niedziela, 29 maja 2016

O świętych, wilkołakach i Wielkim Rozbiciu

Jan Matejko, "Śmierć króla Przemysła II";
źródło obrazu: pl.wikipedia.org
Czytam Cherezińską, od kilku wieczorów bez przerwy. Z irytacją, że zaczęłam tę pasjonującą przygodę tak późno, i z dziwną w tej sytuacji satysfakcją, wciąż bowiem mam przed sobą lekturę większości jej powieści. Dlaczego zwlekałam? Nie bez powodu. Po latach zachłystywania się fantastyką, kiedy pochłaniałam dosłownie wszystko, bez selekcji i klucza, z naiwnym przekonaniem, że jeśli coś kochamy, nie grozi nam przesyt, nagle miałam dość. Pomyślałam, że pora na chwilowy odwyk, na zaczerpnięcie oddechu i powrót do literatury, z którą, choćby z racji wykształcenia, jest mi bardziej po drodze. Skończyło się trwałym, definitywnym rozwodem. Aż do dziś.

zdjęcie z: www.ceneo.pl
Kiedy Bolesław Prus przystępował do pisania „Faraona”, świadomie wybrał na bohatera Ramzesa XIII, władcę niemal przemilczanego w historycznych źródłach. Upatrywał w tym szansę na stworzenie opowieści, której nie da się oskarżyć o nieścisłości lub przekłamania, co zresztą zarzucał powieściom Sienkiewicza. Mam wrażenie, że autorka „Korony śniegu i krwi” kierowała się podobną zasadą. Źródeł traktujących o wieku trzynastym w Polsce jest znacznie mniej niż na przykład o osiemnastym czy dziewiętnastym, a to daje pisarzowi niesamowite, wręcz nieograniczone możliwości. Pozwala tkać misterne, imponująco wyraziste wątki, w których prawda historyczna miesza się z fikcją i, co najważniejsze, z fantastyką, tak zharmonizowaną z całą resztą, że w efekcie powstaje wielobarwny, ujmujący autentycznością obraz świata z czasów Wielkiego Rozbicia, czyli rozbicia dzielnicowego.

Lubię, gdy czytana przeze mnie książka wpasowuje się w inne lektury, miękko, jakby naturalnie zajmując między nimi miejsce, po czym, serwując swoją historię, tworzy z pozostałymi nową, pełniejszą. Albo gdy wymusza, by ją nieustannie weryfikować, sprawdzać wszystko, co tylko się da, umieszczać w kontekstach. Takie możliwości daje lektura „Korony śniegu i krwi”. Postacie, zdarzenia, motywy nasuwały mi wspomnienia innych, z książek, które czytałam w przeszłości. Była to przednia zabawa.

Hagiografia
Zofia Stryjeńska, "Bożki słowiańskie. Trygław";
źródło obrazu: www.pinterest.com
Znane ze średniowiecza żywoty ascetów i świętych nadają ich czynom tyle wzniosłości i natchnionego patosu, że bez wysiłku można by nimi obdzielić kilka książek. Współczesne wariacje wokół owych legend zazwyczaj podchwytują wysoki ton i zręcznie naśladują typowy dla gatunku układ treści. Przychodzi mi tu na myśl żywot Kummernis z Schonau z powieści „Dom dzienny, dom nocny” Olgi Tokarczuk, rewelacyjny w swej prostocie, ukazujący narodziny, życie, śmierć Wilgi oraz towarzyszące temu cuda czynione przez świętą, od której „biło (…) wielkie, miłe sercu ciepło (…), a w jej mowie była niespotykana na ten wiek mądrość i dojrzałe były jej sądy. Jej wątłe ciało wydzielało balsamiczny zapach, a w jej pościeli znajdowano róże, choć była zima”[1]. W powieści Cherezińskiej stylizacja hagiograficzna dotyka wątku Bolesława V Wstydliwego, księcia krakowskiego i sandomierskiego, i jego żony, Kingi z rodu Arpadów, lecz zamiast powagi mamy lekkość, żartobliwość, subtelne przymrużenie oka i nastrój jak w legendach żyjących w tradycji ustnej, powtarzanych przez prosty lud. Uwagę narratora absorbują niecodzienne zjawiska, jawne dowody świętości Kingi, dzięki czemu opowieść nabiera cech średniowiecznego mirakla. Kinga lewitowała, czubkami palców zapalała świece, sprawiała, że woda przemieniała się w wino i wrzała w kielichach, nie panowała „nad wonią świętych kwiatów, która rozchodziła się wokół niej. Zawstydzało ją to, ale nie potrafiła powstrzymać subtelnego aromatu, który unosił się wokół jej postaci. Umiała pohamować jasność wokół palców; błękitne światło bijące pomiędzy jej prostymi ciemnymi włosami łapała w siatkę i gęsty woal, a dźwięk anielskich głosów, który potrafił odezwać się w najmniej odpowiednim momencie, zagłuszała, udając kaszel”[2]. Tłem dla rozmów Kingi z Bolesławem, zazwyczaj o polityce, fundowaniu klasztorów i przyszłości księstwa, są gesty, których charakter sytuuje bohaterów w dwóch przenikających się przestrzeniach, fantastycznej i sakralnej, i jest to świetne.

