niedziela, 11 października 2015

Polskie drogi wiodą do… Italii

Sofonisba Anguissola, "Gra w szachy", 1555 r.;
obraz z: pl.wikipedia.org/wiki/Sofonisba_Anguissola
To, że polski renesans inspirował się włoskim, jest kwestią oczywistą i bezsporną, wiadomo bowiem o czerpaniu przez artystów, i to garściami, ze wzorów ustalonych na Południu. Nie są też tajemnicą studia Polaków na uczelniach w Padwie i Bolonii oraz wpływy królowej Bony na polską kulturę, choć historycy przestrzegają przed przypisywaniem jej zbyt wielu zasług. Mnie interesują jednak zdarzenia pomniejsze; układają się one w logiczny ciąg zależności, dzięki czemu czasy Złotego Wieku zyskują nowy (dla mnie) wymiar.

Kuchnia
Władysław Bakałowicz, "Uczta z czasów Odrodzenia", 1883 r.;
obraz z: katalog.muzeum.krakow.pl/
W staropolskich potrawach i zwyczajach żywieniowych wpływy włoskie zaznaczyły się wraz z podróżami do Italii zamożnych Polaków, którzy początkowo śmiali się z obcej ich przyzwyczajeniom sztuki kulinarnej. Na dowód Janusz Tazbir podaje „dykteryjkę o młodym Polaku, który przed zimą wrócił z Italii do ojczyzny w obawie, że skoro go w lecie karmiono trawą (sałatą), to w zimie musiałby jeść siano”[1]. Jednakże z czasem doceniono w Polsce włoskie potrawy, mimo że zamiłowanie do pasztetów, galaret i korzennych ciast znacznie przewyższało popularność sałaty i kalafiora.

Izaak van den Blocke, "Apoteoza handlu gdańskiego" 1608, (fragm.);
obraz z: http://wyborcza.pl/alehistoria
Najdroższe i najbardziej pożądane przysmaki sprowadzano do Polski drogą morską i przez Gdańsk, nieco rzadziej drogą lądową z Włoch, bo ten sposób wiązał się z ryzykiem („transport był długi i niewygodny, nie zawsze pewny”[2]). Szczególnie upodobali sobie Polacy przyprawy, sprowadzano więc w ogromnych ilościach pieprz, imbir, cynamon, cukier trzcinowy, choć trzeba było za nie słono płacić („w połowie XVII wieku za łut pieprzu płacono (…) 8 zł, za funt szafranu 200 zł, za funt kwiatu muszkatelowego 100 zł, za funt cukru około 25 zł”[3]). Potrawy staropolskie były pikantne, gdyż nadmiar pieprzu świadczył o zamożności gospodarzy, którzy w ten sposób popisywali się zasobnością.

"Kodeks Baltazara Behema", miniatura, r. 1505;
obraz z: http://www.wsp.krakow.pl/whk/zabytki/k_behem.html
Polscy kucharze dostosowywali obce potrawy do rodzimych gustów i oczekiwań panów, u których służyli. Mniejsze znaczenie miał wykwintny smak; chodziło głównie o to, by olśnić oryginalnym sposobem podania, o czym pisał jeden z cudzoziemskich dworzan: „Na pasztetach po większej części złoconych znajdowały się figury zwierząt, z których się składały, wiernie wyobrażone własnymi piórami lub sierścią odziane; też postać i półmisków była, wszystko doskonale i porządnie ukształcone na drutach”[4]. Jak widać nie ma tu miejsca na sałatę i kalafior.

Język
Tomasz Dolabella, "Abraham na uczcie u Melchizedecha", 1620;
obraz z: http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Dolabella/Index.htm
Popularność włoskiej literatury sprawiła, że językiem dworskim w Polsce XVI wieku stał się włoski. Tłumaczono na polski utwory Tassa i Ariosta, czytywano włoskie rozprawy prawnicze, traktaty polityczne, a nieco później, w XVII wieku, podziwiano włoską operę. Na dworze Władysława IV Wazy włoski był językiem powszechnym wśród dworzan, którzy zresztą bardzo często wywodzili się z południa Europy, jak na przykład Tomasz Dolabella, Wenecjanin i nadworny malarz Wazów. Włoski bywał również językiem handlu; posługiwali się nim obecni wówczas w Polsce Żydzi sefardyjscy.

