niedziela, 26 marca 2017

Zaklinanie strachu

Hieronim Bosch, Statek szaleńców,
ok. 1510-1515;
źródło: pl.wikipedia.org
Strach jest dzieckiem wyobraźni. „Nie ma człowieka, który wzniósłby się ponad strach (…) i który mógłby się chwalić, że go uniknął”[1]. Boimy się, bo uświadamiamy sobie niebezpieczeństwo i podejrzewamy, że jest zbyt potężne, abyśmy uszli cało. Dręczą nas lęki prywatne, ale ponieważ podlegamy wpływom społeczności, do których przynależymy, dzielimy z nimi strach zbiorowy. Czego obawiamy się najczęściej? Czy nasze lęki choć w niewielkim stopniu przypominają te sprzed wieków? Zdaniem autora książki „Strach w kulturze Zachodu” w XVI i XVII wieku lista lęków indywidualnych i zbiorowych była niezwykle długa: bano się dżumy, demonów, wojny, głodu, grzechu, śmierci, żywiołów, wilków, czarów, morza…


Wolałbym umrzeć suchą śmiercią
Statek głupców, anonimowy drzeworyt niemiecki z 1549 r.;
źródło: pl.wikipedia.org
Człowiek początków nowożytności drżał z lęku, patrząc na wzburzone morze, a gdy wchodził na pokład statku, powtarzał, że nie ma straszliwszych niebezpieczeństw od tych, które podróżnikowi zgotuje żywioł wodny. Przygód żeglarskich wystrzegano się bardziej niż wojennych i nawet doświadczeni marynarze uważali, że najgorszym rodzajem śmierci jest utonięcie w bezkresnych odmętach. W „Burzy” Williama Szekspira radcę Gonzala tak bardzo trwoży perspektywa zatonięcia statku, na którym płynie, że zaklina los, błagając o choćby skrawek lądu: „Niech to będą nieużytki, piachy, wrzosowiska, byle co. Dziej się wola Boża! ale bym wolał umrzeć suchą śmiercią”[2]. I nic w tym dziwnego, w tamtych czasach bowiem śmierć na morzu uważano za nienaturalną, a na głębiny morskie „patrzono (…) jak na świat marginalny, umiejscowiony poza potocznym doświadczeniem”[3]. Co więcej, był to świat dziwnych i groźnych istot: syren, cyklopów, strzyg oraz zwierząt tak przerażających (lub fantastycznych), że ich wizerunki ozdabiały ówczesne bestiariusze. Co ciekawe, oprócz ludzi o głowach psów, ludzi bez głów, ludzi z oczami na brzuchu albo o jednej stopie lękano się doskonale nam znanych drapieżników. Z XV wieku pochodzi relacja o potworach zamieszkujących Egipt Dolny, czyli o krokodylach i hipopotamach, a „na wyżynie, która jest ku Wschodowi, siedzi mnogość dzikich i jadowitych bestii, jak lwy, leopardy, pantery, tygrysy i bazyliszki, smoki, węże i jaszczury, a jest w nich nader niebezpieczna i śmiercionośna trucizna”[4].

Bez wątpienia lęk przed żarłoczną i nieprzewidywalną otchłanią wodną wynikał z przeświadczenia, że jest ona „rewersem świata”[5], jego niezbadaną, pełną osobliwości odwrotnością, więc by zapewnić sobie bezpieczną żeglugę, obłaskawiano ją rytuałami i obrzędami. Ponieważ morze uważano za dziedzinę sił diabelskich, za antyżywioł, najczęściej uciekano się do egzorcyzmów. W szesnastowiecznym Neapolu „przy wodowaniu zabijano białego barana, skrapiano statek jego krwią, a skórę umieszczano na dziobie. W ten sposób dawano morzu życie, by je ułagodzić i nakłonić do darowania życia majtkom”[6].

Niechaj działa czar uroków[7]

Raj i Piekło, dyptyk, ok. 1510 r.;
źródło: en.wikipedia.org
Nie przez przypadek w dramatach Williama Szekspira ogromną rolę odgrywają uroki, czary i wróżby – szesnastowieczny Europejczyk wierzył w nie bez zastrzeżeń. Ani przynależność do klasy wyższej, ani gruntowne wykształcenie, ani nawet pobożność i posłuszeństwo wobec instytucji kościelnych nie wystarczały, aby z dystansem i sceptycyzmem wypowiadać się o skuteczności nieprzyjaznych uroków czynionych „na mocy paktu z demonem”[8]. Co więcej, to właśnie duchowni byli autorami i czytelnikami dzieł poświęconych demonologii, podręczników spowiedników i traktatów teologicznych, w których publikowano listy zakazanych uroków nieprzyjaznych. Twórcą takiego katalogu czarów był na przykład proboszcz z Perche (XVII wiek), według którego podejrzenia o uprawianie czarów budzi nawet suszenie ziół przy kominku. Wymienił też: moczenie w wodzie miotły (czar sprowadzający ulewne deszcze), wkładanie pod talerz igły służącej do zaszywania całunów (przeszkadzanie w jedzeniu), miażdżenie skorupek jaj ugotowanych na miękko po wypiciu ich zawartości (dla zmiażdżenia wrogów), wkładanie do łóżka oka jaskółki (urok bezsenności), lepienie figurek z wosku lub błota, nakłuwanie ich i rozdzieranie (takich samych nieszczęść doświadczą ci, których figurki reprezentują)[9]. Jako remedium stosowano egzorcyzmy, absolucje i błogosławieństwa (błogosławiono studnie, mleko, powietrze, stada owiec…).