Wielkie Rozbicie
Moje najważniejsze literackie doświadczenie związane z tematem rozbicia dzielnicowego łączę z lekturą „Czerwonych tarcz” Jarosława Iwaszkiewicza. Powieść rozpoczyna spotkanie Tällego, mającego za sobą przykatedralne trivium, z księciem Henrykiem Sandomierskim. Tälli, zwany też Bartłomiejem, staje się wiernym sługą i przyjacielem Henryka. Towarzyszy mu w podróży do Ziemi Świętej, kocha te same kobiety, wspiera, gdy młodemu władcy brak zdecydowania i odwagi, zwłaszcza podczas podejmowania decyzji, czy sięgnąć po polską koronę. Aby ją zdobyć, Henryk zaplanował wyprawę na Kraków i zamach na Bolesława Kędzierzawego, lecz ostatecznie wycofał się z walki o tron, co poprzedziła rozgrywająca się nocą scena przeprawy przez Wisłę, kiedy prom wypływał z portu i zawracał, bo książę się wahał. W końcu pozostał przy sandomierskim brzegu. W „Koronie śniegu i krwi” kwestia walki o władzę również wysuwa się na pierwszy plan.

Styl „Czerwonych tarcz” jest inny niż powieści Cherezińskiej, ale utwory mają też wspólne cechy. Oba osadzono w mitach i legendach; pierwszy przywołuje historię Parsivala i czarownicy Kundry, romans Tristana i Izoldy, opowieści o rycerzach Okrągłego Stołu, drugi nawiązuje do legend arturiańskich i poszukiwań Graala. Do obu wprowadzono wątki pogańskie. Oba mówią o marzeniu o koronie i zjednoczeniu podzielonego kraju.

Wilkołaczyca
Wilkołaki, istoty znane z tekstów kultury masowej, intrygowały również klasyków literatury. Opisana w „Koronie śniegu i krwi” wilkołaczyca Czeremcha przypomniała mi Zdenkę, bohaterkę opowiadania Aleksego K. Tołstoja „Rodzina wilkołaka”. To historia przemiany starego Gorczy i jego dzieci w wilkołaki. O ile jednak u Cherezińskiej wilkołaczyca jakoś wpasowuje się w powszechne wyobrażenie o wilkołakach, o tyle Tołstoj twierdzi, że „wilkołaki, jak nazywają u ludów słowiańskich wampiry, to według wyobrażeń tubylców nic innego jak nieboszczycy, którzy wychodzą z  grobów, aby wyssać krew z żyjących. Mają analogiczne przyzwyczajenia, co i wszystkie pozostałe wampiry, lecz pewna cecha szczególna czyni je jeszcze bardziej niebezpiecznymi (…), gdyż wysysają krew z najbliższych swych krewnych i najwierniejszych swych przyjaciół”[3]. Cenię to opowiadanie za romantyzm, typowy zresztą dla pierwszej połowy dziewiętnastego wieku, za powiązanie motywu wilkołaka z kulturą ludową, za zadziwiająco aktualne spostrzeżenia na temat życia na prowincji i w wielkim mieście. Oraz za krytykę „ohydnej polityki”[4].

A zatem…
A zatem czytam Cherezińską i jak dotąd jestem urzeczona. Już zacieram ręce, że potrwa to jakiś czas, bo książki są obszerne i jest ich kilka. Byłabym pewnie bezkrytyczna, gdyby nie szczegół, niedopracowana forma e-booka. Liczne literówki, sporo nieuzasadnionego światła, poszatkowane akapity, wyrazy podzielone na części (bo nie sylaby) w środku zdań – to wszystko bardzo rozprasza. Trochę szkoda.




