niedziela, 27 września 2015

Miasto, którym rządzi księżyc

Canaletto, "The Piazza San Marco in Venice", 1724;
obraz z: ww.the-athenaeum.org
Uczę się Wenecji, w której nigdy nie byłam, a którą znam z powieści, obrazów i filmów, i nabieram przekonania, że takie stacjonarne oswajanie Miasta Lwa ma zalety. Po pierwsze, pozwala cieszyć się wiedzą zdobywaną niespiesznie, w rytmie, który dyktuje codzienność. Po drugie, nie pogania mnie czas: nie jestem zależna od samolotów, pór roku, pogody ani nawet od humorów i gustów moich towarzyszy, bo poznaję Wenecję samotnie, w skupieniu i tak, aby zaspokoić wyłącznie własną ciekawość. Może poszukiwania te zaowocują prawdziwą podróżą, nie upieram się jednak, zwłaszcza że nie znoszę zamieszania związanego z rezerwacjami i pakowaniem bagaży. Podobno KAŻDY był już w Wenecji, lecz to samo mówiono mi o Wiedniu; mogę tylko odrzec, że w takim razie to, co najlepsze, jest jeszcze przede mną.

Vittore Carpaccio, "Hunting on the Lagoon", 1495;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/
Poznaję początki miasta, a więc czasy z przełomu VI i VII wieku, kiedy wyspiarski lud Wenetów uciekał przed najazdem Longobardów i osiedlił się pośrodku laguny na wyspach o nazwie Rivoalto. „Wyspy były poprzecinane rzeczułkami i innymi ciekami wodnymi, ale w okolicy płynęła też większa rzeka, dopływ Brenty zwany Rivoaltus, który później przerodził się w Canale Grande. Na brzegach tej rzeki wznosiły się naprzeciwko siebie dwa pokaźniejsze wzgórza bądź wyspy (…). Tam powstała Wenecja”.[1] Czytam o Wenecji średniowiecznej, kiedy to „po ulicach wałęsały się świnie, a pastwiska i ogrody urozmaicały krajobraz domów i kościołów. Dzielnice określano takimi słowami, jak: na mokradłach, pośród głuszy czy pośród wodorostów”.[2] Podobno w XI wieku na ulicach młodego jeszcze miasta można było natknąć się na lisy i wilki! Czytam również o Wenecji renesansowej i tej z początków baroku. Była wówczas oazą zieleni, bo w setkach ogrodów rosły cyprysy, wawrzyny, modrzewie, drzewka owocowe, jaśminy i kwiaty. Na gałęziach wieszano klatki z kanarkami, trznadlami i słowikami, których śpiew wzbijał się ponad szum fontann. Hodowano sprowadzane ze stałego lądu papugi, lecz szczególną estymą cieszyły się gołębie, psy i koty.

Vittore Carpaccio, "Weneckie damy", 1510;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/
Wenecjanie kochali swoje gołębie, dokarmiali je zbożem z publicznych spichlerzy i karali każdego, kto wyrządzał im krzywdę, co wiązało się z legendą o opiece, jaką sprawował nad nimi święty Marek. „Podobno w którąś Niedzielę Palmową wypuszczono je z bazyliki św. Marka z ciężarkami przywiązanymi do nóg, dzięki czemu były łatwym łupem dla weneckich kucharzy. Ale część ptaków zdołała uciec i schroniły się w rozmaitych załomach i niszach kościoła. A zatem uniknęły zagłady dzięki interwencji św. Marka. Od tej pory otaczano je kultem”.[3] W znacznie większym stopniu Wenecja była miastem kotów, które żyły w stadach i choć nie lubiły wody, znalazły miejsca, gdzie czuły się wyśmienicie. Były to targi rybne, okienne parapety, rozgrzane słońcem kamienne schody, kryjówki pod mostami. Wenecjanie wierzyli, że zabicie kota przyniesie zabójcy śmierć w ciągu najbliższego roku, a skrzywdzenie go sprowokuje tragiczny wypadek, dlatego zwierzęta te zyskały status pełnoprawnych obywateli miasta, zwłaszcza że polowały na wszechobecne szczury.

