zdjęcie z: ksiazki.wp.pl |
„Nazywam
się Sindbad. Mieszkam na stałe w Bagdadzie. Rodzice moi umierając zostawili mi
w spadku tysiąc worków złota, tysiąc beczek srebra, sto pałaców, sto ogrodów i
jeden trzonowy ząb mego pradziadka, który ojciec mój przechowywał w hebanowej
szkatułce jako pamiątkę i osobliwość”[1] –
tak zaczynają się cudownie nieprawdopodobne opowieści o Sindbadzie Żeglarzu,
bohaterze „Księgi tysiąca i jednej nocy”, ale w wersji, która wyszła spod pióra
Bolesława Leśmiana. I tym właśnie była dla mnie dotąd Arabia. Osobliwością
łączącą egzotykę codziennego życia z przebogatą kulturą duchową, poezją Hafiza,
architekturą niezdobytych twierdz, dzikością pustyń – i baśniami o Sindbadzie,
Szeherezadzie, latających dywanach, lampie Aladyna. O prawdziwej Arabii, jej
historii i kulturze, nie mam specjalistycznej wiedzy i w gruncie rzeczy nigdy
wcześniej nie poświęciłam jej szczególnej uwagi. Mimo to lektura „Córki
pustyni…” Georginy Howell okazała się trwającą wiele wieczorów niesamowitą
przygodą.
Pustynia
jest oceanem
kadr z filmu Lawrence z Arabii, 1962 /po rekonstrukcji/ |
Pustynia
jest sercem dawnej Arabii. W wiekowym już filmie Davida Leana „Lawrence z
Arabii” jawi się jako pejzaż, którego cechą główną jest zmienność. Inaczej
wygląda o wschodzie słońca, gdy horyzont eksploduje odcieniami oranżu,
szafranu, czerwieni, choć ziemia, piasek wciąż są bazaltowo czarne, inaczej za
dnia, w pełni spływającego z nieba żaru, inaczej w środku nocy. Z pustynią
Gertrude Bell, bohaterka „Córki pustyni…”, zetknęła się około 1900 roku. Będąc
w Jerozolimie, miała zwyczaj zjeżdżać z utartych szlaków i galopować samotnie w
tumanach kurzu, a „każdy dzień przynosił nową naukę życia na pustyni:
dowiedziała się, że słońce może poparzyć stopy nawet w skórzanych butach, jeśli
ich nie okuta się materiałem, w «ogromnych taflach wody», stale obecnych na
widnokręgu, rozpoznała miraże, uszyła sobie muślinowy śpiwór dla ochrony przed
muchami w nocy”[2].
Pokochała pustynię; miłość do pustkowi była konsekwencją tego, co nadawało sens
jej życiu: mnożących się tam wyzwań. Trzeba więc było poznać języki i obyczaje autochtonów,
nauczyć się kartografii, mieć pojęcie o miejscowej historii oraz o archeologii.
„Do tego dochodziło ryzykowne zadanie przetrwania i dotarcia do celu oraz
upojne potwierdzenie swojej tożsamości”[3].
Gertrude Bell i T. E. Lawrence; zdjęcie z: www.cliohistory.org |
Tymczasem
Thomas Edward Lawrence został człowiekiem pustyni, gdy prowadzony przez
przewodnika zmierzał do księcia Fajsala. Pustkowie urzekło go i podsyciło
wątpliwości; zastanawiał się, kim naprawdę jest i do jakiego należy świata.
Znamienna jest ta fascynacja, bo jego przyjaciel, szejk Ali ibn el Kharish
twierdził, iż Beduini nienawidzą pustyni, kochają bowiem wodę i zieleń. Ale
Lawrence był człowiekiem cywilizacji Zachodu i nie miał co do niej złudzeń,
znając od podszewki wątpliwej jakości moralność tych, którzy bili się o Arabię
i jej bogactwa naturalne. Gdy więc udzielał wywiadu amerykańskiemu
dziennikarzowi, na pytanie o to, co widzi szczególnie pasjonującego w pustyni, odrzekł
krótko: Jest czysta. Inaczej brzmiałaby odpowiedź Beduina: Jest jak ocean, ale
nie można zanurzyć w niej wiosła[4].
