Mary Cassatt, "Kobieta czytająca w ogrodzie"; źródło: commons.wikimedia.org |
O
czym konserwatywna prasa krakowska donosiła naszym prapradziadkom w 1905 roku? Pierwsza
dekada XX wieku obfitowała w zdarzenia najwyższej wagi, a mimo to, może dla
równowagi, obok relacji z przebiegu wojny rosyjsko-japońskiej oraz strajku
szkolnego i ulicznych manifestacji w zaborze rosyjskim, znajdujemy notki
prasowe, dzięki którym obraz ówczesnego życia, zwłaszcza codziennego, zyskuje
nowy wymiar. Niektóre historie dziwią i bawią, inne zaskakują aktualnością. Z
jednej skorzystałam podczas pracy nad powieścią „Niepokorne. Judyta”. Z której? To okaże się za miesiąc. ;-)
Długie
suknie dam
"Czas", 20 października 1905 r.; |
Guy Rose, "Niebieskie kimono", 1909 r.; źródło: pl.wikipedia.org/wiki/Guy_Rose |
Dziś
moda początku XX wieku wywołuje okrzyki zachwytu. Suknie z miękkich tkanin lub z
wyrabianej szydełkiem koronki irlandzkiej o trójwymiarowych motywach
zdobniczych inspirowanych fauną i florą. O kształcie litery S, wymagające
gorsetu, bogato zdobione koronkami, haftami, koralikami. Lub w stylu
helleńskim, bez gorsetu, lecz z wysoką talią. Skrojone na wzór kimona, a więc inspirowane
Orientem, zwłaszcza Japonią. Kto by pomyślał, że ich długość wywoływała gorące spory
polityków. O kurzu wzbijanym przez zbyt długie suknie dyskutowali radni cesarsko-królewskiego
Wiednia, domagając się, aby panie w miejscach publicznych spinały spódnice, co
zamierzali przypominać nakazami umieszczonymi na specjalnych tabliczkach. Brzmi
to swojsko, nieprawdaż? Politykom zawsze bliżej do nonsensów niż realnego
życia. Aż żal, że nie wpadli na pomysł podatku od zanieczyszczania powietrza.
Kiedy
czytamy najwięcej?
"Czas", 20 października 1905 r.; |
Jorgen Gudmundsen-Holmgreen, "Czytająca dziewczynka", 1900 r.; źródło: www.artnet.de |
Poziom
naszego czytelnictwa sięgnął dna, to nie podlega dyskusji. Przeczytanie
pięćdziesięciu książek rocznie jest dziś tak wielkim wyzwaniem, że obwieszcza
się je na portalach społecznościowych i blogach. Biorąc pod uwagę fakt, że dziś
mało kto czyta, to istotnie może imponować, jeśli jednak popatrzymy na badania
czytelnictwa w 1905 roku, powinniśmy się wszyscy mocno zarumienić (szczególnie
grupa czternastolatków i trzydziestolatków). Sto siedemdziesiąt książek rocznie
to czternaście miesięcznie! Zakładam, że zrozumianych i zapamiętanych, z czym
też mamy problem.
Fałszywa
cesarzowa
"Czas", 20 października 1905 r; |
Gunnar Berndtson, "Próżność"; źródło: fi.wikipedia.org |
O
pomysłowych oszustach bywa głośno i współcześnie, choć ich wyczyny opisuje
głównie prasa brukowa. Rozmachu i tupetu mogliby się jednak uczyć od tych
sprzed wieku, o czym świadczy historia kobiety podającej się za wdowę po
cesarzu Maksymilianie oraz mężczyzny, który z powodzeniem udawał arcyksięcia
Rudolfa. Składano im hołdy, ofiarowywano datki, wspomagając plan… obalenia
dynastii rządzącej Austro-Węgrami. Jeśli więc spadać, to tylko z wysokiego
konia?
Przepisy
dla automobilistów
"Czas", 15 października 1905 r.; |
zaparkowane automobile; źródło: www.pinterest.com |
Nasz
kodeks drogowy zawiera prawdziwy gąszcz nakazów i zakazów, w porównaniu do
przepisów obowiązujących w 1905 roku jest niczym Giewont przy pagórku. Na początku XX wieku najpoważniejsze obostrzenia dotyczyły dopuszczalnej prędkości, zwanej wtedy
chyżością. A zatem: w miejscach zamkniętych, czyli w terenie zabudowanym, 15
km/h, poza terenem zamkniętym 45 km/h, w przypadkach szczególnych, na przykład
podczas mgły lub na moście – 6 km/h. Mimo to zdarzały się wypadki. Czyżby i
dziś, i wówczas słabym punktem był czynnik ludzki?
