niedziela, 31 lipca 2016

Moc duchów w dłoniach – Emily Carr

Emily Carr, Wood Interior, 1929-1930;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
„Przyjrzała się tropikalnemu lasowi, bardziej przypominającemu dżunglę niż jakikolwiek, który do tej pory widziała – był gęsty i nieprzenikniony niczym starożytna istota opętana mokrą zielenią, rojąca się od wilgotnego życia. W podwójnej zatoce rozdzielonej zalesionym cyplem, z wiszących ponad plażami oparów wyłaniały się totemy”[1] – tak w „Kochance lasu”, beletryzowanej biografii Emily Carr, kanadyjskiej malarki i pisarki, ujęto istotę jej twórczości, pasji, artystycznych poszukiwań, miłości i przyjaźni. Na jałowym gruncie pruderyjnej i konserwatywnej epoki wiktoriańskiej ukształtowała się niepospolita osobowość artystki zdolnej do największych wyrzeczeń w imię sztuki i by zrealizować dwa nadrzędne cele: przechować pamięć o kulturze kanadyjskich Indian oraz nadać dziełu sztuki formę intensyfikującą jego ekspresję.

Emily Carr, Heart of the Forest;
źródło: 
pl.pinterest.com
Wykształcona, ukończyła bowiem Westminster School of Art w Londynie, a wcześniej kursy martwej natury i krajobrazu w California School of Design w San Francisco, najwięcej nauczyła się w Paryżu w Akademii Colarossiego oraz w Bretanii. Tam zrozumiała, że „sztuka nie polega na odwzorowywaniu widzialnych bodźców”[2] oraz że artysta malarz nie może obawiać się przesady ani ryzyka. Zetknąwszy się z pracami fowistów, zainspirowała się ich paletą barw, lecz z czasem dostroiła ją do swojej wrażliwości i swoich tematów. Uznanie zyskała dopiero u schyłku życia, stając się ikoną sztuki Kanady, ale nawet wówczas nie porzuciła skromnego życia, spełniona tylko podczas pracy i wśród niebosiężnych cedrów zachodniego brzegu wyspy Vancouver.

Kolumbia Brytyjska
Emily Carr
źródło: www.pinterest.com
Emily Carr przyszła na świat w 1871 roku. Właśnie wtedy Kolumbia Brytyjska, będąca dotąd kolonią brytyjską, dołączyła do Konfederacji Kanady, stając się jej zachodnią prowincją. Emily urodziła się kilka miesięcy po tym podniosłym wydarzeniu, więc w przeciwieństwie do licznego starszego rodzeństwa szczyciła się kanadyjskim (nie brytyjskim) obywatelstwem. Jednak jej styl życia i sposób postrzegania rdzennych mieszkańców tamtych terenów różniły się zasadniczo od typowych dla przemysłowo-mieszczańskiej klasy średniej jej rodzinnego miasta. Zafascynowana życiem i sztuką plemion indiańskich, dziś, w czasach poprawności politycznej nazywanych Pierwszymi Ludami, poznała z bliska codzienność Kwakiutlów (Kwakwaka'wakw) i Nootka (Nuuchah’nulth).

Emily Carr i jej zwierzęta;
źródło: www.pinterest.com
Zaprzyjaźniła się z Sophie Frank Plotącą Kosze, Indianką z Rezerwatu Misji Squamishów w północnym Vancouver. Sophie utrzymywała liczną rodzinę, handlując koszykami z korzeni cedru i skrzypu, z kory wiśni. „Okrągłe, kwadratowe, prostokątne, płaskie, wszystkie plecione ze skomplikowanymi skośnymi geometrycznymi wzorami lub z kształtami zwierząt i paproci”[3] bardzo podobały się Emily, ale nie cieszyły się wzięciem, więc mąż Sophie pracował w miejscowej fabryce konserw. Oboje zostali ochrzczeni, część ich dzieci również, i to stało się przyczyną tragedii rodziny funkcjonującej na granicy między dwoma światami, rodzimym i chrześcijańskim.

Emily Carr
źródło: www.pinterest.com
Emily Carr dostrzegała postępującą w zawrotnym tempie marginalizację Indian, przymuszanie ich do porzucenia dawnych wierzeń, wymuszoną chrystianizację, zamykanie w rezerwatach, kradzież ziemi, wyludnianie się wiosek, niszczenie kultury i sztuki. Była świadkiem śmierci kolejnych dzieci Sophie, nieodpornych na choroby białych i pozbawionych podstawowej opieki medycznej. Sophie Frank urodziła dziewięcioro dzieci i wszystkie straciła, a pochowawszy je na miejscowym cmentarzu indiańskim, pracowała już tylko po to, by każde miało przyzwoity chrześcijański nagrobek. Kiedy zebrała potrzebne pieniądze, biały kamieniarz podwyższał cenę albo mówił, że najpierw musi obsłużyć swoich, więc czekała, rodząc kolejne dzieci, które także umierały. Życie Sophie, jak większości Indianek w rezerwatach, wyznaczały ciąże i pogrzeby, zwykła jednak mawiać, że „dziecko na chwilę jest lepsze niż brak dziecka”[4].

