Sofonisba Anguissola, "Gra w szachy", 1555 r.; obraz z: pl.wikipedia.org/wiki/Sofonisba_Anguissola |
To, że polski renesans inspirował się
włoskim, jest kwestią oczywistą i bezsporną, wiadomo bowiem o czerpaniu przez
artystów, i to garściami, ze wzorów ustalonych na Południu. Nie są też tajemnicą
studia Polaków na uczelniach w Padwie i Bolonii oraz wpływy królowej Bony na
polską kulturę, choć historycy przestrzegają przed przypisywaniem jej zbyt
wielu zasług. Mnie interesują jednak zdarzenia pomniejsze; układają się one w
logiczny ciąg zależności, dzięki czemu czasy Złotego Wieku zyskują nowy (dla
mnie) wymiar.
Kuchnia
Władysław Bakałowicz, "Uczta z czasów Odrodzenia", 1883 r.; obraz z: katalog.muzeum.krakow.pl/ |
W staropolskich potrawach i zwyczajach
żywieniowych wpływy włoskie zaznaczyły się wraz z podróżami do Italii zamożnych
Polaków, którzy początkowo śmiali się z obcej ich przyzwyczajeniom sztuki
kulinarnej. Na dowód Janusz Tazbir podaje „dykteryjkę o młodym Polaku, który
przed zimą wrócił z Italii do ojczyzny w obawie, że skoro go w lecie karmiono
trawą (sałatą), to w zimie musiałby jeść siano”[1].
Jednakże z czasem doceniono w Polsce włoskie potrawy, mimo że zamiłowanie do
pasztetów, galaret i korzennych ciast znacznie przewyższało popularność sałaty
i kalafiora.
Izaak van den Blocke, "Apoteoza handlu gdańskiego" 1608, (fragm.); obraz z: http://wyborcza.pl/alehistoria |
Najdroższe i najbardziej pożądane
przysmaki sprowadzano do Polski drogą morską i przez Gdańsk, nieco rzadziej
drogą lądową z Włoch, bo ten sposób wiązał się z ryzykiem („transport był długi
i niewygodny, nie zawsze pewny”[2]).
Szczególnie upodobali sobie Polacy przyprawy, sprowadzano więc w ogromnych
ilościach pieprz, imbir, cynamon, cukier trzcinowy, choć trzeba było za nie
słono płacić („w połowie XVII wieku za łut pieprzu płacono (…) 8 zł, za funt
szafranu 200 zł, za funt kwiatu muszkatelowego 100 zł, za funt cukru około 25
zł”[3]).
Potrawy staropolskie były pikantne, gdyż nadmiar pieprzu świadczył o zamożności
gospodarzy, którzy w ten sposób popisywali się zasobnością.
"Kodeks Baltazara Behema", miniatura, r. 1505; obraz z: http://www.wsp.krakow.pl/whk/zabytki/k_behem.html |
Polscy kucharze dostosowywali obce
potrawy do rodzimych gustów i oczekiwań panów, u których służyli. Mniejsze
znaczenie miał wykwintny smak; chodziło głównie o to, by olśnić oryginalnym
sposobem podania, o czym pisał jeden z cudzoziemskich dworzan: „Na pasztetach
po większej części złoconych znajdowały się figury zwierząt, z których się
składały, wiernie wyobrażone własnymi piórami lub sierścią odziane; też postać
i półmisków była, wszystko doskonale i porządnie ukształcone na drutach”[4].
Jak widać nie ma tu miejsca na sałatę i kalafior.
Język
Tomasz Dolabella, "Abraham na uczcie u Melchizedecha", 1620; obraz z: http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Dolabella/Index.htm |
Sefardyjczycy
Izaak van den Blocke, "Apoteoza handlu gdańskiego" (fragm.); obraz z: http://historia.trojmiasto.pl/ |
Żydzi sefardyjscy zostali sprowadzeni do
Polski przez Jana Zamoyskiego, chociaż już wcześniej zdarzało się, że trafiali
tu jako kupcy lub dyplomaci. Jako „wygnańcy hiszpańscy, którzy osiadają we
Włoszech i w Turcji i wszędzie wnoszą za sobą język portugalsko-hiszpański, z
biegiem czasów skorumpowany i najeżony wyrazami włoskimi (…). W handlu
posługują się językiem włoskim lub hebrajskim i w tych językach spisują swe
kontrakty, weksle itp.”[5].