Paolo Veronese, "Alegoria Wenecji", 1575;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/
Wenecja słynęła z gościnności i tolerancji, a poeci sławili weneckie umiłowanie wolności i pokoju. „W 1611 roku angielski dyplomata, sir Dudley Carleton, opisał Wenecję jako bardziej mikrokosmos niż miasto (…). Mieszkali tam Francuzi i Słowianie, Grecy i Flamandowie, Żydzi i Niemcy, przybysze z Orientu i Hiszpanie, a także ludzie pochodzący z włoskiego stałego lądu”.[4] Byli też Turcy, Ormianie, Albańczycy. W Wenecji żyli obok siebie wyznawcy różnych religii i chyba nigdzie na świecie tak konsekwentnie i udatnie nie udało się wcielić w życie renesansowego irenizmu, a przecież to tu powstało słowo getto.

Historia Żydów splata się z losami Wenecji od XII wieku. W samym mieście pozwolono im zamieszkać w XIV wieku, lecz kiedy na początku XVI stulecia Wenecja poniosła bolesne porażki wojenne w starciach z innymi włoskimi miastami, winą za to obarczono właśnie Żydów, bo choć w żaden sposób nie przyczynili się do klęsk, uznano je za karę wymierzoną przez Boga za tolerowanie ludności żydowskiej w granicach miasta.

John Singer Sargent, "Wenecka studnia", 1882;
obraz : http://www.the-athenaeum.org/
Getto powstało w marcu 1516 roku i choć początkowo zajmowało bardzo szczupły obszar, z czasem rozrosło się do paru dzielnic. Szybko „stało się biedne i przeludnione. Otaczał je mur, tworzyło wysepkę połączoną z resztą Wenecji jednym mostem zwodzonym, podnoszonym na noc. Mieszkańcy getta mogli je opuszczać, kiedy dzwon Marangona ogłosił nadejście świtu z kampanili kościoła św. Marka, a o zmroku musieli powrócić za jego mury (…).”[5] Okna w mieszkaniach wychodziły tylko na podwórza, a od Żydów wymagano, by nosili jaskrawy znak przynależności do ich rasy, czyli naszyty na piersi skrawek żółtej tkaniny i żółtą lub czerwoną czapkę. Jednocześnie Wenecjan i gości ze stałego lądu fascynowały żydowskie obyczaje, choćby sposób obchodzenia Purim, i spektakle teatralne, dlatego za dnia w getcie można było spotkać wielu chrześcijan.

John Singer Sargent, "Venetian Glass Workers", 1882;
obraz z: http://www.wikiart.org/
Dawnej Wenecji nadaje się przeróżne miana. Nazywana jest miastem, którym rządzi księżyc, miastem szklarzy, miastem kruszących się i niszczejących cegieł przeżeranych przez morską sól i wilgoć, miastem studni i zwierciadeł, gdyż w XVII wieku weneccy rzemieślnicy celowali w produkcji największych na świecie luster. Dawna Wenecja to miasto labirynt, miasto masek i tajemnic. Tu powstały pierwsze na świecie banki, gazety, szyby okienne, tu najpierw zaczęto sprzedawać kawę. Wyobrażam sobie Wenecję jako miasto intensywnych barw i mocnych, niemal odurzających aromatów cynamonu, goździków, gałki muszkatołowej, imbiru, bo kupcy sprowadzali tu wszystko, co gwarantowało mieszkańcom luksus. Handlowano winami, dywanami, perłami, szafirami, kością słoniową, piżmem, kamforą, kawiorem. Oraz złotem, bo nawet artyści dodawali sproszkowane do farb, dzięki czemu powstawały obrazy o nieprawdopodobnej świetlistości.