Wołania kruków
Emily Carr, Totem walk a Sitka, 1907;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
Emily poznawała Indian stopniowo, najpierw tych w rezerwatach, potem ukrywających się z dala od nich, buntujących się przeciwko białym i ich prawom. Jadła z nimi chleb bannock, plastry suszonego łososia i halibuta, ubite na pianę owoce mydleńca, uczestniczyła w potlaczach[5] i pogrzebach, szukając totemów, drewnianych słupów ustawionych przy chatach i w pobliżu wiosek, aby je malować. Owe niezwykłe rzeźby ukazywała na obrazach na tle natury, sięgając po intensywne barwy. „Długie pociągnięcia pędzlem maczanym w pruskim błękicie i szmaragdowej zieleni. Rozjaśnić krótszymi, węższymi pasmami żółtej ochry. Ultramarynowe cienie. Zarys w indygo i czerni. Uprościć drzewa (…) do nachodzących na siebie trójkątów”[6] – oto receptura, do której się stosowała i która nie przyniosła jej popularności, bo ani forma, ani tym bardziej tematyka nie spełniały oczekiwań krytyków i bywalców jej nielicznych wystaw. Obrazy Emily okrzyknięto „karykaturami, które ośmiela się wynosić do rangi sztuki”[7].

Emily Carr, Tsatsisnukomi B. C., 1912;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/

Emily Carr, Haida Totems;
źródło: http://www.the-athenaeum.org
/
Z przerwami wywołanymi utratą wiary w sens malowania, tworzyła wciąż nowe dzieła, ucząc się, że zwierzęce postacie na totemach mają symboliczne znaczenia; ich deformacje, ogromne dzioby kruków, ostre pazury niedźwiedzi, szpony orłów, przemówiły do niej z czasem jak do Indian. Podczas wypraw znajdowała też inne rzeźby. „Ogromnego cedrowego Kruka ze złożonymi skrzydłami i wzniesionym dziobem. Siedział na niskim pniu, spoglądając na łąkę. Nie był to słup, lecz przedstawiająca całe stworzenie rzeźba, ptak, od głowy po ogon, większy niż pień, na którym siedział. Mech porastał jego głowę, grzbiet, czubki skrzydeł i zagłębienia oczu”[8]. Kruk symbolizował związek człowieka z naturą, ale był też zapowiedzią śmierci, Indianie wierzyli więc, że przemawiał wówczas, gdy wiosce groziło niebezpieczeństwo.

Grupa Siedmiu
Lawren Harris /Grupa Siedmiu/, South Shore, Baffin Island;
źródło: 
pl.pinterest.com
Malarstwo Emily Carr dostrzeżono w 1927 roku. Wcześniej doceniali je głównie przyjaciele i Indianie, dla których była hailat – kobietą o mocy duchów w dłoniach. Dopiero Wystawa Rdzennej i Współczesnej Sztuki Zachodniego Wybrzeża Kanady w Narodowej Galerii w Ottawie uświadomiła jej, że nie jest sama, bo artystów o podobnych do niej upodobaniach jest w Kanadzie wielu. Ich prace zestawiono ze sztuką plemienną: fragmentami totemów, ceramiką, maskami, koszami. Tu Emily zetknęła się z twórczością malarzy z Grupy Siedmiu: Lawrena Harrisa, J.E.H. MacDonalda, Franklina Carmichaela, Fredericka Varleya, A.Y. Jacksona, Arthura Lismera, Franka Johnstona. Utrzymywali oni, że „potrzebny jest nowy styl w sztuce zrodzonej z jedności z rozległymi, różnorodnymi krajobrazami Kanady. Ci twórcy niczym bracia przemierzali razem bezdroża, dzielili się artystycznymi refleksjami przy ognisku i bronili się nawzajem przed krytykami”[9]. Emily przedstawiono Lawrena Harrisa, najpopularniejszego z siódemki malarzy, i dała się uwieść jego malarstwu, „zamarzniętym jeziorom, wodospadom, urwistym skałom i ogromnym, pozbawionym ozdób przestrzeniom pulsującym uczuciem”[10]. Dostrzegła podobieństwa między swoimi obrazami a obrazami artystów z Grupy Siedmiu, choćby rezygnację ze szczegółu i uproszczenie formy, cechy, które my możemy znaleźć w twórczości Rafała Malczewskiego – portrecisty Tatr.

