sobota, 10 stycznia 2015

W co się bawić, czyli o rozrywkach pradziadków

„Forbidden Books“, Alexander Mark Rossi (1840-1916);
zdjęcie z: https://www.tumblr.com
Kiedy przeglądam prasę z przełomu XIX i XX wieku, dochodzę zazwyczaj do smutnego wniosku, że nasi przodkowie mieli znacznie więcej wolnego czasu niż my. Gry i zabawy, korsa, bale oraz rauty, sport, wyścigi konne, wycieczki świadczą niezbicie o nieustannej gotowości do zabawy, o otwartości i pomysłowości, ale głównie ukazują nam nowe, fascynujące oblicze fin de siècle’u jako epoki, w której kwitło bujne życie towarzyskie.
W „Niepokornych” Eliza, Klara i Judyta także w nim uczestniczą, bywają w teatrach, na koncertach i zabawach sylwestrowych, bawią się na ślizgawkach, jeżdżą w plener, zwiedzają zabytki, podziwiają parady lub czytają.

Portret kobiety z książką z ok. 1880 roku;
zdjęcie z: https://www.pinterest.com
Właśnie czytanie wydaje się najczęstszym sposobem na miłe i pożyteczne spędzenie czasu. Z książkami nie rozstaje się panna Pohorecka, która wertuje nie tylko podręczniki uniwersyteckie; zdarza się jej sięgnąć po znacznie lżejszą literaturę, choćby podczas spacerów, gdyż ocienione konarami kasztanowców kamienne ławeczki na Plantach były idealnym miejscem, by pogrążyć się w lekturze. Książki czyta również Judyta, szczególnie wtedy, gdy przesiaduje w antykwariacie Natana Schraibera, oraz Klara – dam tego dowód w drugim tomie serii.

James N. Lee, "At The Easel Painting";
zdjęcie z: history-lovers.tumblr.com
Znacznie ciekawsze były jednak gry towarzyskie. Dzisiejsze domówki nijak się mają do potańcówek domowych sprzed ponad stu lat, bo taniec był wówczas zaledwie dodatkiem do zbierania fantów, zabaw w cenzurowanego lub w kotka i myszkę, w przejście przez Morze Czerwone (!), w plotki albo listonosza. Oto jak grano w Morze Czerwone. Najpierw wybierano Mojżesza, następnie uczestnicy zabawy siadali w dwóch rzędach twarzami do siebie i wyciągali nogi. „Mojżesz z zawiązanymi oczami miał przejść między tymi dwoma rzędami tak, żeby nie potrącić żadnej nogi. Jeśli potrącił, zaczynał od początku. Gdy doszedł bez przeszkód do końca, miał prawo, nie zdejmując opaski, pocałować osobę, którą wybrał”.[1] Wszystko zależało rzecz jasna od tego, czy opaskę zawiązano rzetelnie… Inną zabawną grę nazywano spowiedzią, znam ją zresztą z moich lat szkolnych, więc może jeszcze nie przeszła do lamusa. „Za krzesłem skromnej panienki staje chłopak i demonstrując odpowiednim gestem grzeszny uczynek, pyta:
Ogrodnictwo to także niezła rozrywka!
zdjęcie z: www.pinterest.com
– Ile razy robiłaś tak? – W tej zabawie spowiednik ma prawo mówić do penitentki ty.
Zwykle zaczyna najpospolitsze pokazanie języka.
– Ile razy robiłaś tak?
– Raz na miesiąc.
– Ile razy robiłaś tak? – obgryzanie paznokci.
– Dwa razy dziennie.
– O, to nieładnie, odzwyczaj się, moje dziecko, od tego.
– A ile razy robiłaś tak? – pudrowanie nosa.
– Nigdy, proszę księdza.
– I słusznie. Puder bardzo źle działa na cerę. A ile razy robiłaś tak? – głaskanie po twarzy i posyłanie całusów.
– Ile razy tylko nadarzyła się sposobność…”.[2]

Vladimir Pervunensky. A Picnic in the Pink Garden;zdjęcie z: nature.desktopnexus.com
Natomiast na zabawach prywatnych, których prywatkami wtedy nie nazywano (bo prywatki w języku naszych przodków to panienki swobodniejszych obyczajów), tańczono do woli – przy orkiestrach, zespołach kameralnych, czasem niewidomych grajkach. Zabawy takie miały jeden cel: znalezienie mężów pannom, a więc córkom pana domu, ich kuzynkom oraz przyjaciółkom. Zapraszano więc tancerzy, których pozycja społeczna i majątek czyniły ich świetnymi partiami (panowie byli w różnym wieku: od późnych klas gimnazjalnych po wiek dojrzały). Tańczono walce, polki, mazury, kujawiaki i kadryle, a więc tańce z figurami, których wcześniej należało się nauczyć.

