poniedziałek, 29 lutego 2016

Trzeba kochać to, co się robi

Zofia Stryjeńska
zdjęcie z: http://www.uj.edu.pl/
O Zofii Stryjeńskiej czytałam wielokrotnie w źródłach o Krakowie pierwszej połowy XX wieku, a historia jej brawurowej ucieczki z domu, aby w Monachium studiować malarstwo, zainspirowała mnie do stworzenia podobnego wątku w opowieści o Judycie Schraiber, bohaterce serii „Niepokorne”.

Simona Kossak
zdjęcie z: http://www.muzeum.bialystok.pl/
Inaczej było z Simoną Kossak. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na tę prawnuczkę Juliusza Kossaka. Dla mnie pozostawała w cieniu wielkich przodków oraz znanych ciotek, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec. Poruszające spotkanie z Zofią Stryjeńską i Simoną Kossak zawdzięczam książkom Angeliki Kuźniak i Anny Kamińskiej. Nie mogłam się z nimi rozstać, czytałam z zapartym tchem i od pierwszych stron miałam wrażenie, że w gruncie rzeczy historie te się dopełniają.

Kraków
Zofia Stryjeńska, ilustracje do trenów Jana Kochanowskiego;
źródło: pl.pinterest.com
W 1907 roku szesnastoletnia Zosia Lubańska, późniejsza Stryjeńska, mieszkała z rodzicami i rodzeństwem w czteropokojowym mieszkaniu przy Świętej Gertrudy. Jeden pokój państwo Lubańscy wynajmowali lokatorom, aby podreperować kulejący budżet, mocno nadwyrężony nieudanymi interesami. Franciszek Lubański, ojciec dziewczynki, prowadził sklep przy Świętej Anny. Dodajmy, że był to sklep z niecodzienną klientelą, bo na przykład w rękawiczki zaopatrywał się w nim Jacek Malczewski. Właśnie tu Zosia, późniejsza „księżniczka malarstwa polskiego”[1], przesiadywała „pod ścianą, naprzeciw okna i zaczynała rysować. Zazwyczaj karykatury klientów. Nawet po kilkanaście dziennie”[2].

Zofia Stryjeńska, Tańce polskie;
źródło: pl.pinterest.com
Tymczasem miasto tętniło życiem. Był to jeszcze cesarsko-królewski Kraków z zatrzaskiwanymi na noc bramami miejskimi i gazowym oświetleniem, z andrusami handlującymi cytrynami i sznurówkami, z halabardnikami i żołnierzami w mundurach c.k. armii. Od świtu wszędzie tłum, zgiełk, pośpiech, bo Kraków po roku 1905 różnił się od tego z 1895, znacznie cichszego, jakby pogrążonego letargu, z którego zbudził się z nadejściem nowego wieku. „Na Siennej gęsto od ludzi. Robotnice biegną do Cygarfabryki na Dolnych Młynów, syrena ogłosi zaraz początek dnia pracy. Furmanki z podkrakowskich wsi, chyba z trzydzieści tych furmanek, przeciskają się w stronę pomnika Mickiewicza (…). Kumoszki w krochmalonych spódnicach, bogatych koralach, zawodząc litanie, dźwigały majestatycznie złocone feretrony z postaciami świętych. Gołębie fruwały, muzyka grzmiała, procesje sunęły od Świętej Barbary przez Grodzką do dominikanów”[3].