Frank Carmichael/ Grupa Siedmiu/, Mirror Lake;
źródło: 
pl.pinterest.com

Na półce w zamkniętym słoju
okładka książki
z: pl.pinterest.com
Książka Susan Vreeland opowiada historię Emily Carr od roku 1906 do chwili jej tryumfu, a więc do lat trzydziestych XX wieku. Łącząc fikcję z niepodważalnymi faktami, kładzie nacisk na relację malarki z siostrami i ojcem, na przyjaźnie z Jessiką i Haroldem Cookiem, daje też pełną wdzięku historię miłosną, mimo że akurat ta nie ma potwierdzenia w dokumentach i wspomnieniach artystki. Za życia Emily Carr postrzegana była jako zaprzyjaźniona z barbarzyńcami dziwaczka, malarka o zepsutej wyobraźni, otaczająca się zwierzętami samotniczka i stara panna. Była jednak kobietą czynu, która nie bała się nocować w indiańskich grobowcach ani mieszkać samotnie w starej przyczepie, z dala od ludzi, i tam malować. Niedługo przed śmiercią „została zapytana o najważniejsze wydarzenia z jej życia. Odparła: «Praca i jeszcze więcej pracy!... Kochanie wszystkiego strasznie mocno… Najważniejszymi wydarzeniami jest dla mnie działanie – i ciągle to robię. Nie odstawiajcie mnie jeszcze na półkę w zamkniętym słoju”[11].

Emily Carr (1871-1945)
Emily Carr, Big Raven, 1931;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
Emily Carr, Blunden Harbor, 1931-1932;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
Emily Carr, Wood Interior, 1932-1935;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
Emily Carr, Forest Lanscape No. 2, 1935;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
Emily Carr, Above the Gravel Pit, 1937;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/






[1] Susan Vreeland, Kochanka lasu. Opowieść o życiu kanadyjskiej malarki Emily Carr, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2006, s. 299.
[2] Tamże, s. 166.
[3] Tamże, s. 34.
[4] Tamże, s. 51.
[5] Potlacz  
ceremonia plemion Indian Ameryki Północnej żyjących na północno-zachodnim wybrzeżu kontynentu, nad Pacyfikiem. Uczestniczący w tym obrzędzie oddawali innym lub niszczyli należące do siebie dobra materialne, aby zachować lub podnieść swój status społeczny. [źródlo: pl.wikipedia.org/wiki/Potlacz]
[6] Tamże, s. 218.
[7] Tamże, s. 305.
[8] Tamże, s. 275.
[9] Tamże, s. 371.
[10] Tamże, s. 373.
[11] Tamże, s. 426.

8 komentarzy:

  1. Dziękuję za ten szalenie interesujący post. Znów dowiaduję się czegoś nowego, nie znałam malarki. Ten artykuł przypomina jak trudną drogą kroczą artyści - a Ci najbardziej oryginalni - przez całe niemal życie muszą borykać się z niezrozumieniem. Nic dziwnego, przeważnie wyprzedzają swoją epokę. Ostatni obraz malarki niemal do złudzenia przypomina "Gwiaździstą noc" Van Gogha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrazy Emily Carr kojarzy się zazwyczaj z postimpresjonizmem, ekspresjonizmem, fowizmem. Widać podobieństwa do wielu twórców, to zapewne efekt pobytu we Francji. Sama nie traktowała poważnie porównań do van Gogha, a takie się zdarzały. Śmiała się z nich (w książce na podobny komplement odpowiada, że van Gogh przewraca się w grobie, jeśli to słyszy ;-) ).:-D

      Usuń
    2. Coś musiało być na rzeczy, skoro podobieństwo zauważa taki dyletant, jak ja:)

      Usuń
  2. Chyba się zakochałam... Dziękuję Ci za ten artykuł - teraz pewnie będę wędrować po Sieci w poszukiwaniu obrazów nie tylko Emily Carr, ale w ogóle malarzy, którzy nawiązywali do sztuki indiańskiej. Jest w nich jakiś czar... przechowują tę cząstkę pierwotnej magii, która coraz bardziej rozmywa się w prozie dnia bieżącego.

    A i po książkę zapewne sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też odkrycie. Nie słyszałam wcześniej o Emily Carr, a zakochałam się w jej malarstwie. I w sztuce indiańskiej również. :-)

      Usuń
  3. Pani wpisy są bajeczne . Czytam je z ogromną przyjemnością

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)