"Lawrence z Arabii", reż. David Lean, 1962
/po rekonstrukcji/ - zwiastun
Wielkie
rzeczy mają skromny początek[5]
Gertrude Bell; zdjęcie z: es.pinterest.com |
„Córka
pustyni…” zestawia dwie biografie. To książka o Gertrude Bell, Angielce
wywodzącej się z bardzo zamożnej rodziny przemysłowców, co ułatwiło jej
zdobycie takiego wykształcenia, jakie w czasach wiktoriańskich miało niewiele kobiet.
Urodzona w 1868 roku, uparta, kłopotliwa i rozbrykana jako dziecko, odznaczała
się śmiałością sądów i zamierzeń. Ukochana córka swego ojca – „nie znosiła
dyscypliny i lubiła doprowadzać ludzi do szału”[6].
Mnóstwo czytała, a gdy rozpoczęła studia w Queen’s College na Oksfordzie w 1886
roku, wyróżniała się błyskotliwością i ponadprzeciętnymi zdolnościami. Mimo że
skończyła kurs w dwa (a nie trzy) lata, jako pierwsza kobieta uzyskując
najwyższą notę z historii nowożytnej, znajdowała czas na rozrywki. „Pływała,
wiosłowała, grała w hokeja, występowała w teatrze, tańczyła i zabierała głos w
debatach”[7].
Potem podróżowała, uczyła się języków, zajmowała się kartografią i archeologią,
stając się najwybitniejszą arabistką swoich czasów. W końcu za drugi dom uznała
Bagdad.
T. E. Lawrence; zdjęcie z: observer.com |
T.
E. Lawrence jest w książce Georginy Howell bohaterem drugiego planu. Mimo to,
jako człowiek o podobnych do Gertrude zainteresowaniach i jej znajomy z czasów,
gdy pracowała w Biurze Arabskim w Kairze, daje czytelnikowi alternatywny
wariant biografii powiązanej z historią Arabii. Gertrude zetknęła się z nim po
raz pierwszy podczas wykopalisk archeologicznych w Karkemisz w 1911 roku. W
Kairze spotkali się cztery lata później, a więc mniej więcej wtedy, gdy zaczyna
się akcja filmu „Lawrence z Arabii”. W „Córce pustyni” sportretowano go
następująco: „był klasą dla samego siebie, bez przerwy gdzieś przepadający i
wiecznie irytujący wojskowych. Zaniedbany, błyskotliwy, wpatrzony w siebie, był
jednocześnie serdeczny i agresywny (…). Poza biurem ubierał się w haftowane
kamizelki i peleryny lub w strój arabski, chociaż język [arabski] znał gorzej
niż Gertrude. Nie posiadający jej majątku, a tym samym szacunku wśród szejków
pustyni, nie został jeszcze uznany przez nich za równego sobie”[8].
Zajmował się wówczas kartografią, choć jego rzetelność pozostawiała wiele do
życzenia, dlatego „obawiał się, że któregoś dnia spotka go zemsta losu: będzie
musiał odnaleźć się w tej pustynnej krainie, mając w kieszeni tylko swoją mapę”[9], gdyż
jako kartograf część ważnych punktów, na przykład miejsca położenia studni,
wymyślał.
kadr z filmu Lawrence z Arabii; zdjęcie z: www.insomnia.pl |
To
Lawrence sprzed Akaby i Damaszku. Ukazane w filmie rozterki o niemożności
pogodzenia lojalności wobec armii brytyjskiej z miłością do Arabii dopiero go
dotkną, zmieniając tak bardzo, że w oczach niektórych stanie się szaleńcem,
człowiekiem o podejrzanych intencjach, mimo niewątpliwej inteligencji i charyzmy.
Natomiast dla Gertrude Bell kontakt z Arabią zadziałał niczym bodziec, czyniąc
z niej znawczynię tematu, „specjalistkę od Beduinów, którzy jeszcze przed
czasami Proroka płynęli z ubogich ziem Jemenu na pustynię, wioząc daktyle,
stroje, broń, które mogli sprzedać”[10].
