wtorek, 21 czerwca 2016

Romans na tle Tatr - "Niepokorne. Judyta"

Rafał Malczewski, Pejzaż (Południe), ok. 1926;
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl
Aby wyjaśnić to i owo, zachęcić do lektury, przypomnieć bohaterów poprzednich tomów serii "Niepokorne" oraz zapowiedzieć nowych, w prezencie dla czytelniczek i czytelników – fragment książki "Niepokorne. Judyta".  Zapraszam. :-)



Rafał Malczewski, Jesień, 1926 r.;
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl
W pociągu z Krakowa do Chabówki zajęli większą część wagonu. Z Piotrusiem, Agatką i Hanią siedziała panna Tekla, której – niczym dowódcy – podporządkowała się cała trójka. Spozieranie za okno, przekomarzanie, kosztowanie przygotowanych na drogę wiktuałów – wszystko to miało miejsce, o ile przyzwoliła opiekunka. Judyta usiadła przy Julii, na wprost Elizy, która opowiadała o wynajętym dla niej domku, powołując się niekiedy na Antona i prosząc, aby uzupełnił opis.
– Będzie ci tam wygodnie – zapewniła. – Chatę zbudowano z myślą o letnikach i w otoczeniu drzew, bo zieleni tam tyle, że człowiek ma wrażenie, jakby cywilizacja została daleko, gdzieś na marginesie świata. Do Krupówek będziesz miała jednak blisko i do nas, na Kościeliską, również.
– Kochanie, Judycie nic to zapewne nie mówi – powiedział Anton.
– Wytłumaczę więc. Obok twojego domu stoi willa Władysławka, a za nią biegnie ścieżka. Dojdziesz nią skrótem do Kościeliskiej i do Bagatelki, czyli do nas.
– Pan Max będzie usatysfakcjonowany widokami, zwłaszcza architekturą, bo takiej nie znajdzie ani w Wiedniu, ani w całej Austrii. Szczęśliwie dla Zakopanego osiedliło się pod Giewontem grono entuzjastów, którzy stworzyli oryginalny i estetyczny styl, niekłócący się z miejscowym budownictwem. Gdyby nie oni, budowano by tu w dalszym ciągu po szwajcarsku, a to się już opatrzyło i w gruncie rzeczy razi pospolitością.
Eliza ujęła dłoń męża.
– W przeciwieństwie do ciebie jestem przywiązana do domów w szwajcarskim stylu. Łatwo ferujesz podobne wyroki, bo nie widziałeś ich tam, skąd pochodzę.
– Nie widziałem. Przyznasz jednak, że nie z mojej winy.
W tonie Antona zabrzmiała gorzka nuta, lecz uwaga pozostała bez komentarza Elizy i tylko jej dłoń zacisnęła się mocniej na mężowskiej. Nie była w rodzinnym domu, odkąd została jego żoną, gdyż małżeństwo z poddanym cesarza Austro-Wegier, zawarte bez zgody rosyjskich sądów, przyczyniło się do utraty ważności jej paszportu, a ponieważ nie wystąpiła do carskich władz o przyzwolenie na stały pobyt w Krakowie, w Galicji właściwie mieszkała nielegalnie. O ile jednak władze austriackie nie przywiązywały wagi do podobnych drobiazgów, o tyle próba przekroczenia granicy z Kongresówką wywołałaby lawinę reperkusji – z aresztowaniem włącznie.
Jednocześnie babka Elizy, Elżbieta Orzechowska, staruszka leciwa, lecz wciąż żelaznego zdrowia, mimo upływu lat nie zaakceptowała małżeństwa wnuczki z Austriakiem, w przeszłości porucznikiem cesarsko-królewskiej żandarmerii wojskowej. Mało tego, Eliza była przeświadczona, że zajadłość i upór babki rosły, osiągając apogeum minionej jesieni, gdy też młodsza wnuczka, z którą wiązała liczne plany i nadzieje, wyjechała do Krakowa po naukę.
Rafał Malczewski, Wiatr w górach, ok. 1925-1927;
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl
– Góry są zjawiskowo piękne – wyznała Eliza. – Wiem, to frazes, lecz odkąd spędzamy tu letnie miesiące, jakby mniej dotkliwie odczuwam oddzielenie od bliskich w Kongresówce. W Krakowie jest ciasno, brakuje rozmachu, wolnej przestrzeni, do której przywykłam w dzieciństwie i właśnie w górach doświadczyłam jej ponownie. Będziesz, Judytko, urzeczona.
– Jeszcze do niedawna dojechalibyśmy tylko do Chabówki, a stamtąd ruszylibyśmy na góralskich furkach – wyjaśnił Anton. – Dziś, w dobie postępu i szybkiego rozwoju infrastruktury, dojazd nawet w tak odległe miejsca nie stanowi problemu, przesiądziemy się po prostu w prywatną kolej i tym sposobem dotrzemy do samego Zakopanego. Niestety, na miejscu brak jeszcze udogodnień, do których przywykł człowiek z miasta. Ani tam wodociągów, ani elektryfikacji, żyje się po spartańsku. Jednak górskie pejzaże, zdrowe powietrze i codzienny kontakt z naturą rekompensują wszystko z nawiązką.
– Rozrywek jest pod dostatkiem, jeżeli, rzecz jasna, ma się ochotę na ożywione życie towarzyskie – dodała Eliza.
Rafał Malczewski, Pejzaż podgórski, 1923 r.;
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl
– Mnie wystarczyłaby biblioteka z prawdziwego zdarzenia – wtrąciła Julia, podniósłszy wzrok znad cienkiego tomiku poezji, który czytała, odkąd wsiadła do pociągu. Teraz zamknęła go i schowała do torebki, po czym uważnymi ruchami drobnych dłoni wygładziła zagniecenia na jasnoniebieskiej sukni z haftem mereżkowym.
Rozmowa o wadach i zaletach lata w Zakopanem była błaha, lecz Judycie sprawiła przyjemność, zwłaszcza że zachowanie Wiebrachtów świadczyło o ich głębokim przywiązaniu, mimo drobnych, w gruncie rzeczy nieistotnych różnic zdań. To nastroiło ją optymistycznie; pomyślała, że wśród ludzi darzących się taką miłością, a ją bezwarunkową przyjaźnią, łatwiej jej będzie dojść do porozumienia z Maxem.
Ogarnął ją zadziwiający spokój. Krajobrazy widziane za oknem zmieniały się z każdą wsią, z każdym nowym dworcem. Początkowo równinne, przechodziły stopniowo w porośnięte lasami wzgórza, w niezmierzone połacie pastwisk i łany dojrzewających zbóż. Już teraz doceniła oddalenie od wielkiego miasta, od kamiennych, z rzadka urozmaiconych zielenią uliczek rozgrzanego upałem Wiednia. Powietrze miało tu przejrzystość szkła, niebo odcieniem naśladowało barwę lazurytu, a obłoki, białe i puszyste, nasuwały na myśl wzdęte wiatrem żagle. Judyta odwróciła wzrok od okna z nagłą pewnością, że przyjmując zaproszenie Elizy, nie mogła postąpić mądrzej.
Do Zakopanego przybyli wczesnym popołudniem. Anton najął dwie dorożki, jedną dla siebie, drugą dla Judyty, bagażowi przynieśli kufry podróżne, walizy i walizki, ułożyli je w specjalnych skrytkach i towarzystwo obiecało spotkać się wieczorem. Ruszyli w drogę, początkowo razem, później każdy w swoją stronę.
Już sprzed dworca kolei żelaznej, z wysokości dorożki, widać było Tatry. Surowe, o barwach śniegu i stali, zdawały się szczytami przeszywać na wskroś niebo.
Hania pokazała na wypiętrzające się w oddali masywy.
– Pójdziemy tam? – spytała.
– Nie, kochanie – odrzekła Judyta. – Tam na pewno nie, bo to wysoko i za daleko.

