sobota, 18 czerwca 2016

Smutne serce gorse niźli chorość...

Aleksander Kotsis, Sabała i stara góralka, ok. 1870;
źródło: rogalin.mnp.art.pl/wirtualne-muzeum/malarstwo
„Stary myśliwiec, morderca niedźwiedzi, włóczęga tatrzańskiej pustyni, niekiedy towarzysz zbójników, cały jednolicie wytworzony przez Tatry, ledwie umiejący się podpisać, bez innej kultury, prócz tej, którą wszczepia w duszę walka i współżycie z naturą”[1] – tak o Janie Sabale Krzeptowskim napisał Stanisław Witkiewicz. Przyjaźń starego górala i malarza zaczęła się wraz z przyjazdem Witkiewiczów do Zakopanego w lutym 1886 roku i trwała do śmierci Sabały. Witkiewicz widział w podhalańskim bajarzu „skończonego artystę”[2], porównywał go do „dobrze napisanej książki, w której najbłahszy przedmiot interesuje doskonałością obrobienia”[3], poświęcał mu utwory, świadomie budując jego legendę. Sabała bywał u Witkiewiczów na prawach domownika, a gdy dopełniali chrztu sześcioletniego synka, Stanisława Ignacego, Sabałę poprosili w kumy (z Heleną Modrzejewską, która, po powrocie z Ameryki w 1890 roku, specjalnie w tym celu przyjechała do Zakopanego). Dzięki Witkiewiczowi góral zetknął się z Karolem Potkańskim, Stefanem Żeromskim, Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem, Lucjanem Rydlem, Adamem Chmielowskim, Janem Grzegorzewskim.

Aleksander Kotsis, Kłusownik w Tatrach, ok. 1870;
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl/
Naprawdę nazywał się Jan Gąsienica Krzeptowski i przyszedł na świat w 1809 roku jako syn jednego z najbogatszych gazdów zakopiańskich. Nazwisko Sabała ma niejasną etymologię, najprawdopodobniej jednak pochodzi od nazwy odziedziczonej przez niego ziemi. Ziemi jednak Sabała uprawiać nie lubił. Znano go za to z kłusownictwa i myślistwa. Do legendy weszły opowieści o jego polowaniach na niedźwiedzie, bo choć od 1868 roku w Tatrach obowiązywała uchwalona przez Sejm Krajowy we Lwowie ustawa zakazująca polowań na zwierzęta, czego pilnowała straż myśliwska, Sabała nic sobie z tego nie robił. Rozbierał strzelbę na części, ukrywał je pod ubraniem i składał dopiero na miejscu zasadzania się na niedźwiedzie, kozice, sarny i świstaki. Nie przysparzało mu to sympatii władz i niektórych górali, zwłaszcza że posądzano go też o sprzyjanie podhalańskim zbójnikom oraz o zbójowanie. Na takie zarzuty zwykł odpowiadać: „Bogu ta o zbójectwo nie markotno…”[4].

Sabała, fot. Benedykt Tyszkiewicz, 1892 r.;
źródło: na-szlaku.pl
Sabała wziął udział w powstaniu chochołowskim. Było to „zbrojne wystąpienie górali z Chochołowa i okolicznych wsi przeciw władzom austriackim (…), przygotowane przez Jana Kantego Andrusikiewicza (1815-1850) i ks. Józefa Leopolda Kmietowicza (1819-1859), i wybuchło w lutym 1846”[5], równocześnie z rzezią galicyjską. Powstanie to miało stanowić część powstania ogólnonarodowego, do którego nie doszło z powodu aresztowania przywódców, na przykład Ludwika Mierosławskiego. Wieść o tym nie dotarła do Chochołowa. Górale stanęli do walki zakończonej, co oczywiste, klęską. Sabała, jak wielu innych powstańców, został aresztowany, lecz najpierw „był świadkiem zdjęcia orła cesarskiego z Urzędu celnego tudzież zniszczenia słupa granicznego na granicy galicyjskiej, który porąbano siekierami. W protokole spisanym później o tym fakcie podał, że słyszał podczas tego okrzyki: A bijcie Niemca bestyję[6].