W księżyca blasku
Hieronim Bosch, Człowiek-drzewo
źródło: pl.wikipedia.org
Obawiano się nocy, „wspólniczki rozpustników, złodziei i morderców”[10], „posępnej pory schadzki najgroźniejszych zwierząt, śmierci, widm, zwłaszcza widm potępionych”[11] i obarczano ją winą za niegodziwości knujących w ciemnościach opryszków oraz za złe sny (nieprzypadkowo królewicz Hamlet spotyka ducha swego ojca „w księżyca blasku”[12] i o północy). Przelot komety, niezwykłe i rzadkie koniunkcje planet budziły zbiorowy lęk, tym bardziej że przypisywano im niepokojącą symbolikę, do czego przyczyniali się astrologowie. „W epoce renesansu, w najbardziej »oświeconym« z europejskich krajów – we Włoszech – astrologia jest suwerenem. Przy każdym poważnym przedsięwzięciu – wojnie, posłowaniu, podróży, małżeństwie – książęta i ich doradcy sięgają po wskazówki gwiazd”[13]. Od faz Księżyca uzależniano codzienne czynności: obcinanie włosów i paznokci, wyruszanie w podróż, kupowanie i sprzedawanie, zażywanie leków. Ślub lub przeprowadzkę do nowego domu odkładano z powodu nowiu, a jeśli dziecko przyszło na świat podczas pełni, spodziewano się, że będzie chorowite lub niebawem umrze. Zbiorową histerię wywoływały błyszczące na niebie komety, a gdy od jesieni 1604 roku przez 18 miesięcy gołym okiem można było nocą zaobserwować szczególnie jasną gwiazdę (była to supernowa zwana dziś Gwiazdą Keplera), lękano się klęsk i kataklizmów, i wierzono, że w „niedługim czasie niedostatek, głód, dżuma, gwałtowne pożary i wstrętne morderstwa posieją grozę”[14]...







[1] Jean  Delumeau, Strach w kulturze Zachodu, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986,  s. 14.
[2] Burza [w:] William Szekspir, Dwanaście dramatów, tłum. Czesław Jastrzębiec-Kozłowski, Świat Książki, Warszawa 1999, s. 503.
[3] Jean  Delumeau, Strach w kulturze Zachodu, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986, s.38.
[4] Tamże, s. 46.
[5] Tamże, s. 41.
[6] Tamże, s. 40.
[7] Makbet [w:] William Szekspir, Dwanaście dramatów, tłum. Krystyna Berwińska, Świat Książki, Warszawa 1999, s. 379.
[8] Jean  Delumeau, Strach w kulturze Zachodu, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986, s. 61.
[9] Tamże, s. 62.
[10] Tamże, s. 93.
[11] Tamże, s. 89.
[12] Hamlet [w:] William Szekspir, Dwanaście dramatów, tłum. Jarosław Iwaszkiewicz, Świat Książki, Warszawa 1999, s. 453.
[13] Jean  Delumeau, Strach w kulturze Zachodu, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986, s. 72.
[14] Tamże, s. 70.

6 komentarzy:

  1. Każdy Pani wpis dopracowany jest w najdrobniejszych szczegółach. Podawanie źródeł to dodatkowy atut. Czytanie Pani wpisów sprawia nie tylko przyjemność ale jest bardzo pouczające, zmusza do refleksji

    OdpowiedzUsuń
  2. Strach w kulturze Zachodu - cóż za pojemny i ciekawy temat! Ostatnio czytałam lekturę "Księgę Morza" norweskiego pisarza, historyka i dokumentalisty, która nieco koresponduje z częścią tej recenzji dotyczącą Morza - i istot (i demonów), które na człowieka (jak wierzono) na morzu czyhają. Autor wspomina m.in. Olausa Magnusa (1490-1557), który podjął się zrobić spis tych wszystkich potworów i niebezpieczeńst. Olaus Magnus był szwedzkim duchownym, humanistą i kartografem,mieszkającym na wygnaniu w Gdańsku i Rzymie (wyjechał ze Szwecji, gdy kraj przeszedł na protestantyzm) i dziełem jego życia jest zachowana do dziś mapa - Carta Marina, zawierająca opis i wizerunki wszelkich fantastycznych stworów, któe na morzu czyhają na człowieka. Co ciekawe - mimo iż dzieło Magnusa dziś uplasowane jest między baśniami - faktycznie odkryte stwory zamieszkujące morskie głębiny - często wyglądają równie fantastycznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka wspomina o biskupie Olausie Magnusie i cytuje jego opisy potworów morskich (kolczastych, rogatych i o cielsku ogromnym jak wyspa). Takich relacji jest w niej zatrzęsienie. 😃

      Usuń
    2. W takim razie - nasze lektury gdzieś się spotkały :)

      Usuń
    3. Zdarzało się to już wcześniej. 😃

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)