Simona Kossak przyszła na świat w 1943 roku. Miała być chłopcem, miała też odziedziczyć po pradziadku Juliuszu, dziadku Wojciechu i ojcu Jerzym talent do malowania, ale marzenia rodziny spełzły na niczym. W dodatku trwała wojna, tu ukazana dość specyficznie: „Krakowianki (…) chodziły do kapelusznika, odświeżały szafy i przerabiały ubrania u krawca, pielęgnowały fryzury, kopiując modę okupanta na berlińskie fale. Zakręcały włosy z tyłu głowy na wałki z miękkiego drutu, wzorem niemieckich kobiet, mimo że polskie podziemie przekonywało je, by nie małpowały okupanta. Nosiły oficerki, opalały się na brązowo, co było ostatnim krzykiem mody, i uczyły się angielskiego, który był trendy”[4]. Pasjonowały się brydżem, hodowlą psów rasowych, seansami spirytystycznymi, a żeby zapomnieć o niebezpiecznej i przygnębiającej codzienności, nie pogardzały tańcami, choćby przy patefonie. Brzmi to zaskakująco inaczej niż znane mi z pamiętników Odona Bujwida relacje o życiu w podbitym przez Niemców Krakowie („Kolumny jeńców przechodzą pod mymi oknami, zwłaszcza wieczorem”, „We wszystkich urzędach wywieszono napisy surowo zabraniające mówić po polsku, a potem karano ludzi mówiących tym językiem na ulicy, w sklepach i miejscach publicznych”, „Wczoraj po ulicach i kawiarniach zabierano ludzi do aut i gdzieś wywożono”, „Przed dwoma dniami otoczono Kazimierz oraz część Podgórza i przeprowadzono rewizję u Żydów, konfiskując wszystkie przedmioty wartościowe”, „Kopiec Kościuszki niedostępny, bo wewnątrz żołnierstwo zajęło koszary”, „Chleba na kartki coraz mniej”, „Na każdym kroku przypominają nam, że powinniśmy uważać się za naród niewolników”[5].).

Simona Kossak: Zemsta zwierząt

Dom
Zofia Stryjeńska, Ogień;
źródło: www.wysokieobcasy.pl
U Lubańskich dzieci wychowywano z animuszem. Pełen dziecięcych zabawek i instrumentów muzycznych dom kipiał radością, rodzina bywała w teatrze, choćby na „Weselu” Wyspiańskiego, a potem Zosia, oczarowana magią sceny, organizowała domowy teatrzyk z pomocą zaprzyjaźnionej Lilki Kossakówny, późniejszej Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Zapadł mi w pamięć opis rodzinnych obiadów: „wszyscy gadali naraz, o szkole, o tysięcznych sprawach, rozgwar był niemożliwy. Niejeden zdzielał drugiego po łbie, dla hecy podkradano sobie kąski z talerza, dorzucano podstępnie bigosu i buraków, w ogóle bachanalia Gargantuy. Kolejno biesiadnicy syci jak pijawki odpadali od stołu, to jest odchodzili do swoich zajęć (…)”[6]. Swoboda zachowania, przyzwolenie na beztroskę i zabawę, choć zawsze z poszanowaniem starszych, są tu tak mocno podkreślane, że wszelkie kłopoty rodzinne, a było ich sporo, zeszły na dalszy plan.

Kossakówka
źródło: pl.wikipedia.org
Simona Kossak doświadczyła surowej, niemal bezwzględnej dyscypliny, bo „została wychowana w domu, w którym świat dzieci był oddzielony od świata dorosłych żelazną kurtyną”[7]. Wymagano od niej bezwzględnego posłuszeństwa, karano za każde przewinienie, obiady jadała tylko w towarzystwie guwernantki. Lista obowiązujących ją zakazów była właściwie nieskończona: „Nie kłaść się na stole. Nie zakładać nogi na nogę. Nie bujać się na krześle. Nie garbić się. Nie przechylać głowy do tyłu. Nie wieszać ręki na oparciu krzesła. Nie mówić smacznego. Nie rozwalać się na siedzeniu. Nie trzymać łokci na stole. Nie gadać. Nie mlaskać…”[8]. Gdyby nie obecność zwierząt, z którymi się wychowywała, podobne dzieciństwo byłoby nie do zniesienia. Na co dzień Simona miała do czynienia z psami rodziców, a oprócz tego z wróblami, gołębiami, drozdami, kosami, gawronami, gdyż w Kossakówce ptactwa było bez liku. Kiedy w 1950 roku poszła do szkoły, „wpadała do klasy, siadała w ławce, a w tej samej chwili na parapecie za oknem lokowały się kruk i kos”[9]. Talent do zaprzyjaźniania się ze zwierzętami, do obłaskawiania nawet najdzikszych, ujawnił się w przypadku dziewczynki już w dzieciństwie, dorosłość stanowiła tylko jego potwierdzenie.