Włoski znali Sefardyjczycy w stopniu doskonałym, polskiego w ogóle, więc gdy
przybywali do Lwowa albo Zamościa, korzystali z usług ormiańskich tłumaczy. Podlegali
wyłącznej jurysdykcji królów polskich lub Jana Zamoyskiego i postrzegali
Polskę, szczególnie za rządów Stefana Batorego, jako kraj niemal wolny od
prześladowań religijnych. Jeden z nich, Mosze de Mosso Kohen, napisał:
„Powiadam, że panowie wielcy i monarchowie wielcy po wszystkich ziemiach,
zwłaszcza tu w Polsce, bardzo się starają, żeby krzywdy i rzeczy niesłusznej
ich poddani nie cierpieli, nie tylko Żyd, ale by był Cygan albo Tatarzyn”[6]. Jednak
wraz ze śmiercią Zamoyskiego większość Sefardyjczyków opuściła Polskę.
Jan Zamoyski
"Hetman Jan Zamoyski na koniu"; obraz z: pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Zamoyski |
Śladem wielu Polaków czasów renesansu
Jan Zamoyski, przyszły sekretarz królewski oraz hetman, spędził kilka lat w
Padwie. Pobyt ów to ukoronowanie podróży młodzieńca, który najpierw pobierał
nauki w Paryżu (w Kolegium Królewskim i na Sorbonie) i w Strasburgu, aby
wreszcie wyruszyć do Italii. W Padwie „wynajął sobie w gospodzie wielki,
wygodny pokój z oknem na podwórze, zarosłe bluszczem i pnącymi różami.
Odpocząwszy nieco, wyszedł na miasto. Chodził po wąskich, ruchliwych uliczkach
i chciwy wrażeń oglądał budynki, kościoły, stroje, sklepy i kramy. Kupcy z
sąsiedniej Wenecji zaczepiali go, proponując sprzedaż sukna i jedwabnych
bławatów ze Wschodu, klejnotów, korzeni, szkła i cennych luster (…)”[7].
Padwa; obraz z: http://copernicus.torun.pl/ |
Zapewne
spotkania z weneckimi kupcami sprawiły, że dwie dekady później Zamoyski sprowadził
do nowo wybudowanego Zamościa grupę sefardyjskich kupców, z których część
wywodziła się z Wenecji. Wiadomo zresztą, że młody Zamoyski zwiedził miasto na
lagunach i choć zajmował się głównie nauką, studiując prawo, filozofię,
medycynę, bacznie obserwował włoskie zwyczaje. A gdy obrano go rektorem
uniwersytetu w Padwie i zyskał sławę człowieka przedsiębiorczego, pracowitego,
zainteresowanego warunkami życia studentów oraz poziomem wykładów, doceniono to
w pobliskiej Wenecji. „Senat republiki w kwietniu 1565 roku podjął uchwałę
polecającą zdolnego Polaka opiece króla Zygmunta Augusta”[8],
wychwalając jego cnoty i postępki. Kiedy więc Zamoyski wrócił do Polski,
otrzymał od króla stanowisko sekretarza królewskiego. A potem, korzystając z
włoskich doświadczeń, założył Zamość.
Zamość
Bernardo Morando, architekt; obraz z: pl.wikipedia.org/wiki/Bernardo_Morando |
Za początek istnienia Zamościa uznaje
się rok 1580[9].
Miasto zbudowano z niczego, od podstaw, na gruncie, gdzie nie istniała
wcześniej żadna ludzka osada. „Już w 11 lat później Zamość posiadał 275 domów,
w tym 217 w śródmieściu, 32 na przedmieściu lwowskim i 26 na przedmieściu
lubelskim”[10].
Aby przyciągnąć do Zamościa osadników i kupców, Zamoyski zwolnił osiedleńców na
ćwierć wieku z czynszów, danin i z podatków. Ustanowił tygodniowe targi na
środy oraz trzy doroczne jarmarki, zimowy, wiosenno-letni oraz jesienny.
Wynajął zasadźcę, którego następnie mianował wójtem Zamościa, po czym w 1585
roku zezwolił, by w Zamościu osiedlali się Ormianie, Grecy i Żydzi sefardyjscy.
