Venationes Ferarum, Avium, Piscium, ok. 1596 r. źródło: www.britishmuseum.org |
Gromadzimy
wrażenia: fotografujemy, kręcimy filmiki, prowadzimy blogi, a wszystko po to, by
zatrzymać i utrwalić chwile. Tworzymy subiektywną dokumentację życia, nawet
jeśli płynie ono spokojnie gdzieś na peryferiach świata, z dala od
wstrząsających nim zawieruch wielkiej historii. Nie inaczej było dawniej.
Chociażby przed półwieczem, jakby nam i naszym przodkom przyświecało to samo
pragnienie odciśnięcia po sobie śladu – i tylko metody wybieramy inne. O
szesnastym i siedemnastym wieku, o ówczesnych wojnach, epidemiach, procesach o
czary, odkryciach naukowych i geograficznych, a także o konfliktach społecznych
i obyczajach opowiadają spisane wtedy diariusze. Obok rzeczowości i zwięzłości
widać w nich autentyczne emocje autorów opisujących podróże po Europie, podających
zasłyszane pogłoski i odtwarzających lokalne sensacje. W codziennych zapiskach
mierzą się z tym, co zrozumiałe i z tym, czego nie umieją wyjaśnić, a więc z
przeczuciami, omenami, snami i z wszelkiego rodzaju metafizyką, w którą
zazwyczaj wierzą bez zastrzeżeń. Lektura owych diariuszów uzmysławia dziś, że
choć czas zmienia oblicze świata, to niekoniecznie człowieka.
kamienica Rudomicza i Wilczka, Zamość, ok. 1930 r.; źródło: http://bcpw.bg.pw.edu.pl |
Diariuszem
życia są zapiski Bazylego Rudomicza. Jego „Efemeros czyli Diariusz prywatny…” spisany
w połowie siedemnastego stulecia jest potężnym dziełem człowieka wszechstronnie
wykształconego, był bowiem lekarzem, burmistrzem Zamościa, rektorem i
wykładowcą Akademii Zamojskiej, miłośnikiem ksiąg, autorem panegiryków i
wierszy okolicznościowych, znawcą prawa. Z prowadzonych codziennie zapisków wyłaniają
się portrety członków rodziny autora, zwłaszcza ukochanego syna Kazimierza, ale
również polskich władców, magnatów, szlachty i mieszczan, ujawniając wspólne (bo
ponadstanowe) cechy, na przykład wiarę w zabobony: „Będąc na obiedzie u j. ośw.
[Jana Sobiepana Zamoyskiego] słyszałem dziwne opowieści o czarownicach. Jedna
trzy razy palona ożyła. W końcu wyznała, że stało się to dzięki jej sercu
odpornemu na ogień. Gdy więc po raz czwarty ją palono, wyjęto przedtem serce.
Znaleziono w nim kawałek lodu. Po jego roztopieniu i spaleniu serca czarownica
już więcej nie ożyła”[1].
Podobnie brzmią przytoczone w diariuszu historie popularne wśród chłopstwa:
„Wieśniacy spod Tarnogrodu twierdzą, że widzieli w nocy jakąś niewiastę
siedzącą z nimi przy ognisku i mówiącą przez sen do nich: – Wnet przejeżdżać
będzie biała karoca zaprzęgnięta w białe konie. Jeśli to zobaczycie, zbudźcie
mnie ze snu. Ale gdy przejeżdżała tego koloru kareta, ludzie nie obudzili
siedzącej kobiety, gdyż ogarnął ich strach. Jednak ona sama obudziwszy się,
podeszła do karety i za chwilę wróciła do nich i znowu w podobny sposób
przepowiedziała o niebieskiej karecie i o koniach tego samego koloru, a
następnie o karecie i koniach koloru czerwonego. Jeden ze słuchających i
podziwiających to zdarzenie zapytał ową niewiastę, czy jest dobrą, czy złą
zjawą. Ona zaś uczyniwszy znak krzyża świętego zaręczyła, że jest dobrym duchem”[2].