Sefardyjczycy
Izaak van den Blocke, "Apoteoza handlu gdańskiego" (fragm.);
obraz z: http://historia.trojmiasto.pl/
Żydzi sefardyjscy zostali sprowadzeni do Polski przez Jana Zamoyskiego, chociaż już wcześniej zdarzało się, że trafiali tu jako kupcy lub dyplomaci. Jako „wygnańcy hiszpańscy, którzy osiadają we Włoszech i w Turcji i wszędzie wnoszą za sobą język portugalsko-hiszpański, z biegiem czasów skorumpowany i najeżony wyrazami włoskimi (…). W handlu posługują się językiem włoskim lub hebrajskim i w tych językach spisują swe kontrakty, weksle itp.”[5]. Włoski znali Sefardyjczycy w stopniu doskonałym, polskiego w ogóle, więc gdy przybywali do Lwowa albo Zamościa, korzystali z usług ormiańskich tłumaczy. Podlegali wyłącznej jurysdykcji królów polskich lub Jana Zamoyskiego i postrzegali Polskę, szczególnie za rządów Stefana Batorego, jako kraj niemal wolny od prześladowań religijnych. Jeden z nich, Mosze de Mosso Kohen, napisał: „Powiadam, że panowie wielcy i monarchowie wielcy po wszystkich ziemiach, zwłaszcza tu w Polsce, bardzo się starają, żeby krzywdy i rzeczy niesłusznej ich poddani nie cierpieli, nie tylko Żyd, ale by był Cygan albo Tatarzyn”[6]. Jednak wraz ze śmiercią Zamoyskiego większość Sefardyjczyków opuściła Polskę.

Jan Zamoyski
"Hetman Jan Zamoyski na koniu";
obraz z: pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Zamoyski
Śladem wielu Polaków czasów renesansu Jan Zamoyski, przyszły sekretarz królewski oraz hetman, spędził kilka lat w Padwie. Pobyt ów to ukoronowanie podróży młodzieńca, który najpierw pobierał nauki w Paryżu (w Kolegium Królewskim i na Sorbonie) i w Strasburgu, aby wreszcie wyruszyć do Italii. W Padwie „wynajął sobie w gospodzie wielki, wygodny pokój z oknem na podwórze, zarosłe bluszczem i pnącymi różami. Odpocząwszy nieco, wyszedł na miasto. Chodził po wąskich, ruchliwych uliczkach i chciwy wrażeń oglądał budynki, kościoły, stroje, sklepy i kramy. Kupcy z sąsiedniej Wenecji zaczepiali go, proponując sprzedaż sukna i jedwabnych bławatów ze Wschodu, klejnotów, korzeni, szkła i cennych luster (…)”[7].

Padwa;
obraz z: http://copernicus.torun.pl/
Zapewne spotkania z weneckimi kupcami sprawiły, że dwie dekady później Zamoyski sprowadził do nowo wybudowanego Zamościa grupę sefardyjskich kupców, z których część wywodziła się z Wenecji. Wiadomo zresztą, że młody Zamoyski zwiedził miasto na lagunach i choć zajmował się głównie nauką, studiując prawo, filozofię, medycynę, bacznie obserwował włoskie zwyczaje. A gdy obrano go rektorem uniwersytetu w Padwie i zyskał sławę człowieka przedsiębiorczego, pracowitego, zainteresowanego warunkami życia studentów oraz poziomem wykładów, doceniono to w pobliskiej Wenecji. „Senat republiki w kwietniu 1565 roku podjął uchwałę polecającą zdolnego Polaka opiece króla Zygmunta Augusta”[8], wychwalając jego cnoty i postępki. Kiedy więc Zamoyski wrócił do Polski, otrzymał od króla stanowisko sekretarza królewskiego. A potem, korzystając z włoskich doświadczeń, założył Zamość.

Zamość
Bernardo Morando, architekt;
obraz z: pl.wikipedia.org/wiki/Bernardo_Morando
Za początek istnienia Zamościa uznaje się rok 1580[9]. Miasto zbudowano z niczego, od podstaw, na gruncie, gdzie nie istniała wcześniej żadna ludzka osada. „Już w 11 lat później Zamość posiadał 275 domów, w tym 217 w śródmieściu, 32 na przedmieściu lwowskim i 26 na przedmieściu lubelskim”[10]. Aby przyciągnąć do Zamościa osadników i kupców, Zamoyski zwolnił osiedleńców na ćwierć wieku z czynszów, danin i z podatków. Ustanowił tygodniowe targi na środy oraz trzy doroczne jarmarki, zimowy, wiosenno-letni oraz jesienny. Wynajął zasadźcę, którego następnie mianował wójtem Zamościa, po czym w 1585 roku zezwolił, by w Zamościu osiedlali się Ormianie, Grecy i Żydzi sefardyjscy.