Szkodliwość
kawy
"Czas", 28 października 1905 r.; |
Charles Hoffbauer, "W restauracji"; źródło:en.wikipedia.org |
Współczesne
dyskusje o korzyściach płynących z picia kawy oraz o tym, komu i w jakich
ilościach napój ten szkodzi, nie są niczym nowym. Na temat zawartej w kawie
kofeiny mamy dziś nieco inną opinię niż doktor Boltenstern z Berlina, który
nazwał ją powolnie działającą trucizną. Sądząc po liczbie i popularności
ówczesnych kawiarni, był to jednak głos odosobniony.
Zajście
pograniczne
"Czas", 5 października 1905 r.; |
Trójkąt Trzech Cesarzy stał się około 1914 r. atrakcją turystyczną; stara pocztówka, źródło: abc.forum.gazeta |
W
latach 1846-1916 granice trzech europejskich mocarstw, Królestwa Prus
(Cesarstwa Niemieckiego), Cesarstwa Austriackiego (Austro-Węgier) i Imperium
Rosyjskiego, zbiegały się w miejscu zwanym Trójkątem Trzech Cesarzy. Linia
graniczna biegła wzdłuż rzek, najpierw Białej i Czarnej Przemszy, następnie, po
ich połączeniu, wzdłuż Przemszy. Okoliczne tereny, z racji podmokłego charakteru i
gęstych lasów, były popularną wśród różnego rodzaju przemytników trasą
nielegalnego przejścia z zaboru rosyjskiego do austriackiego. Ponieważ rosyjscy
pogranicznicy strzelali do nich bez uprzedzenia, galicyjska prasa często
donosiła o tragicznej śmierci tych, którzy usiłowali obejść patrole. Tu
przemytnik zginął nieopodal lasu Piernikarka (nadal nosi tę nazwę). Podobno
można w nim znaleźć dawne słupy graniczne.
Dwadzieścia
lat zwłoki
"Czas", 5 października 1905 r.; |
Ilja Repin, "Pojedynek", 1896 r.; źródło: www.liveinternet.ru |
Pojedynek,
a więc „walka dwu osób honorowych, prowadzona bronią równą a zabójczą, pod z
góry umówionemi warunkami, w obecności zastępców i kierownika walki, podjęta
dobrowolnie, za sprawą prywatną, ugruntowana wyzwaniem”[1],
kończył się zazwyczaj tuż po starciu. Na miejscu pojedynku w dwóch
egzemplarzach sporządzano od ręki protokół, aby niezwłocznie przekazać go
przeciwnikom. W ten sposób zamykano sprawę, potwierdzając jej honorowe
rozstrzygnięcie. Widocznie jednak nie w opisanym przypadku, tu rozstrzygnięcie
nastąpiło aż po dwudziestu latach. Swoją drogą, kto dziś po takim czasie i w
podobnej sprawie zdobyłby się na dotrzymanie słowa? I czym jest dla nas honor?
[1] Władysław Boziewicz, Kodeks honorowy. Ogólne zasady postępowania
honorowego, Kraków 2012, s. 92.
Może radcowie Mayer i Helbimg zemścili się, za uniemożliwienie im oglądania damskich nóżek :-)
OdpowiedzUsuńWystarczyłoby więc domagać się od kobiet udających się na spacer znacznie krótszych sukien. :-)
Usuń170 książek rocznie, to są naprawdę piękne statystyki :)
OdpowiedzUsuńImponujące! :-) Telewizja, radio, telefony komórkowe, komputery, które nam kradną czas, im nie mieszały w głowach. ;-)
UsuńPani Agnieszko, wspaniale te wycinki prasowe sprzed ponad 100 lat. Az nie do uwierzenia jak swiat sie zmienil od wtedy. Szkoda tylko, ze w przypadku wielu rzeczy takich jak czytelnictwo, na gorsze. za miesiac bede w Polsce i odbieram moja JUDYTE:) Czekam z niecierpliwoscia.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na wieści, jak się Pani czytało "Judytę". :-) Bardzo serdecznie pozdrawiam. :-)
Usuń
OdpowiedzUsuń170 książek? Może i możliwe. Ale w tamtych czasach tylko dla wąskiej grupy społeczeństwa. I nie dlatego, że komputery, komórki itp. Kto wtedy umiał czytać? ;-)
Dopuszczalne prędkości wtedy i dziś - dostosowane do mocy silników - wtedy i dziś ;-)
To nie jest średnia czytelnictwa, artykuł mówi o wyśrubowanych rekordach. Ale i tak imponują. :-) Mam wrażenie, że dziś inaczej niż nasi przodkowie odczuwamy prędkość pociągów i aut. Pamiętam, że w "Kronikach tygodniowych" Bolesław Prus zdawał relację z podróży pociągiem do Berlina i prędkość ok. 60km/h była według niego zawrotna. Dla nas, zwłaszcza w dalekich trasach, to raczej kpina. :-)
UsuńWspomniana "hyżość"bardzo mnie rozbawiła:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że taki kierujący automobilem dziś dostałby na przeciętnej polskiej autorstradzie zawału serca:)
Świetny, zabawny wpis :) Pozdrawiam!
