Przyjaciele, seria trzecia, odcinek 20; zdjęcie z: www.pinterest.com |
Marzyłyście
kiedyś o domku dla lalek? Zwracam się do pań, choć jeśli przypomnimy sobie
serial „Przyjaciele”, panowie też czasem mają z takiego domku uciechę,
zwłaszcza gdy jest dziełem kogoś tak szalonego jak Phoebe Buffay. Domek, który
sam puszcza bańki mydlane i w którym nic nie jest zakazane, bo można w nim
palić kadzidełka, mieć ducha na strychu i gigantycznego psa stróża na podwórzu,
byłby spełnieniem marzeń każdej dziewczynki, dużej i małej. Domek Moniki Geller
też jest piękny, lecz należy do kategorii stylowych, z drewnianą podłogą,
dywanikami i tapetą w różyczki – przesyca go wiktoriańskie dostojeństwo. Dzięki
obu domkom Monika, Rachel i Phoebe przypominają sobie czasy dzieciństwa i,
chyba nieświadomie, wchodzą w role dorastających dziewczynek. Są spontaniczne, samolubne,
rozkapryszone – i puszczają wodze fantazji.
Przyznaję,
że jestem fanką „Przyjaciół”. Ale musiałam sama trafić do świata domków dla
lalek, by uświadomić sobie, jak łatwo się zapomnieć, gdy ma się na wyciągnięcie
ręki miniaturowe pokoiki, piece kaflowe, stoliki i krzesełka jak dla Calineczki,
i filiżanki mniejsze od paznokcia. W warszawskim Muzeum Domków dla Lalek można
spędzić niezapomniane chwile, zagubić się w wykonanych z pietyzmem i
znajomością rzeczy salonikach secesyjnych, kuchniach zielarek, klasach
lekcyjnych, sklepach bławatnych i aptekach sprzed kilkudziesięciu i kilkuset
lat (daję głowę, że Eliza Pohorecka byłaby taką apteką co najmniej zachwycona).
To czysta magia – świat, do którego wkracza się drogą jak do Narnii, by znów
poczuć się dzieckiem (kto pamięta, jak rodzeństwo Pevensie, nie wychodząc z
domu profesora, znalazło się w narnijskim lesie?).
Zapraszam
na krótką relację z wizyty w Muzeum Domków dla Lalek w Pałacu Kultury i Nauki w
Warszawie. Ach! A idąc tam, niech dorośli pamiętają, że jeśli przyznają, że
czasem czują się dziećmi, dostaną w prezencie zniżkę na bilety.
Strona muzeum: Muzeum Domków dla Lalek
Więcej o domkach: domki dla lalek
Fotorelacja
Pani Agnieszko, zapomniałam się zupełnie! I Pani opis, i zdjęcia sprawiły, że poczułam się dokładnie tą małą dziewczynką, o której Pani pisze! Pamiętam, że miałam taki domek, gdy byłam dzieckiem, spędziłam przy nim wiele długich godzin, wyobrażając sobie życie "mojej rodziny", która tam zamieszkała. Myślę, że z tego się nie wyrasta, prawda? Ile czasu Pani spędziła w Muzeum? :D I nie ma Pani wrażenia, pani Agnieszko, że coś nam z tych dziecięcych marzeń zostało, bo na kartkach powieści tworzymy takie właśnie domki, tylko w nieco innej postaci? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie z tatrzańskich szlaków, które też nie są Pani ani obce, ani obojętne :)
M.
Pani Moniko! Na zwiedzanie trzeba przeznaczyć przynajmniej godzinę, ja spędziłam wśród domków znacznie więcej czasu.
UsuńMyślę, że w naszych powieściach budujemy całe światy - i to jest najbardziej pociągające w pisaniu, że w nich wszystko zależy tylko od nas. Urządzamy je po swojemu, zaludniamy, tworzymy klimat. Może to przypominać dziecięce zabawy, bo pamiętam podobne z dzieciństwa. Niestety, nigdy nie miałam takiego domku, ale bawiliśmy się często w dom (albo w szkołę). :-)
Bardzo Pani zazdroszczę wyprawy w Tatry, życzę pięknej pogody. Pozdrawiam! :-)
Domki są prześliczne, ale lalki mnie przerażają :)
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach lalki wyglądają na duże, w rzeczywistości są maluteńkie i właściwie nie zwraca się na nie takiej uwagi jak na domki i ich niesamowite wyposażenie. Właściwie laleczki nie są większe od kciuka. ;-) :-)
UsuńOch, magia fotografii. Niektóre domki wyglądają na spore, ale skoro to wszystko jest tak maleńkie, tym większy szacunek dla rzemieślnika.
UsuńWszystkie laleczki to miniaturki. :-) Spora część domków jest wielkości przeciętnego pudełka na obuwie, ale są też większe, na przykład wielopiętrowe. Dlatego wykonanie ich (lub renowacja) budzi podziw, to musiała być żmudna praca.
UsuńJestem oczarowana tą relacją i bardzo się cieszę, że powstało takie muzeum. Podobne domki widziałam w Muzeum Zabawek w Karpaczu (stanowiły one jedynie niewielką część ekspozycji) oraz w pałacu Boromeuszy na Isola Bella we Włoszech. Uwielbiam oglądać podobne zbiory, bo nie tylko zadziwiają kunsztem wykonania, lecz mają również aspekt edukacyjny. Myślę że zbiory są naprawdę warte obejrzenia, więc chyba rozważę wycieczkę do Warszawy! Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŻałowałam, że tylko grupy mogą zwiedzić muzeum z przewodnikiem, bo miałby na pewno dużo do powiedzenia o tych wszystkich wnętrzach. :-D
Usuń