Gdybyście
musieli nagle opuścić dom i z jakiegoś powodu nie moglibyście już nigdy do
niego wrócić, co zabralibyście ze sobą? Które z nagromadzonych przez lata
rzeczy uznalibyście za niezbędne i dlaczego właśnie z nimi nie chcielibyście
się rozstać? Byłyby praktyczne? Piękne, choć bezużyteczne? Z pozoru
bezwartościowe, bo znaczyłyby coś tylko dla Was (inni widzieliby w nich jedynie
rupiecie)? A może nie macie natury zbieraczy, nie zagracacie domu tym, co
nietrwałe i tandetne, i co sprawia, że żyje się dziś jak „na kupie śmieci”[1]?
okładka z: Wyd. Czarna Owca |
W
2011 roku Judith de Leeuw, artystka z Amsterdamu, policzyła wszystkie swoje
rzeczy. Opróżniła dom z „przedmiotów, a następnie umieściła dobytek w portowym
składzie. Policzyła wszystkie łyżki, zabawki dziecka, otwieracze do konserw,
wazony, zeszyty, buty, lampy i doszła do zatrważającego wniosku, że jej trzyosobowa
rodzina posiada ponad piętnaście tysięcy rzeczy”[2]. Dla
kontrastu: w 1968 roku opuszczający Polskę Ludową Żydzi „musieli sporządzić
listę przedmiotów, które zamierzali ze sobą zabrać. Pozycja numer
dziewiętnaście: drewniany naszyjnik, pamiątka rodzinna. Numer dwadzieścia
siedem: »Elementarz Falskiego«. Numer sto pięćdziesiąt pięć: album »Ostrowiec Świętokrzyski
w fotografiach«. W zamian otrzymali granatowy »dokument« podróży, tak zwany
paszport w jedną stronę. Przyjechali do Amsterdamu nocnym pociągiem, z pięcioma
walizkami zawierającymi około dwustu przedmiotów, z którymi nie chcieli się
rozstać w swoim nowym życiu”[3]. O
dysonansach między przeszłością a teraźniejszością, o dwudziestowiecznym
Amsterdamie i polskich emigrantach (albo: wygnańcach z Polski), o książkach i
księgarenkach, o starzeniu się, niemijających przyjaźniach i trudnych
miłościach, wreszcie o gromadzeniu rzeczy, „balastu, który nas powoli uśmierca”[4],
mówi znakomity „Księgobójca” Mai Wolny.
Willem A. Knip (1883-1967), Het Kolkje, Amsterdam źródło: TU |
Na
pierwszy rzut oka „Księgobójca” jest historią o zbrodni, oto bowiem w
tajemniczych okolicznościach umiera Jan Visser, zamożny mieszkaniec Amsterdamu,
restaurator zabytkowych mebli, człowiek o ustalonej renomie i – zdaniem niektórych
– niespełniony artysta opętany ideą stworzenia takiego dzieła sztuki, którym
nareszcie dałby dowód niekwestionowanego talentu. Pasjonowały go książki,
głównie starodruki, a te zwykł zamawiać u Wiktora Krzesima, właściciela
księgarenki Scripta, Polaka, który wyjechał do Holandii jeszcze w czasach PRL-u
i który, myśląc o sobie, używa formułki: „syn powstańca, obywatel świata,
niczyj mąż i ojciec”[5]. Z
czasem okazuje się, że w księgarni przecinają się ścieżki większości
podejrzanych o popełnienie zbrodni, a sam Wiktor, dziwak i odludek, też nie
budzi zaufania inspektor miejscowej policji Evy Paelineck. I, co oczywiste w
powieści tego gatunku, mylące i dwuznaczne tropy najpierw sprytnie i długo
zwodzą czytelnika, zanim prawda ujrzy światło dzienne.