Simona Kossak: Czy zwierzęta myślą?


Na własny rachunek
Zofia Stryjeńska, Tańce polskie;
źródło: pl.pinterest.com
Zosia Lubańska malarstwa uczyła się najpierw w szkole Marii Niedzielskiej, potem wymarzyła sobie studia w Monachium, bo uważano je za trudne i najlepsze. Rzecz jasna nie przyjmowano tam studentek, więc obcięła włosy i jako Tadeusz von Grzymała, w męskim przebraniu i z dokumentami brata, zdała egzaminy wstępne, została przyjęta i studiowała tam do czasu, aż zaczęto podejrzewać, że coś z nią (z nim) nie tak. Aby uniknąć skandalu, po roku wróciła do Krakowa. Historia z czasem stała się legendą, zwłaszcza że artystka utrzymywała, iż wszystko to wydarzyło się bez wiedzy i zgody rodziców, zresztą niezgodnie z prawdą.

Simona Kossak długo błądziła, zanim obrała właściwą drogę. Chciała zostać aktorką, polonistką, historykiem sztuki, lecz dopiero studia na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego okazały się tym, czego szukała i co stanowiło wstęp do życia, na jakie rzadko kto ma odwagę. Kiedy jako dojrzała, wykształcona kobieta „zamieszka w drewnianej leśniczówce bez wody i prądu w środku Puszczy Białowieskiej, (…) dzik będzie wchodził do jej łóżka, rysica spała w nogach, jamniczka jadła z talerza, a oślica wyjmowała z ust papierosy. Gadający kruk będzie skubał jej włosy, a popielice chodziły po jej domu jak ptaki, z którymi zamieszka: sowa, puchacz czy czarny bocian”[10]. Białowieski dom Simony stanie się azylem dla zwierząt i ludzi.

Kossakówka


Trzeba kochać to, co się robi
W pamiętnikach Odona Bujwida, nieco starszego od Zofii Stryjeńskiej i znacznie starszego od Simony Kossak, znalazłam następujące wyznanie: „Trzeba kochać to, co się robi. Ale można pokochać każde zajęcie. Kochałem nawet przybijanie zelówek do butów moim siostrom, gdy nie było nas stać na zapłacenie szewca”[11]. Zapadło mi w pamięć, bo nie uwierzyłam w nie i myślę, że nie dałyby się do niego przekonać bohaterki książek Angeliki Kuźniak i Anny Kamińskiej. Za wszystko, szczególnie za realizację marzeń, płaciły z nawiązką, a przecież trzymały się ich kurczowo, mimo rozczarowań oraz mniejszych i większych porażek.




[1] Artystki polskie, pr. zbior. pod red. Agaty Jakubowskiej, Warszawa 2011, s. 200.
[2] Angelika Kuźniak, Stryjeńska. Diabli nadali, Wołowiec 2015, s. 17 /ebook/.
[3] tamże, s. 8-9.
[4] Anna Kamińska, Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak, Kraków 2015, s. 12-13 /ebook/.
[5] Odo Bujwid, Osamotnienie. Pamiętniki z lat 1932-1942, Kraków 1990.
[6] Angelika Kuźniak, Stryjeńska. Diabli nadali, Wołowiec 2015, s. 18.
[7]Anna Kamińska, Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak, Kraków 2015, s. 35.
[8] tamże, s. 33.
[9] tamże, s. 55.
[10] tamże, s. 41.
[11] Odo Bujwid, Osamotnienie. Pamiętniki z lat 1932-1942, Kraków 1990, s. 326.

14 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy wpis , piękna prezentacja .