Twierdza
o murach z błota
kadr z filmu Lawrence z Arabii, 1962 /po rekonstrukcji/ |
Zanim
Gertrude została oficerem sztabowym w Biurze Arabskim w Kairze, odbyła niejedną
wyprawę do Arabii. Ta najtrudniejsza i przełomowa, związana z licznymi
niebezpieczeństwami, przypadła na rok 1913. Celem była twierdza Hail, „o murach
z błota wybielonych tynkiem i zwieńczonych zębatymi blankami, nad którymi
łagodnie powiewały zielone liście palm”[11]. Ekspedycję
komplikował konflikt między rodami Saudów i Raszidów, rodzaj wojny
międzyplemiennej. Pejzaże, które podziwiała po drodze, to te same, które
widział Lawrence, zmierzając do księcia Fajsala. Gertrude „na pierwszym etapie
podróży znajdzie się w środku Arabii i przejdzie ogromną wyżynę Nadżdu, która
ciągnie się od Syrii na północy po Jemen na południu. Potem przemierzy ruchome
piaski Nefud, jako pierwszy człowiek Zachodu przejeżdżając tę część pustyni. Wyjedzie
z Nefud przed góry Misma, nieziemską krainę podobną nieco do gotyckich wizji
Gustave’a Doré (…). Następnie zjedzie na monotonny płaskowyż z granitu i
bazaltu, w którego sercu niczym miraż unosi się śnieżnobiałe, średniowieczne
miasto Hail”[12].
W skład jej karawany wejdzie siedemnaście wielbłądów. Zabierze ze sobą
podarunki dla miejscowych szejków, bo tylko od ich dobrej woli zależało
powodzenie wyprawy. Robiąc wrażenie majątkiem, doskonałą znajomością arabskiego
i miejscowych zwyczajów, zapewniała sobie ich szacunek i protekcję. Dotarłszy
do Hail, zatrzyma się w letnim mieszkaniu rodziny królewskiej, ze świadomością,
że znajduje się w miejscu, gdzie „zabójstwo jest jak rozlane mleko”[13].
I zwiedzi harem.
Kobiety
w indyjskich brokatach
Gertrude Bell; zdjęcie z: ciekawe.onet.pl |
„Lawrence
z Arabii” pokazuje świat mężczyzn. W filmie nie ma ani jednej sceny, w której
kobieta wypowiedziałaby choćby krótką kwestię. Kobiet arabskich nie pokazano w
nim wcale – i chyba słusznie. W „Córce pustyni” jest ich również niewiele, choć
dochodzą do głosu w Hail, gdzie Gertrude poznała Turkiję, Czerkieskę przysłaną
przez zastępcę emira twierdzy. Turkija opowiedziała jej koleje swego życia i zapoznała
z zasadami obowiązującymi Beduinki. Zatem: „kobieta winna opuszczać dom tylko
trzy razy: prowadzona do domu nowego małżonka, po śmierci rodziców i na własnym
pogrzebie. Powinna mieć strażnika, nawet chłopca dwa razy młodszego od siebie,
który zawiera w jej imieniu małżeństwo. Mąż mógł mieć do czterech żon, pod
warunkiem że do każdej odnosił się z jednakową szczodrością, i dowolną liczbę
konkubin”[14].
Wydawać by się mogło, że kobiety w świecie Beduinów nie mają głosu, „owinięte w
indyjskie brokaty, obwieszone klejnotami, obsługiwane przez niewolników”[15],
przechodzące z rąk do rąk. A jednak szarą eminencją twierdzy Hail była Fatima,
potężna, niezależna i wykształcona babka panującego emira, szesnastolatka,
który liczył się z jej zdaniem i pozwalał, by rozporządzała królewską sakiewką.
Nic w Hail nie działo się bez wiedzy i aprobaty Fatimy.
Obolała
dusza
Gertrude Bell; zdjęcie z: www.bbc.co.uk |
Lektura
„Córki pustyni…” pozostawia niezatarte wrażenie. Biografią Gertrude Bell można
by obdzielić niejedną kobietę, a i tak zostałoby dla niej aż nazbyt wiele.
Wszystkie fakty z jej życia zostały potwierdzone odwołaniami do listów, notatek
z podróży, książek, dokumentów. Zapierające dech opisy wspinaczek
wysokogórskich w Alpach równoważą dwie historie miłosne, ukazane ze smakiem i
taktem, czyniąc portret panny Bell wiarygodnym i wielowymiarowym, zwłaszcza że nieszczęśliwe
związki podróżniczki z mężczyznami tym bardziej pchały ją ku Arabii, gdzie
usiłowała wyleczyć obolałą duszę. Jakby w zgodzie z zasadą, że „dziś jest
ciężko, ale jutro będzie lepiej”[16].