Na herbatce, ok. 1905 rok;
zdjęcie z: https://www.flickr.com
Nieco inaczej było na balach publicznych, na przykład maskowych albo redutach. Tu „maski i kostiumy obwiązywały przede wszystkim płeć piękną. Mężczyźni przychodzili przeważnie we frakach lub dominach, a młodzież przywdziewała na ogół kostiumy dość stereotypowe. Roiło się więc od kominiarzy, Turków, maharadżów, apaszów lub uliczników. Opowiadano, że na jedną z takich redut wybrali się dwaj akademicy przebrani jeden za drzewko bożonarodzeniowe, drugi za piec kaflowy”.[3] Bal publiczny zawsze rozpoczynał polonez. Zabawa trwała do przerwy na posiłek, co
Autor: Ramon Casas Y Carbó,"Girl at the Moulin de la Galette",1892;
zdjęcie z: 
nl.wikipedia.org
zapowiadał mazur, natomiast część drugą inaugurował kotylion, czyli walc z wymyślnymi figurami (tańcem kierował aranżer, ktoś w rodzaju wodzireja).
„W czasie trwającego godzinami kotyliona panie dekorowały danserów wymyślnymi orderami, panowie zaś ofiarowywali danserkom bukieciki kwiatów”.[4] Nieodłącznym atrybutem każdej tancerki był karnet, rodzaj miniaturowej książeczki, do której wpisywała nazwiska tancerzy. Karnety miewały różną formę, zależną od rodzaju balu (bywały na przykład stylizowane na rzymski zwój papirusu, tabliczki łupkowe, czterolistne koniczyny, podkowy, pęki kłosów itp.).

Wycieczka górska;
zdjęcie z: www.pinterest.com
Równą popularnością cieszyły się wycieczki. Mieszkańcy Krakowa preferowali góry, jeździli więc do Krynicy, Muszyny i Zakopanego. Początkowo drogę pokonywano na chłopskich lub góralskich furmankach, które można było wynająć na Rynku Kleparskim, później przeprowadzono kolej, więc podróż trwała krócej i była wygodniejsza. Wyprawa taka wymagała przygotowań, Zakopane bowiem oferowało wtedy świeże powietrze, piękne widoki, piesze wędrówki – i nic więcej. Trzeba było zabrać ubrania, garnki, talerze, bieliznę, pościel, lampy naftowe i świece, gdyż w wynajętych chatach czekały tylko meble, miednica, konewki (wodociągów na przełomie wieków nie było). Jak wyglądało wówczas Zakopane? „Na całej przestrzeni (…) nie było jeszcze ani jednego murowanego budynku, a po górach można było wędrować, zbaczając ze ścieżek, dokąd się chciało.
Korso kwiatowe w Wiedniu, 1897 rok;
zdjęcie z: www.fahrradwien.at
Grzyby i poziomki zbierało się pod samym domem. (…) Był to więc jeszcze półdziki kraj orłów, kozic, świstaków i dość poczciwych w gruncie rzeczy niedźwiedzi, przed którymi turyści kłusem umykali. Na długiej ławce na ulicy Kościeliskiej przesiadywali przewodnicy o chudych, wysmaganych wichrem twarzach orlich, pykając z mosiężnych małych fajek. Czekali, aż ktoś ich zamówi na górską wyprawę (…). Jeśli ktoś zajrzał do chaty we wsi góralskiej, gdzie nie znano jeszcze letników, zaraz przynoszono z piwnicy garniec chłodnego, zsiadłego mleka i częstowano znużonego wędrowca, odmawiając przyjęcia zapłaty. Honorowy gość odwdzięczał się wtedy cygarami lub czarnym austriackim tytoniem, a mniej honorowy mówił tylko: Bóg zapłać!”.
[5] Gościnność górali i swoista sympatia dla ceprów to zresztą cechy nieprzemijające. Wielokrotnie bywałam na Podhalu i nigdy nie odmówiono mi w przygodnym gospodarstwie szklanki chłodnej wody (czasem proponowano mleko, pajdę chleba z miodem albo coś mocniejszego na rozgrzewkę, rzecz jasna za dobre słowo).

O rozrywkach pradziadków można by napisać książkę, niejedną zresztą im poświęcono. Na koniec więc, zamiast puenty, kilka dziewiętnastowiecznych zagadek, bo grą w zgadywanki także umilano sobie życie (pisownię nieco uwspółcześniłam).

Debiutantka na balu;
autor: Harrison Fisher (1875-1934);
zdjęcie z: www.abebooks.com
Pierwsze w pierogach, drugie w alfabecie…
całe jest w dzwonie, u zwierząt, u dzieci,
a gdy zdrobniale wymówić zechcecie,
kwiatek tej nazwy w ogródku znajdziecie.

Chociaż nie kawa ni drugie danie,
to tym zaczyna się, co śniadanie,
drugie – ty jesteś lub druga osoba,
a jeśli całe mieć ci się podoba,
literę dodaj! A kędy Prut płynie,
będziesz miał miasto, lecz nie w Bukowinie.




Które miasteczko z zaboru pruskiego
przez miesiąc cały imieniny święci –
tam dzieci języka bronią ojczystego.
miejmy je za to w pamięci!

Drugie i pierwsze to dobre danie,
piją mniej więcej wszyscy na śniadanie,
bez pierwszej litery weź wyraz cały,
to drzewa, co mają kwiat wonny biały;
razem, gdyś w szkole, choćby z daleka,
przyjedziesz do domu, „całe” ciebie czeka,
lecz gdy skończone, o Boże, Boże!
Zbieraj się i wracaj, skądś przybył nieboże.

Zagadki pochodzą z:
Antonina Domańska, 60 szarad i zagadek, Złoczów 1902.
Odpowiedzi:
A ser – c – serce – serduszko;
B Śnia – ty – n; Śniatyn;
C Września;
D kawa – akacje – wakacje;







[1] S. Broniewski, Igraszki z czasem, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973, s. 10.
[2] S. Broniewski, Igraszki z czasem, s.11.
[3] S. Broniewski, Igraszki z czasem, s. 26-27.
[4] S. Broniewski, Igraszki z czasem, s. 15-16.
[5] M. Smolarski, Miasto starych dzwonów, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1960, str. 54.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)