Aleksander Kotsis, Wycieczka w Tatry, 1873 r.;
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl/
Mimo że otrzymał honorową odznakę przewodnicką, Sabała nie był przewodnikiem górskim. Miał wprawdzie naturę włóczęgi i nie umiał usiedzieć w miejscu, bo ciągle coś gnało go w góry, ale wycieczek w Tatry nie prowadził. Jeśli wybierał się w drogę, to jako towarzyszący wędrowcom gawędziarz, naganiacz zwierzyny i muzykant. W takiej roli chadzał z doktorem Tytusem Chałubińskim, którego bardzo poważał, z księdzem Józefem Stolarczykiem i Stanisławem Witkiewiczem. Witkiewicz podkreślał, że Sabała miał w zwyczaju „nieść swoje gęśle i swoje opowiadania”[7], lecz nic więcej.

Sabała z rodziną Witkiewiczów;
Sabała z gęślami, przed nim młody Witkacy;
źródło: pinkwart.pl/Witkacy
Gawędziarstwo Sabały zasługuje na oddzielny komentarz, nazywany Homerem Podhala góral znał bowiem nieprzeliczone opowieści, zanotowane przez Witkiewicza i Sienkiewicza, dzięki czemu przetrwała jakaś ich część. Były to przeważnie bajki zwierzęce lub uniwersalne historyjki o akcji umiejscowionej w realiach tatrzańskich, dowcipne, bliskie anegdocie, z wyraźną puentą. Obfitowały w mądrości typowe dla Sabały, który w życiu kierował się kilkoma prostymi zasadami. Na przykład: „Smutne serce gorse niźli chorość, pilniej człowieka uśmierzci”, „Muru głowom nie ozbijes, toztodáj pokój lepiéj”, „W Pana Jezusa Krystusa wierz, ale mu nie wierz”, „Świat jest miodem posmarowany”[8]. We wszystkich słychać typowy dla górala optymizm i pogodzenie się z losem pokrewne ze stoicyzmem. Ponieważ nie doszukiwał się kłopotów tam, gdzie ich nie było (ani tam, gdzie były), na wszelkie niedogodności reagował z niewzruszonym spokojem. Gdy więc za długi odbierano mu krowę, cieszył się, że dłużej nie będzie sobie głowy truł bydlęciem. Że będzie ślebodny[9]. Tym, co podkreślało jego niezależność i fantazję, było też muzykowanie, improwizowanie na gęśliczkach, „skrzypcach malutkich z białego drewna zupełnie podobnych do rozkrojonego migdała (a więc i do włoskiej mandoliny”)[10]. Gęśle miały cztery struny i charakterystyczny, ostry i przejmujący ton, który, choć nie każdemu był w smak, w górach, wśród skał i drzew, brzmiał podobno magicznie.

Stanisław Witkiewicz, Sabałowa bajka o śmierci, 1892 r.;
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl/
Sabała drżał jedynie przed starością i śmiercią. O śmierci znał wiele gawęd; do najpiękniejszych i najbardziej znanych należy rozpowszechniona przez Sienkiewicza „Sabałowa bajka” z 1889 roku, opowiedziana pisarzowi podczas wyprawy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Sienkiewicz spisał ją i zadbał, by ukazała się w druku, najpierw w krakowskim „Czasie”, potem, z pięknymi ilustracjami Piotra Stachiewicza, w „Tygodniku Ilustrowanym”. Przyjęło się mawiać, że dzięki „Sabałowej bajce” do literatury polskiej niepostrzeżenie zakradła się gwara podhalańska. Opowieść tę zilustrował też Stanisław Witkiewicz; rysunek piórkiem zawisł w słynnej Chacie Marii Dembowskiej (więcej o Chacie i jej mieszkańcach będzie w powieści „Niepokorne. Judyta”).