Lament różnego stanu ludzi nad umarłym kredytem;
anonimowy drzeworyt kolorowany z połowy XVII wieku;
obraz z: commons.wikimedia.org
Zamość przypominał „w rozplanowaniu (…) renesansowe reminiscencje antycznej twierdzy-miasta”[11], a niektórym przypominał Rzym przeniesiony do Sarmacji. Nie mogło być inaczej; miasto zaprojektował Włoch, architekt Bernardo Morando, który od 1570 roku przebywał w Polsce. Spędził w Zamościu dwadzieścia lat, także w roli budowniczego, i ciążyła na nim odpowiedzialność za całość robót, czyli wykonawstwo, jednolitość koncepcji, projekty indywidualne, więc o tym, jak ostatecznie wyglądał Zamość, zadecydowała włoska teoria budowy miast. „Dziełem Bernarda Morando były prawie wszystkie ważniejsze budowle Zamościa: pałac wielki przedni, arsenał, kolegiata, ratusz, dom zajezdny, kamienice wzorcowe na Rynku Wielkim i bramy miejskie – Lubelska i Lwowska”[12]. Włoch Bonifacy Vanozzi, sekretarz legata papieskiego, zwiedził Zamość w 1596 roku. Dostrzegł imponującą zamożność miasta, obecność murowanego kościoła, akademii, biblioteki oraz wielokulturowość i etniczne zróżnicowanie mieszkańców: „Całe miasto jest warowne, będąc otoczone mocnym wałem: nie można min podsadzać, gdyż nie kopiąc zbyt głęboko, znajduje się gatunek ziemi, który się łatwo zasypuje. Jest staw w bliskości miasta, z którego wodę do fos sprowadzają. Dwie rzeki wpadają do niego, tak dalece, że odebrać nie można wody i zawsze będzie jej dostatkiem do napełnienia tychże fos”[13].

Sofonisba Anguissola, "Portrait, of Bianca Ponzoni", 1557;
obraz z: en.wikipedia.org/wiki/Sofonisba_Anguissola
Ponieważ zamojscy kupcy mogli w mieście składować towary, Zamość szybko stał się ważnym centrum handlowym. Sprowadzano len, konopie, saletrę, wełnę, chmiel, sól, ryby, kobierce, uprzęże, barwniki, wina, leki (np. sadło krokodyle), złotogłów, jedwabie, cynamon, pieprz, trzcinę cukrową, imbir, daktyle, szafran, wosk, miody pitne… Wspomniany wcześniej Żyd sefardyjski, zamieszkały w Zamościu Mosze de Mosso Kohen, handlował małmazją.

Wzajemne korzyści
Jan Stanisław Bystroń zauważył, że Polacy nie czuli szczególniej sympatii do Włochów, których „charakteryzowano jako ludzi układnych i chytrych; odnoszono się do nich z pewną nieufnością i patrzano niechętnie na ich wytworność, zamiłowanie do zbytku, zniewieściałość obyczajów”[14]. Mimo to Polacy ciągnęli do Włoch niczym pszczoły do miodu, a Włosi na polskich dworach robili kariery architektów, muzyków, malarzy, lekarzy, uczonych i dworzan.






[1] Janusz Tazbir, Spotkania z historią, Warszawa 1986, s. 66.
[2] Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa 1994, t. 2, s. 459.
[3] Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa 1994, t. 2, s. 461.
[4] Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa 1994, t. 2, s. 463.
[5] Majer Bałaban, Żydzi lwowscy na przełomie XVI i XVII wieku, Lwów 1906 , s. 459.
[6] Majer Bałaban, Żydzi lwowscy na przełomie XVI i XVII wieku, Lwów 1906, s. 463.
[7] Leszek Podhorodecki, Hetman Jan Zamoyski, Warszawa 1971, s. 11.
[8] Leszek Podhorodecki, Hetman Jan Zamoyski, Warszawa 1971, s. 17.
[9] Adam Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s. 40.
[10] Adam Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s. 40.
[11] Adam Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s. 42.
[12] Adam Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s. 43.
[13] Adam Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s. 45.
[14] Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa 1994, t. 1, s. 106.

2 komentarze:

  1. Moje podreczniki ze studiow;) Lubie taki ciekawostki, najchetniej podrozowalabym w czasie, zeby poczuc tamtejsze zycie na wlasnej skorze, tak tylko przez chwile:)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróże w czasie miałyby urok, gdyby możliwy był powrót do domu. To także, przynajmniej częściowo, moje studenckie lektury. Mam okazję do nich wrócić. :-)

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)