czwartek, 30 marca 2017

Dwa miasta

John Singer Sargent, Venetian  Water Carriers, 1880-1882;
źródło obrazu: www.the-athenaeum.org
Kochani! Moja nowa powieść, pierwszy tom dylogii, ukaże się już w sierpniu nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Dwa wyjątkowe szesnastowieczne miasta, jedno w Italii, drugie w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, są tłem dla opowieści zamkniętej w cykl o zakazanych namiętnościach, fascynujących i niebezpiecznych peregrynacjach, wielkich interesach, osobliwościach odkrytego świata i miłości do ksiąg, lecz przede wszystkim o trwałości więzów rodzinnych oraz o tym, że „wspólnota pokrewieństwa pociąga za sobą wspólnotę losów”[1]. A choć nie zdradzę jeszcze zbyt wiele, bo nie podam tytułu ani nie pokażę okładki, podsunę obrazy (garstkę z wielu), które mnie zainspirowały, a Wam dadzą przedsmak tego niesamowitego świata. Posłużę się malarstwem Johna Singera Sargenta (1856-1925); mimo że znacznie późniejsze, buduje niepowtarzalny klimat. Zapraszam do pierwszego miasta: do Wenecji.

niedziela, 26 marca 2017

Zaklinanie strachu

Hieronim Bosch, Statek szaleńców,
ok. 1510-1515;
źródło: pl.wikipedia.org
Strach jest dzieckiem wyobraźni. „Nie ma człowieka, który wzniósłby się ponad strach (…) i który mógłby się chwalić, że go uniknął”[1]. Boimy się, bo uświadamiamy sobie niebezpieczeństwo i podejrzewamy, że jest zbyt potężne, abyśmy uszli cało. Dręczą nas lęki prywatne, ale ponieważ podlegamy wpływom społeczności, do których przynależymy, dzielimy z nimi strach zbiorowy. Czego obawiamy się najczęściej? Czy nasze lęki choć w niewielkim stopniu przypominają te sprzed wieków? Zdaniem autora książki „Strach w kulturze Zachodu” w XVI i XVII wieku lista lęków indywidualnych i zbiorowych była niezwykle długa: bano się dżumy, demonów, wojny, głodu, grzechu, śmierci, żywiołów, wilków, czarów, morza…


Wolałbym umrzeć suchą śmiercią
Statek głupców, anonimowy drzeworyt niemiecki z 1549 r.;
źródło: pl.wikipedia.org
Człowiek początków nowożytności drżał z lęku, patrząc na wzburzone morze, a gdy wchodził na pokład statku, powtarzał, że nie ma straszliwszych niebezpieczeństw od tych, które podróżnikowi zgotuje żywioł wodny. Przygód żeglarskich wystrzegano się bardziej niż wojennych i nawet doświadczeni marynarze uważali, że najgorszym rodzajem śmierci jest utonięcie w bezkresnych odmętach. W „Burzy” Williama Szekspira radcę Gonzala tak bardzo trwoży perspektywa zatonięcia statku, na którym płynie, że zaklina los, błagając o choćby skrawek lądu: „Niech to będą nieużytki, piachy, wrzosowiska, byle co. Dziej się wola Boża! ale bym wolał umrzeć suchą śmiercią”[2]. I nic w tym dziwnego, w tamtych czasach bowiem śmierć na morzu uważano za nienaturalną, a na głębiny morskie „patrzono (…) jak na świat marginalny, umiejscowiony poza potocznym doświadczeniem”[3]. Co więcej, był to świat dziwnych i groźnych istot: syren, cyklopów, strzyg oraz zwierząt tak przerażających (lub fantastycznych), że ich wizerunki ozdabiały ówczesne bestiariusze. Co ciekawe, oprócz ludzi o głowach psów, ludzi bez głów, ludzi z oczami na brzuchu albo o jednej stopie lękano się doskonale nam znanych drapieżników. Z XV wieku pochodzi relacja o potworach zamieszkujących Egipt Dolny, czyli o krokodylach i hipopotamach, a „na wyżynie, która jest ku Wschodowi, siedzi mnogość dzikich i jadowitych bestii, jak lwy, leopardy, pantery, tygrysy i bazyliszki, smoki, węże i jaszczury, a jest w nich nader niebezpieczna i śmiercionośna trucizna”[4].

środa, 15 marca 2017

Wolność – ona istnieje. „Kruso” Lutza Seilera

okładka książki z: www.wuj.pl
Hiddensee, wysepka położona za zachód od Rugii, porośnięta kępami rokitnika, wrzosowiskami i lasami sosnowymi, zamieszkana przez niezliczone gatunki ptactwa, z piaszczystą plażą, portem pasażerskim i dwiema latarniami morskimi jest dziś rajem dla turystów. Kusi barwną historią, choćby opowieściami o założonym tam przed wiekami klasztorze cysterskim czy o artystach i naukowcach, którzy dla wypoczynku przyjeżdżali do miejscowych pensjonatów. Bywał tu Zygmunt Freud, Albert Einstein, Tomasz Mann, Billy Wilder, a pisarz i dramaturg Gerhart Hauptmann, znany w Polsce jeszcze zanim przyznano mu Nobla w dziedzinie literatury (w Krakowie w 1905 roku Teatr Ludowy wystawiał jego „Tkaczy”), związał się z Hiddensee na stałe. Jest to więc miejsce wyjątkowe, z lokalnymi legendami mówiącymi i o zamierzchłej przeszłości, i o czasach nie tak dawnych, bo ta mikroskopijna wysepka nie oparła się historii najnowszej. W latach istnienia Niemieckiej Republiki Demokratycznej dochodziło tu do aktów buntu przeciwko socjalistycznej rzeczywistości – do ucieczek z kraju do nieodległej Danii. Właśnie te zdarzenia zainspirowały niemieckiego poetę i pisarza Lutza Seilera do stworzenia gęstej od aluzji literackich robinsonady „Kruso”.

piątek, 10 marca 2017

Kolekcjonerzy wrażeń

Venationes Ferarum, Avium, Piscium, ok. 1596 r.
źródło: www.britishmuseum.org
Gromadzimy wrażenia: fotografujemy, kręcimy filmiki, prowadzimy blogi, a wszystko po to, by zatrzymać i utrwalić chwile. Tworzymy subiektywną dokumentację życia, nawet jeśli płynie ono spokojnie gdzieś na peryferiach świata, z dala od wstrząsających nim zawieruch wielkiej historii. Nie inaczej było dawniej. Chociażby przed półwieczem, jakby nam i naszym przodkom przyświecało to samo pragnienie odciśnięcia po sobie śladu – i tylko metody wybieramy inne. O szesnastym i siedemnastym wieku, o ówczesnych wojnach, epidemiach, procesach o czary, odkryciach naukowych i geograficznych, a także o konfliktach społecznych i obyczajach opowiadają spisane wtedy diariusze. Obok rzeczowości i zwięzłości widać w nich autentyczne emocje autorów opisujących podróże po Europie, podających zasłyszane pogłoski i odtwarzających lokalne sensacje. W codziennych zapiskach mierzą się z tym, co zrozumiałe i z tym, czego nie umieją wyjaśnić, a więc z przeczuciami, omenami, snami i z wszelkiego rodzaju metafizyką, w którą zazwyczaj wierzą bez zastrzeżeń. Lektura owych diariuszów uzmysławia dziś, że choć czas zmienia oblicze świata, to niekoniecznie człowieka.