Sabałowa bajka Henryk Sienkiewicz
"Tygodnik Ilustrowany" 1891, nr 101;
Sabałowa bajka /fragm./;
źródło: Małopolska Biblioteka Cyfrowa
Siedliśmy wokół ogniska wsłuchani w tę ciszę tatrzańską, która aż w uszach dzwoni. Zbliżała się już i godzina spoczynku, gdy nagle Sabała podniósł swą pomarszczoną twarz, podobną zarazem do głowy starego sępa i do twarzy Miltona. Chwilę popatrzył szklanymi oczami w ogień – tak zaczął opowiadać:
– „Prosem piknie wasych miłości, raz seł chłop ze świdrem i rąbanicą do Nowego Targu na siacie. Jakoś za Poroninem stowarzyszyła się z nim stara baba. Chłop, ze był mądry gazda, poznał Śmierć i zara myśli, jako się jej pozbyć. Wzion wreście wiercić dziurę do wirby, wiercił, póki nie wywiercił, a potem w nią zagląda.
– Czego patrzys? – pyta Śmierć.
– Chcesz uznać, to sama zaźrzyj.
Zaźrzała Śmierć do dziury, nie widzi nic – a bez ten cas ociosał se chłop rąbanicą bukowy kołek.
– Nie widzę nic – powiada Śmierć.
– Wleź całkiem, to obacys.
Ledwie Śmierć wlazła całkiem, zatkał ci ją chłop – prosem piknie – bukowym kołkiem, przybił kołek obuchem i poseł.
Az tu rok po roku idzie, chłop żyje i żyje; ludziska przestali umierać; zajaziło się od nich w Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Chochołowie, wsędy, ze cłek koło cłeka stał, jako smereki stojom w borze. Chłopisko się zestarzało, bieda pocena go gnieść, robić już nie mogło. Naprzykrzyło mu się w ostatku zyć, poseł i odetkał Śmierć z wirby.
Jak Śmierć – prosem piknie – skoczy, jak weźmie kosić – w Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Kościeliskach, w Chochołowie, to tyla się luda wykopyrtło, ze i chować gdzie nie było. Przychodzi wreszcie Śmierć do jednej gaździny wdowy – siedmioro sierot u niej – i biere ją. A tu dzieci kiej nie zacnom lamentować:
– Nie bier matki, nie bier matki!
Zlutowała się Śmierć nad dziećmi, idzie do Pana Boga i powieda:
– Panie Boże, jakoze mnie matkę brać, kiej dzieci tak prosom, tak lamentujom, aze mi się luto stało.
A Pan Bóg powieda tak:
– Ja w tych rzecach nie gazda, jeno Pan Jezus gazda. Idźze do Pana Jezusa, niech ci ta powie, jako ma być.
Przychodzi Śmierć do Pana Jezusa i powieda:
– Panie Jezu, jakoze mnie gaździnę brać? – siedmioro sierot w chałupie, tak prosom, tak lamentujom, aze mi się luto stało.
A Pan Jezus prask Śmierć w pysk.
– Chybaj do morza, przynieś skałkę!
Skoczyła Śmierć do morza, na samiusieńkie dno, przyniosła skałkę kwardom, okrągluchnom jako bochenek chleba, a Pan Jezus do niej:
– Gryź!
Gryzie Śmierć, gryzie – zębiska ją bolom; zgryzła wreście calusieńkom skałkę – i patrzy: az w środku chrobocek maluśki siedzi. A Pan Jezus prask Śmierć w pysk.
– Widzis – powieda – to ja i o tym maluśkim chrobocku na dnie morza wiem i pamiętam; a ty myślis, ze ja o sierotach nie będę pamiętał? – Chybaj, bier matkę! 
/źródło: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/sienkiewicz-sabalowa-bajka.html/

okładka z: ksiegarnia.pwn.pl
Wszystkie cytaty zaczerpnęłam z książki Wiesława A. Wójcika, Sabała, Tatrzański Park Narodowy, Zakopane 2010.






[1] Wiesław A. Wójcik, Sabała, Zakopane 2010, s. 87.
[2] Tamże, s. 98.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 50.
[5] Tamże, s. 58.
[6] Tamże, s. 61.
[7] Tamże, s. 69.
[8] Tamże, s. 113 i 114.
[9] wolny
[10] Wiesław A. Wójcik, Sabała, Zakopane 2010, s. 84.

6 komentarzy:

  1. To jest niesamowite. Ten człowiek funkcjonował dla mnie jako hasło w kategorii "folklor zakopiański", a Ty sprawiłaś, że stał się dla mnie człowiekiem, który lubił jedne rzeczy, innych unikal lub się ich bał. A jego bajka... Coś niezwykłego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał też sporo słabości, o których nie wspomniałam. ;-) Książka o nim jest świetna. Demitologizuje Sabałę, ale w taki sposób, że staje się on fascynującym człowiekiem. :-)

      Usuń
  2. Można powiedzieć, że z rozumu, fantazji, rozsądku prostego gazdy czerpali garściami wielcy. Wpis świetnie, barwnie napisany, dzięki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza Sienkiewicz wiele zawdzięcza Sabale. Od niego uczył się gwary podhalańskiej i dzięki niemu wpadł na pomysł, żeby archaizować język "Krzyżaków" poprzez wprowadzenie jej elementów. :-)

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)