10 komentarzy:

  1. Wspaniale! Moja ulubiona bohaterka w końcu powraca. Jestem ogromnie ciekawa jej losów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę udanej premiery i wielu sprzedanych egzemplarzy;) Cała seria wydaje się być niezwykle ciekawa i muszę sięgnąć po pierwszy tom najpierw zanim zabiorę się za "Judytę" ale już teraz wiem, po tym fragmencie, że mi się spodoba bo lubię takie klimaty, tamte czasy i góry. Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dobrze jest czytać serię po kolei, począwszy od pierwszego tomu. A gór w "Niepokorne. Judyta" na pewno nie zabraknie. :-) Pozdrawiam. :-)

      Usuń
  3. Kiedyś marzyłam o pisaniu ... Bardzo ładnie rysowałam i wyobrażałam sobie swoje opowiadania własnoręcznie ilustrowane. Mam nawet tomik swoich wierszy, który w latach 80 własnoręcznie przepisałam na starej maszynie, zilustrowałam, oprawiłam i ... schowałam do szuflady :D Agnieszko podziwiam Cię za to, że tak pięknie piszesz i trzymam kciuki za premierę :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój tomik na pewno jest stylowy, a do wierszy - po tylu latach - warto zajrzeć, bo szuflady kryją czasem prawdziwe skarby. :-) Pozdrawiam! :-)

      Usuń
  4. A u mnie jutro premierowa recenzja! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Pani z biblioteki i jej rekomendacji, mogłam poznać i przenieść się w magiczny świat wspaniałej trylogii Pani autorstwa. Konczę właśnie Klarę i już mi żal...jeszcze tylko Judyta i co ja zrobię.. ..Są takie książki, po ktorych ciężko się podnieść i przerzucić na coś innego...będzie mi tego brakowało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę w takim razie pozdrowić ode mnie Panią z biblioteki. :-D Bardzo mi miło, że przywiązała się Pani do "Niepokornych". Pozdrawiam! :-D

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)