Było już jednak za późno i w dwa dni potem nastąpiła śmierć. Przy tej sposobności przypominają pisma wiedeńskie, iż w ten sam sposób zginął w Wiedniu przed czteroma laty kapelmistrz Kratzl.

Brutalna napaść - "Czas", 9 lipca 1905 r.:
Do siedzącego wczoraj wieczorem na plantacjach[4], opodal kawiarni Janikowskiego, wraz z żoną inżyniera pana B., przystąpił tutejszy urzędnik pocztowy pan M., zaczepiając w natarczywy sposób panią B. Gdy pan B. napomniał należnie napastnika, ten uderzył go laską dwukrotnie w twarz, tak silnie, iż zadał mu dość wielką ranę, poczym począł uciekać w kierunku ulicy Kolejowej. Na krzyk napadniętego nadbiegł policjant i pochwyciwszy napastnika, odprowadził do dyrekcji policji, skąd po spisaniu protokołu puszczono go na wolność. Rannego pana B. opatrzyło pogotowie. Sprawa oddana zostanie oczywiście sądowi.

Małoletni przestępcy - "Czas", 7 sierpnia 1905 r.:
Handlarz mięsem Józef Kukiełka, przejeżdżając przez Kraków w drodze z Królestwa Polskiego do Ameryki, zatrzymał się w domu noclegowym Weindlinga przy ulicy Lubicz. Tu w nocy z piątego na szóstego w czasie snu, wyciągnięto mu spod poduszki pugilares z kwotą siedemdziesięciu rubli, srebrne spinki i medalion. Poszkodowany natychmiast doniósł o kradzieży do policji, przypuszczając, że kradzieży dokonał któryś z jego towarzyszy nocnych. Wczoraj aresztowano też jednego z nich, piętnastoletniego Jana Biły z Królestwa Polskiego, przy którym w czasie rewizji znaleziono spinki będące własnością Kukiełki. Aresztowany wypiera się czynu, twierdząc, że spinki owe dostał od niejakiego Roberta Kurasiewicza, czternastoletniego swego towarzysza, również z Królestwa Polskiego. Obaj skonfrontowani obwiniają się wzajemnie, pieniędzy jednak przy nich nie znaleziono. Obecnie znajdują się obaj w aresztach policyjnych, skąd odstawieni zostaną do sądu.

Dramat miłosny - "Czas", 7 sierpnia 1905 r.:
O niezwykłym dramacie donosi Kurier Warszawski. W majątku Bilczy, za Łuckiem, u hrabiny Sołtanowej, był na wychowaniu daleki jej krewny, osiemnastoletni Emil Krasuski. Na wakacje przy Krasuskim był korepetytor, student Uniwersytetu Warszawskiego, Kazimierz Konopacki. Przed kilku tygodniami przyjechała do Bilczy kuzynka pani domu, dziewiętnastoletnia panna M. S. W obu młodzieńcach wzbudziła żywsze uczucie. Dnia czwartego sierpnia, podczas spaceru, między rywalami powstała sprzeczka. Podczas niej, podniecony jakimś wyrazem, Krasuski w mgnieniu oka strzelił z dubeltówki do pana Konopackiego. Cały nabój trafił w głowę. Konopacki poniósł śmierć na miejscu. Panna S. z okrzykiem przerażenia zaczęła uciekać. Rozgorączkowany chłopiec zmierzył i strzelił, trafiając pannę S. w czoło. Rany są bolesne, lecz nie niebezpieczne. Wreszcie Krasuski nabił broń na nowo i strzelił sobie w usta. Śmierć nastąpiła natychmiast. Hrabina Sołtanowa rozchorowała się tak silnie, że życiu jej grozi niebezpieczeństwo. A, przepraszam. To jest dość romantyczne. ;-)






[1] Sklepy cynamonowe [w:] Bruno Schulz, Opowiadania, eseje, listy, Warszawa 2000, s. 8.
[2] Sanatorium pod Klepsydrą [w:] Bruno Schulz, Opowiadania, eseje, listy, Warszawa 2000, s. 196.
[3] Tamże, s. 197.
[4] Planty w Krakowie

10 komentarzy:

  1. Znakomity post. Ten czas bezpowrotnie miniony odżywa w nim na nowo z całą poetyką i prozą tamtych dni i można się w nim na chwilę zatopić. Fragmenty starych gazet robią wrażenie. Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stare gazety są niewyczerpanym źròdłem fascynujących historii. Dziękuję i pozdrawiam! :-D

      Usuń
  2. Jakie piękne obrazy!
    No cóż, śmierć od ukąszenia komara z całą pewnością nie jest romantyczna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że każda epoka ma swoje zmory. Nas gnębią kleszcze, ich agresywne komary. ;-) :-D

      Usuń
  3. Ja tym razem technicznie - niestety przypisy odwołują się do tajemniczego dokumentu na Twoim dysku F: :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm. Przypisy? Jakoś nie rozgryzłam sensu uwagi, więc proszę Cię o podpowiedź (mnie nic nie odsyła). :-)

      Usuń
  4. To prawda, na wszystko zawsze można spojrzeć z dwóch stron. Księżyc też ma dwa oblicza... Wybrałaś fragmenty Schulza, które też szczególnie przypadły mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie opisujesz letnią noc! Rzeczywiście jest w tych letnich nocach niespotykany urok rozgwieżdżonego nieba, zapachów traw i najpiękniejszej w roku ciszy. Nie ma nic równie uroczego, jak letnie wieczory przy ognisku.

    Emocje sięgnęły zenitu, po przeczytaniu dramatu miłosnego :), ocierającego się o groteskę :)
    Świetne fragmenty!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, historia miłosna jest jakby z Gombrowicza, idealna do "Ferdydurke". ;-) Zwłaszcza cierpiąca hrabina. Dziękuję! :-D

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)