Wystarczyłaby podróż przeciętną polską drogą, bo coraz rzadziej kierowcy jeżdżą przepisową pięćdziesiątką (w terenie zamkniętym, jak mawiano przed wiekiem). Im piękniejsza pogoda, tym jest z tym gorzej. Mnie rozbawił artykuł o kawie i kofeinie. Truję się nimi bez umiaru. :-) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :-)
UsuńDo mnie bardziej przemawia Wolter pijacy kilkanaście filiżanek kawy dziennie :-)
UsuńZupełnie na serio - znając obecne wyniki badań nad kawą i kofeiną (nie wolno tego utożsamiać, kawa daje nam o wiele więcej i bardziej kompleksowo), tak dalece inne od doniesień prasy kolorowej, nie wolno nam - kawoholikom - mówić, że się kawą trujemy. Raczej, per saldo, leczymy.
A skądinąd ciekaw jestem, co pan doktor powiedziałby lata później na popularność Pervitinu. Zwłaszcza w porównaniu do kawy...
UsuńPozdrawiam!
W podobny sposób mam zwyczaj tłumaczyć moje uzależnienie od kawy (chyba nie od samej kofeiny, bo nie przepadam na przykład za cukierkami z kofeiną). Myślę, że picie kawy dostarcza nam przyjemności wynikające z celebrowania rytuału, który sam w sobie daje wytchnienie, pozwala skupić się na prostych czynnościach, dostarcza wielu wrażeń zmysłowych. W gruncie rzeczy, co ustaliłam już dawno, kawa mi nie smakuje, ale jej zapach, dobieranie dodatków, filiżanek (absolutnie nie szklanek czy kubków) daje mi, może złudne, wrażenie, że panuję nad rzeczywistością, której nie kontroluję w innych sytuacjach. :-) Poza tym dziwi aż takie zainteresowanie szkodliwością kofeiny w czasach dekadencji, palarni opium, absyntu itp. ;-) Pozdrawiam.
UsuńJak zwykle na tym blogu mnóstwo ciekawostek, barwnych historii i obrazów:) Przeczytałam z przyjemnością, zatruwając się przy okazji kawą;) Rzeczywiście przy przodkach wypadamy blado. Przy tych możliwościach, które mamy!
OdpowiedzUsuńCzasem nadmiar możliwości prowadzi do chaosu. ;-) A może nie umiemy dobrze wybierać? :-)
UsuńOczywiście wstrząsające są te czytelnicze statystyki. Ale, zapytam, jakie były średnie rozmiary tych "książek"? Czy "Latarnik"liczy się jako jedna pozycja? A jaka ich jakość? Ja sobie zdaję sprawę, że statystyki u nas też wyrabiał w pewnym momencie wielotwarzowy Grey, ale jakoś mam co poziomu czytanych podówczas książek równie głębokie obawy...
OdpowiedzUsuńTo stare pytanie: czy lepiej czytać mało i dobrze i dużo i byle czego. Ale w każdym przypadku - warto w ogóle czytać.
Cóż, artykuł cechuje typowa dla notki ogólnikowość, można jednak przyjąć, że określenie "tom" jest niejednoznaczne, czyli że chodzi o jakąkolwiek książkę, niekoniecznie obszerną i niekoniecznie ambitną. Oczywiście, warto w ogóle czytać. Uważam też, że czytanie takiej sobie beletrystyki może być początkiem czytelniczej drogi, która, kto wie, ma szansę doprowadzić czytającego do tekstów znacznie lepszych. :-)
UsuńBywały miesiące kiedy czytałam czternaście książek dziennie... Ale zazwyczaj po prostu nie ma na to czasu! Bardzo ciekawy post ;)
OdpowiedzUsuńCzternaście dziennie?! Niesamowite! Jak to możliwe? Niezwykły wynik. Pozdrawiam! :-)
UsuńZ tym czytelnictwem to trzeba pamiętać jak ogromny był wówczas odsetek analfabetów oraz o tym jaki był dostęp do edukacji. Czytanie jednak zawsze było domeną elit. Dzisiaj nie wszyscy chcą się do nich zaliczać mimo powszechnego dostępu do edukacji.
OdpowiedzUsuńBardzo cenna uwaga. :-) To zadziwiające, że powszechny dostęp do edukacji dla aż tylu jest zwykłym przymusem.
UsuńCiekawy post...dostarcza nam sporo interesującej wiedzy poprzez metodę porównań.
OdpowiedzUsuńJa zgadzam się z tymi stwierdzeniami jeżeli chodzi o czytelnictwo.....abstrahując oczywiście od tego jak ono dzisiaj wygląda tak w ogóle. W moim przypadku to się sprawdziło.
Dziękuję. :-) Czytelnictwo wygląda marnie, ale za to my, czytający, książek mamy pod dostatkiem, żeby nie powiedzieć, że coraz więcej. ;-) Pozdrawiam. :-)
Usuń