Równie
wielkim zainteresowaniem cieszyły się lokalne skandale; losy trucicielki
Elżbiety Hazówny zostały przez Rudomicza odtworzone z wyjątkową dbałością o szczegóły.
„Zdarzył się straszny wypadek: bezbożna [Elżbieta Hazówna] żona Jerzego Paulego
usiłowała otruć męża ze względu na swojego kochanka Jana Weiska. Trucizna była
podana w pieczeni z gołębi. Pauli byłby niechybnie zmarł, gdyby trucizna nie
została w porę zauważona i wydalona przez spowodowanie wymiotów. Czas pokaże,
jaka będzie kara za tak wielką i oczywistą zbrodnię, o której świadczą zeznania
służebnych panien”[3].
Następnie: „Agnieszka mamka [Elżbiety] Hazówny [żony Paulego] została ścięta za
podanie trucizny [Jerzemu Paulemu]. Położna zamieszana w tej zbrodni została
ukarana chłostą przy hańbiącej kolumnie. Złotnika, który kupił truciznę,
wychłostano nie w miejscu publicznym, lecz w ratuszu. Wielki spór o życie samej
[Elżbiety Hazówny] żony Paulego sprawił, że rozprawa sądowa na życzenie
prałatów została odłożona na kilka dni”[4]. A
ponieważ nie tylko Hazówna sięgała po trucizny, zapobiegliwy Rudomicz – jako
znający się na rzeczy medyk – podał w diariuszu receptę na najskuteczniejsze na
nie remedium: „Weź dużego pająka, obetnij mu delikatnie nogi i to w przeddzień
uroczystości św. Piotra i Pawła, zamknij go w łupinie dużego orzecha po
wycięciu w nim otworów dla oddychania. Tak zamkniętego zawieś w spokojnym
miejscu. Zawieszony w ten sposób pająk może żyć ¾ roku. Wreszcie po upływie
roku również w wigilię św. Piotra i Pawła po otwarciu łupiny orzecha i po
usunięciu pyłu znajdziesz kamyczek wielkości nasienia konopi. Ten kamyk noszony
w pierścionku na palcu zwykł powstrzymywać rękę tego, do którego przypija się
trucizną”[5].
Zamość na sztychu z dzieła Georga Brauna i Franza Hogenberga, 1617 r.; źródło: pl.wikipedia |
To,
co wzrusza w diariuszu Rudomicza, dotyczy jego stosunku do rodziny. Jest wobec
niej troskliwy, hojny, czuły i kochający, opiekuje się chorymi dziećmi i
niedomagającą żoną, świętuje ich urodziny i imieniny (jako rektor Akademii
Zamojskiej daje studentom dzień wolny na „rekreację” z okazji urodzin synka), a
gdy miastu zagraża zaraza, bliskich wywozi na wieś. W najstarszym synu niemal
od jego niemowlęctwa dostrzega dobre serce i nieprzeciętne zdolności: „Nasz
synek [Kazimierz] przypadkowo ulepił bociana z masła, co oznacza jego miłość w
przyszłości do rodziców, albowiem ptak ten, jak powiadają, na swoim grzbiecie
zwykł dźwigać swoich rodziców dotkniętych starością. Jest to znak nie tylko
miłości, ale i czystości, albowiem gdzie bocian długo przebywa, tam prawie nie
ma żadnego rodzaju płazów”[6].