[1] Olga Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny, Kraków 2012, s. 51. [e-book]
[2] Elżbieta Cherezińska, Korona śniegu i krwi,  2012, s. 93. [e-book]
[3] Aleksy K. Tołstoj, Rodzina wilkołaka [w:] Opowieści niesamowite. Groza i niesamowitość w prozie rosyjskiej XIX i początku XX w., wybór: R. Śliwowski, Warszawa 1990, s. 193.
[4] Aleksy K. Tołstoj, Rodzina wilkołaka [w:] Opowieści niesamowite. Groza i niesamowitość w prozie rosyjskiej XIX i początku XX w., wybór: R. Śliwowski, Warszawa 1990, s. 210.

14 komentarzy:

  1. Zaciekawiła mnie "Korona śniegu i krwi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam, zwłaszcza miłośnikom historii i fantastyki. :-)

      Usuń
  2. Bardzo mnie zainteresowała polecana przez Ciebie książka Aleksego K. Tołstoja „Rodzina wilkołaka”. Postaram się skonfrontować z bohaterką Cherezińskiej i mam nadzieję, że czegoś nowego i strasznego jeszcze się dowiem :)
    Zapraszam do mojej recenzji tej książki, która zawładnęła moją wyobraźnią :)
    http://www.magdallenamagazine.pl/2014/10/legenda-o-orle-obudzonym-przez-lwa.html
    Szalenie podobają mi się Twoje wpisy! Tyle tu analogii, interpretacji i skojarzeń. Tworzysz prawdziwe źródło wiedzy albo wartki strumień literackich skojarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam "Opowieści niesamowite", zbiór, w którym oprócz opowiadania Tołstoja można znaleźć miniaturki napisane przez Dostojewskiego, Lermontowa, Gogola Puszkina, wszystkie w konwencji horroru. Mimo że powstały w dziewiętnastym wieku, czyta się je świetnie dzięki rewelacyjnym tłumaczeniom. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z innej strony polecam "Pokój na wieży", zbiór klasycznych opowiadań wampirycznych w opracowaniu i ze wstępem (bardzo dobrym esejem) Marcina Bradke. Sama "Rodzina wilkołaka" to nieduża nowelka.
      W wymienionym zbiorze są jeszcze opowiadania Stokera, Gogola, Dumasa seniora, Grabińskiego i "Carmilla" Le Fanu - mało kto sobie zdaje sprawę, jak wiele wizerunek wampira w maskulturze zawdzięcza tej pięknej dziewczynie o smutnej twarzy.

      Usuń
    2. To kolejny tytuł na liście książek do przeczytania. Chętnie skonfrontuję opowiadania rosyjskie z wampiryczną prozą Zachodu. :-)

      Usuń
  4. Kochałam lekcje historii i byłam wielką miłośniczką historycznych książek...historia była moim hobby, ale to było tak dawno, tak dawno, że dzisiaj musiałabym zaczynać od początku....a dzisiaj bardziej interesuje mnie historia XX wieku. Toteż przeczytałam "Legion" Herezińskiej i byłam pod wrażeniem znajomości tematu i lekkości pióra.
    Niemniej z ogromną przyjemnością przeczytałam ten niezwykle dla mnie interesujący post.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na "Legion" też ostrzę sobie pazurki. ;-) Z historią jest, moim zdaniem, jak z jazdą na rowerze. Podczas lektury "Korony śniegu i krwi" wiele przypomniało mi się dzięki akcji książki, czasem sięgałam do źródeł. Tak chyba powinno być. :-)

      Usuń
    2. Dobrze napisana książka pobudza do konfrontacji z innymi książkami, które się czytało jak i z źródłami.....to prawda. Ja też tak mam.

      Usuń
  5. Ja też potrzebuję oddechu po tym, jak wpadłam w studnię bez dna książek tzw.rozwojowych. Ostatnio wyciągnęła mnie z niej "Poczwarka", "Księgi Jakubowe" z lekka nadgryzione, ale przydałaby się szybsza lektura :) Cherezińska? Pewnie tak :) Szkoda, że mój tato nie może już poczytać ze mną ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku stan czytania książek rozwojowych ciągle trwa. To jednak świetna sprawa, lektura tekstów i kontekstów. Pozdrawiam. :-)

      Usuń
  6. "Korona śniegu i krwi" + inne książki Cherezińskiej to moje perełki. Uwielbiam je szczerze i w ogóle nie jestem obiektywna w ocenie tych książek, chociaż przy "Hardej" udało mi się nawet wytknąć jeden drobiazg :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)