Adriaen van de Velde (1636-1672), The Martelaarsgracht in Amsterdam, ok. 1670; źródło: Tu |
Mozolne
docieranie do rozwiązania zagadki morderstwa odsłania nam z wolna świat i
codzienność Wiktora Krzesima, a to kwestia nawet ważniejsza od fabuły. Właśnie jego
oczami spoglądamy na Amsterdam, miasto filozofów i malarzy, na książki i na
ludzi, zwłaszcza na Mariannę Keller. Zabieg ten pozwolił zbudować wiarygodny
portret człowieka starej daty i odciętego od korzeni, który nigdzie – oprócz własnej
księgarni – nie czuje się u siebie: ani w Holandii, ani w Polsce. Co więcej,
Scripta oparła się księgarskim modom i, balansując na skraju bankructwa, nie
poddaje się prawom rynku, oferując nielicznym klientom literaturę klasyczną oraz
wschodnioeuropejską. Nowe książki i bestsellery, „wyszykowane jak na galę”[6], Wiktor
z uporem ignoruje, uważa bowiem, że „księgarnia nie jest sklepem, w którym
rządzi termin przydatności do spożycia, moda, rok produkcji. Dla księgarni
powinny istnieć osobne prawa, osobne zarządzenia, wolne od sum i terminów. Tu się
sprzedaje zapomnienie, emocje – czasami jedyny ratunek dla zdesperowanych
umysłów”[7]. Wiktor
uważa się za „sługę książek”[8],
dba więc o nie, choć niszczeją, żółkną i blakną, bo tylko one (oprócz miłości
do Marianny) dają mu poczucie sensu życia toczącego się wśród obcych. A o
książkach potrafi mówić pięknie, z czułością, jak o kobietach: „jedyne, co ja
umiem, to czytać i oceniać ciężar książek. Od leciutkich, niemądrych,
figlarnych na jedną noc, aż do tych ciężkich, klasycznie zbudowanych, z którymi
trzeba wziąć ślub, przenieść przez próg, zamieszkać na stałe”[9].
W
„Księgobójcy” uderza przykre zderzenie Amsterdamu dawnego, jeszcze sprzed
reformacji, ze współczesnym, ale oba miasta budzą emocje, do czego przyczynił
się zapewne zręcznie zbudowany klimat opowieści. A ponieważ „dobra literatura
to bilet w nieskończoność, w bezczasowe trwanie w fotelu aż do ostatniej kartki”[10],
zamierzam do „Księgobójcy” wracać choćby dla Amsterdamu.
Judith de Leeuw, Stuff Everywhere
film z 2011
[1] Maja
Wolny, Księgobójca, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2017, s. 66. [e-book]
[2] Tamże, s.
96.
[3] Tamże, s.
44
[4] Tamże, s.
96.
[5] Tamże, s.
10.
[6] Tamże, s.
12.
[7] Tamże, s.
63.
[8] Tamże, s.
15.
[9] Tamże, s.
53.
[10] Tamże,
s. 50.
O! To brzmi bardzo intrygująco. Amsterdam...ten z piosenki Brela. Księgarnia, księgarz...interesujące. Lubię czytać o książkach, z którymi spotykam się po raz pierwszy. Ale nie z Autorką...mam i czytałam jej "Karę". Tylko nie pisałam jeszcze o niej na blogu. To też interesująca powieść - monolog -, z Belgią w tle.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Zachęcam, to świetna książka, ale dla mnie pierwsza tej autorki. Muszę to nadrobić. Pozdrawiam! :-)
UsuńPoszukiwałam takiej książki!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomogłam. :-D
UsuńZwróciłam już na książkę uwagę w zapowiedziach, a recenzja dodatkowo utwierdziła mnie w przekonaniu, że książkę muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńCzytanie jej było prawdziwą przyjemnością. :-D
UsuńNie przepadam za kryminałami, ale ten przeczytałabym ze względu na Amsterdam i wątek księgarni. Podoba mi się podejście Wiktora do książek: ignorowanie bezwartościowych nowości. „Tu się sprzedaje zapomnienie, emocje – czasami jedyny ratunek dla zdesperowanych umysłów” – powieść mająca takie wstawki bardzo zyskuje w moich oczach. :)
OdpowiedzUsuńTakich fragmentów, refleksji o książkach, jest tam znacznie więcej. "Księgobójcę" naprawdę warto przeczytać. :-D
UsuńPrzemawia do mnie ten dawny Amsterdam... Książka trochę nie w moim gatunku, ale wyobrażam sobie dawny klimat miasta i chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, zwłaszcza że wątek kryminalny powiązany jest ze sztuką i rozwija się ciekawie. :-)
Usuńzastanawiałam się nad tą książką :)
OdpowiedzUsuńPolecam, bo warto ją przeczytać. :-D
Usuń