Mikołaj Krzysztof Radziwiłł dotarł też do Wenecji mapa Wenecji, Georg Braun i Franz Hogenberg; źródło: commons.wikimedia.org |
Rudomicz
relacjonuje też bliższe i dalsze podróże, ale jego życie toczy się głównie w
Zamościu, natomiast o odległych, wymagających odpowiednich środków peregrynacjach
można przeczytać w diariuszu Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła (1549-1616), który
odbył trwającą dwa lata podróż pokutną, a wrażenia spisał w dziele
„Peregrynacyja do Ziemi Świętej”. Podróż ta przypominała nieco dzisiejsze
wyprawy turystyczne. Radziwiłł podziwiał architekturę i osobliwości natury,
zwiedzał, poznawał dziwne (bo różne od polskich) obyczaje, a nawet gromadził
pamiątki. Zanim dotarł do Ziemi Świętej, był w Italii, dotarł na Cypr i do
Egiptu, gdzie w 1583 roku zwiedził Kair i wdrapał się na piramidę Cheopsa. „Korzystając
z pomocy arabskich przewodników, odnalazł w grobach położonych w okolicy
wielkiej piramidy wiele mumii. Kupił dwie z nich (kobiety i mężczyzny – jak sam
pisze). Podziwiał pięknie zdobione trumny, w których spoczywały pięknie
zabalsamowane szczątki (Radziwiłł wzmiankował, iż mumie nie wydzielały
nieprzyjemnej woni, pachnąc raczej mirrą i maściami używanymi do balsamowania)
(…). Zabrał zakupione mumie na okręt razem z innymi pamiątkami i ukrył je w
swoich bagażach. Jak sam przyznał, kierował się chęcią pokazania tych cennych
eksponatów w Polsce, ponieważ nie słyszał, aby ktoś wcześniej przywoził je do
kraju. Jednak ulegając przesądowi żeglarskiemu, kojarzącemu obecność zwłok na
pokładzie z katastrofą okrętu, oraz naleganiom towarzyszącego mu księdza
Szymona Białogórskiego, Radziwiłł wyrzucił mumie do morza”[7].
[1] Bazyli Rudomicz,
Efemeros czyli Diariusz prywatny pisany w
Zamościu w latach 1656-1672. Część pierwsza 1656-1664, Wydawnictwo Uniwersytetu
Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2002, s. 204.
[2] Tamże,
s. 88.
[3] Tamże,
s. 40.
[4] Tamże,
s. 41.
[5] Tamże,
s.204.
[6] Tamże,
s. 113.
[7] Adam Kucharski,
Mikołaj Krzysztof Radziwiłł „Sierotka”
– pierwszy polski egiptolog za: http://www.wilanow-palac.pl/mikolaj_krzysztof_radziwill_sierotka_pierwszy_polski_egiptolog.html
Niezwykle ciekawy tekst. Szczegóły z dziennika Rudomicza chwilami są niesamowite, chwilami fascynujące, chwilami wzruszające... Tak: życie ludzkie jest właściwie zawsze takie samo. Nawet wieki temu ludzie byli przywiązani do swoich rodzin i widzieli w swoich dzieciach ósmy cud świata.
OdpowiedzUsuńPani tekst chwilami czytało się jak wciągającą powieść!
Bardzo dziękuję, ale to zasługa Bazylego Rudomicza. Jego diariusz jest fascynującą opowieścią o ludziach i miejscach w czasach potopu szwedzkiego, a mimo to często brzmi aktualnie.
UsuńChyba jednak nie tylko zasługa Rudomicza... Wybrała Pani ciekawy temat i ,,skomponowała" tekst...
UsuńA ja, gapa, dopiero później przeczytałam, ze pisze Pani powieści- nic dziwnego, że umie Pani pisać!
I ja też lubię prerafaelitów! Pozdrawiam!
Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie! 😀
UsuńJestem pewna, że diariusz dostarczył wiele niezapomnianych wrażeń. A mnie jak zwykle zachwycają - dodane do świetnego tekstu - odpowiednie ilustracje:)
OdpowiedzUsuńDiariusz jest potężną lekturą i jeszcze go czytam (to dwa ogromne tomiszcza). Ale w tym przypadku solidna objętość bardzo mnie cieszy. :-)
Usuń