    OdpowiedzUsuń
  2. Simona Kossak to niesamowita postać. Kobieta, która posiadała niesamowitą siłę i odwagę. Co do Zofii Stryjeńskiej, to bardzo dziękuję za przybliżenie jej postaci, bo za dużo o niej nie wiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biografia Zofii Stryjeńskiej jest znacznie bogatsza. :-) Mnie bardzo zainteresował opis jej małżeństwa z Karolem Stryjeńskim oraz to, jak artystka spędziła II wojnę światową i dlaczego zdecydowała się żyć na emigracji. :-)

      Usuń
  3. Interesujący wpis. Ja jednak myślę, że Bujwid miał sporo racji, bo decydować się samemu na trudne warunki, aby zrealizować swoje marzenia to jedno, ale być zmuszonym walczyć o przetrwanie każdego dnia to co innego. W takiej sytuacji najgorsza praca, która da kawałek chleba to istny cud. ,,Byt kształtuje świadomość'' jak twierdził pewien klasyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe. :-) Wszystko jest kwestią życiowych doświadczeń, a młodość Bujwida nie należała do łatwych. To, co udało mu się osiągnąć mimo biedy, która doskwierała rodzinie, zasługuje na największe uznanie. Był człowiekiem o silnym charakterze, ale z innej epoki. Pewnie dlatego myślę inaczej. :-) Mam wrażenie, że dziś chcielibyśmy, aby praca sprawiała nam choć odrobinę przyjemności i by dawała satysfakcję. :-)

      Usuń
  4. Wspaniałe zestawienie dwóch różnych postaci i osobowości. Kiedy o nich czytałam, natychmiast przyszła mi do głowy osobista refleksja. Wychowana zostałam jak Simona, a w głębi duszy jestem Zofią. Taka skrajność powoduje, że długo ma się poczucie bycia nie w swojej skórze. Dopiero z dojrzałością przychodzi wyzwolenie, ale nie zawsze towarzyszy temu odwaga potrzebna do zmian.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego miałam wrażenie, że portrety Simony i Zofii są podobne. Właściwie mogłyby stanowić dwie strony jednej monety. Ciekawa była też kwestia sposobu ich wychowania i wpływu rodziców na późniejsze życiowe wybory córek. :-)

      Usuń
  5. Zainteresowałaś mnie Simoną Kossak. Postaram sie poznać lepiej jej biografie i miłość do przyrody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto przeczytać tę książkę. W bardzo zgrabny sposób opowiada nieprzeciętną biografię. :-)

      Usuń
  6. Świetny wpis, jak zwykle bogaty w ilustracje. To ogromna przyjemność czytać tak ciekawe posty.
    Obie panie znam na razie tylko z nazwisk..wpis pomógł mi je sobie przybliżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie, Simona i Zofia, były nietuzinkowymi kobietami. Warto poznać ich biografie. Jeśli chodzi o ilustracje - jestem klasycznym wzrokowcem. Pozdrawiam! :-)

      Usuń
  7. Książki o Zofii nie czytałam, ale czuję się zachęcona. Natomiast "Niezwyczajne życie.." to rewelacyjna książka, ale i smutna. Bo i historia Simony to smutny dowód na to, jak pozbawione czułości, zimne dzieciństwo wpływa na całe życie człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas czytania biografii Simony zastanawiałam się, w jakim stopniu ukształtowało ją dzieciństwo. Paradoksalne jest chyba to, że odtrącenie i samotność, których doznała jako dziewczynka, nauczyły ją samodzielności i zahartowały. Po czasie poszukiwań własnej drogi, gdy popełniała błędy, znalazła coś, co stało się dla niej tak ważne, że wypełniło pustkę. Myślę też, że nie bez znaczenia była osobowość Simony, zawsze wrażliwej, zaprzyjaźnionej bardziej ze światem natury niż ludzi. Bardzo możliwe, że życie w zwyczajnej rodzinie, z dala od świata egocentrycznych artystów, uczyniłoby z niej zupełnie inną Simonę. A życie miała przecież niezwykłe. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :-)

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)