Lament różnego stanu ludzi nad umarłym kredytem; anonimowy drzeworyt kolorowany z połowy XVII wieku; obraz z: commons.wikimedia.org |
Zamość przypominał „w rozplanowaniu (…)
renesansowe reminiscencje antycznej twierdzy-miasta”[11],
a niektórym przypominał Rzym przeniesiony do Sarmacji. Nie mogło być inaczej;
miasto zaprojektował Włoch, architekt Bernardo Morando, który od 1570 roku
przebywał w Polsce. Spędził w Zamościu dwadzieścia lat, także w roli
budowniczego, i ciążyła na nim odpowiedzialność za całość robót, czyli wykonawstwo,
jednolitość koncepcji, projekty indywidualne, więc o tym, jak ostatecznie
wyglądał Zamość, zadecydowała włoska teoria budowy miast. „Dziełem Bernarda
Morando były prawie wszystkie ważniejsze budowle Zamościa: pałac wielki
przedni, arsenał, kolegiata, ratusz, dom zajezdny, kamienice wzorcowe na Rynku
Wielkim i bramy miejskie – Lubelska i Lwowska”[12]. Włoch
Bonifacy Vanozzi, sekretarz legata papieskiego, zwiedził Zamość w 1596 roku. Dostrzegł
imponującą zamożność miasta, obecność murowanego kościoła, akademii, biblioteki
oraz wielokulturowość i etniczne zróżnicowanie mieszkańców: „Całe miasto jest
warowne, będąc otoczone mocnym wałem: nie można min podsadzać, gdyż nie kopiąc
zbyt głęboko, znajduje się gatunek ziemi, który się łatwo zasypuje. Jest staw w
bliskości miasta, z którego wodę do fos sprowadzają. Dwie rzeki wpadają do
niego, tak dalece, że odebrać nie można wody i zawsze będzie jej dostatkiem do
napełnienia tychże fos”[13].
Sofonisba Anguissola, "Portrait, of Bianca Ponzoni", 1557; obraz z: en.wikipedia.org/wiki/Sofonisba_Anguissola |
Ponieważ zamojscy kupcy mogli w mieście
składować towary, Zamość szybko stał się ważnym centrum handlowym. Sprowadzano
len, konopie, saletrę, wełnę, chmiel, sól, ryby, kobierce, uprzęże, barwniki,
wina, leki (np. sadło krokodyle), złotogłów, jedwabie, cynamon, pieprz, trzcinę
cukrową, imbir, daktyle, szafran, wosk, miody pitne… Wspomniany wcześniej Żyd
sefardyjski, zamieszkały w Zamościu Mosze de Mosso Kohen, handlował małmazją.
Wzajemne korzyści
Jan Stanisław Bystroń zauważył, że
Polacy nie czuli szczególniej sympatii do Włochów, których „charakteryzowano
jako ludzi układnych i chytrych; odnoszono się do nich z pewną nieufnością i
patrzano niechętnie na ich wytworność, zamiłowanie do zbytku, zniewieściałość
obyczajów”[14].
Mimo to Polacy ciągnęli do Włoch niczym pszczoły do miodu, a Włosi na polskich
dworach robili kariery architektów, muzyków, malarzy, lekarzy, uczonych i
dworzan.
[1] Janusz Tazbir,
Spotkania z historią, Warszawa 1986, s. 66.
[2] Jan
Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa
1994, t. 2, s. 459.
[3] Jan
Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa
1994, t. 2, s. 461.
[4] Jan
Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa
1994, t. 2, s. 463.
[5] Majer
Bałaban, Żydzi lwowscy na przełomie XVI i XVII wieku, Lwów 1906 , s. 459.
[6] Majer
Bałaban, Żydzi lwowscy na przełomie XVI i XVII wieku, Lwów 1906, s. 463.
[7] Leszek
Podhorodecki, Hetman Jan Zamoyski, Warszawa 1971, s. 11.
[8] Leszek
Podhorodecki, Hetman Jan Zamoyski, Warszawa 1971, s. 17.
[9] Adam
Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s.
40.
[10] Adam
Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s.
40.
[11] Adam
Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s.
42.
[12] Adam
Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s.
43.
[13] Adam
Andrzej Witusik, O Zamoyskich, Zamościu i Akademii Zamojskiej, Lublin 1978, s.
45.
[14] Jan
Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, Warszawa
1994, t. 1, s. 106.
Moje podreczniki ze studiow;) Lubie taki ciekawostki, najchetniej podrozowalabym w czasie, zeby poczuc tamtejsze zycie na wlasnej skorze, tak tylko przez chwile:)
OdpowiedzUsuńPodróże w czasie miałyby urok, gdyby możliwy był powrót do domu. To także, przynajmniej częściowo, moje studenckie lektury. Mam okazję do nich wrócić. :-)
Usuń