"Królowa pustyni", film o Gertrude Bell
reż. Werner Herzog, 2015 /zwiastun/
[1] Bolesław
Leśmian, Przygody Sindbada Żeglarza,
Wyd. Krąg, Warszawa 1991, s. 5.
[2] Georgina
Howell, Córka pustyni. Niezwykłe życie Gertrude
Bell, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2016, s. 142. [ebook]
[3] Tamże,
s. 160.
[4] Kwestia
z filmu Lawrence z Arabii, reż. David Lean, Wielka Brytania 1962.
[5] Kwestia
z filmu Lawrence z Arabii.
[6] Georgina
Howell, Córka pustyni. Niezwykłe życie Gertrude
Bell, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2016, s.41.
[7] Tamże,
s. 66.
[8] Tamże,
s. 295.
[9] Tamże,
s. 296.
[10] Tamże,
s.338.
[11] Tamże,
s. 240.
[12] Tamże,
s. 210.
[13] Tamże,
s. 245.
[14] Tamże,
s. 243.
[15] Tamże,
s. 251.
[16] Kwestia
z filmu Lawrence z Arabii.
Rewelacyjny tekst. Tyle. Rewelacyjny.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała anegdotka o koszmarze Lawrence'a, padającego ofiarą swego brakoróbstwa ;-)
A film Herzoga muszę gdzieś zoczyć...
Dziękuję! Zabawne jest to, że filmowy Lawrence korzysta tylko z kompasu - i gubi go podczas burzy piaskowej. Ciekawe, czy scenarzyści zdawali sobie sprawę z jego kartograficznych fuszerek. :-) Film jest niesamowity, a wersja po rekonstrukcji - cudo. Dziękuję też za podpowiedź w kwestii linków; blogger z jakiegoś powodu wstawiał je automatycznie (faktycznie były przy przypisach). :-)
UsuńŚwietna recenzja !!! Myślę, że i książka warta przeczytania, tym bardziej, że "Lawrence z Arabii" znany mi był tylko ze wzmianki z "Seksu w wielkim mieście", a tu widzę - że to całkiem poważna postać ;)
OdpowiedzUsuńPoważna i z dorobkiem literackim. Napisał "Siedem filarów mądrości", film był inspirowany tą książką. Pozdrawiam! :-D
UsuńLawrence to jedna z legend Imperium, obok Baden-Powella, Livingstone'a i Drake'a :-)
UsuńOwszem. :-) I jak każda legenda łączy zmyślenie z prawdą.
UsuńŚwietny tekst! Zazdroszczę... Tak coś czułam, że książka może być lepsza i bardziej wszechstronna niż film o Gertrude Bell. Co prawda też nie był zły - pustynia w nim zapiera dech - ale bardziej się skupiał na jej związkach z mężczyznami niż jej działalności na rzecz własnego rządu. Co do Lawrenca to kiedy przeczytałam jego "Siedem filarów mądrości" jakoś straciłam dla niego sympatię. Chociaż pamiętnik napisany jest naprawdę dobrze to jednak mężczyzna, który się z niego wyłania nie jest tym, którego ujrzałam w filmie. Pozdrawiam. :-)
OdpowiedzUsuńW książce o Gertrude Bell najważniejsza jest polityka. Zwłaszcza w rozdziałach dotyczących czasów powojennych widać wyraźnie, że Bell to nie bohaterka romansów,choć o nich też jest mowa. Niesamowite są natomiast opisy jej wizyt u szejków i ich obyczajów. Jeśli chodzi o "Siedem filarów...", jeszcze ich nie czytałam, ale mam w planach. Bardzo jestem ciekawa tej książki. :-D
UsuńNo tak... polityka to niekoniecznie najbardziej interesująca rzecz - za dużo tego w życiu codziennym. I przepychanki, walka o pozycję... - u Lawrenca też tego sporo, niestety. Ale opisy wizyt u ludzi pustyni kuszą - pewnie się nie oprę i kiedyś zerknę. :-)
UsuńWarto! Ale "Siostra Zygmunta Freuda" Goce Smilevskiego bije tę książkę na głowę. Dziękuję! :-)
UsuńRewelacyjna recenzja. Bardzo mnie urzekła. Z przyjenością zapoznam się z Córką Pustyni.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :-D Biografia Gertrude Bell naprawdę zasługuje na uwagę.
Usuń