Canaletto, "Capriccio of the Rialto Bridge...", 1746;
obraz z: commons.wikimedia.org
„W 1605 roku Wenecję nazwano wszechświatem w pigułce, ponieważ można tam było znaleźć wszystko, co istnieje. Gdyby świat był pierścieniem, to Wenecja byłaby klejnotem”.[6] Dawna Wenecja poraża bogactwem sensualnych wrażeń, których dostarczała Wenecjanom i przybyszom z zewnątrz. Zapewne kusiła i istotnie, była niczym klejnot, choć wystarczy przyjrzeć się jej uważniej, by dostrzec rysy i pęknięcia.

Cytaty z: Peter Ackroyd, Wenecja. Biografia, Poznań 2015, s. 25, 28, 68, 57, 60, 150.

WENECJA w malarstwie:
Canaletto, Grand Canal: "Looking Northeast from the Palazzo Balbi to the Rialto Bridge";

obraz z: http://www.the-athenaeum.org/

John Singer Sargent, "Venetian Canal", 1904;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/

John Singer Sargent, "Venetian Wineshop", 1898;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/

Vittore Carpaccio, "Portrait of a Venetian Nobleman", 1510;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/

Vittore Carpaccio, "Portrait of a Woman", 1498;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/














[1] Str. 25
[2] Str. 28
[3] Str. 68
[4] Str. 57
[5] Str. 60
[6] Str. 150

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy post, tym bardziej, że również planuję udać się w podróż pod przewodnictwem Petera Ackroyda:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lektura jest doskonała, z trudem się od niej odrywam. Ale - w kolejce do czytania czeka "Historia Wenecji" J. J. Norwicha, więc spieszno mi, spieszno... ;-)

      Usuń
  2. Pani Agnieszko, zawsze kiedy odwiedzam Pani blog, to czuję się, jakbym nagle znalazła się w zupełnie innej epoce. Nigdy nie byłam w Wenecji, ale trochę już czytałam o tym mieście. Generalnie Włochy są pełne historii. Pozdrawiam serdecznie. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Włochy dotychczas nie pasjonowały, wolałam klimat kultury Północy, jednak z wolna zmieniam zdanie. Wenecja wydawała mi się banalna, zbyt oczywista, jako motyw literacki wyeksploatowana do granic możliwości. Teraz przyznaję, że jest fascynująca, świetnie się o niej czyta i tylko żałuję, że nie znam włoskiego, bo to znacznie ogranicza dostęp do źródeł. :-) Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  3. Ja uczyłam się Wenecji od Brodskiego. Dla mnie to jeden z najlepszych tekstów o tym mieście. Sama byłam Wenecją oczarowana. Odwiedziłam ją ubiegłej zimy i jak dla mnie to najlepsza pora roku na wizytę. Cicho, pusto, miasto ma się dla siebie...
    http://www.obiezyswiatka.eu/zima-w-wenecji/
    Pozdrawiam!
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za link, za chwilę z przyjemnością zajrzę. :-)
      Tak właśnie czytałam; jeśli jechać do Wenecji, to tylko poza sezonem. :-) Cóż, moja Wenecja to raczej klimaty Tomasza Manna i Jarosława Iwaszkiewicza, a ostatnio malarzy Złotego Wieku. To na pewno miasto o wielu twarzach i chętnie poznałabym je wszystkie. :-)

      Usuń
  4. Własnie nadrabiam zaległości w czytaniu innych blogów i z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam tego posta, tym bardziej, że sama niedawno pisałam o Wenecji i czytałam jej biografię pióra Acroyda. Ja też byłam poza sezonem ( w listopadzie) lecz turystów nadal było sporo, przynajmniej w okolicach bazyliki. Jednak mimo to, z dala od centrum można było odetchnąć prawdziwą atmosferą miasta. Pani Agnieszko, życzę Pani wspaniałej wyprawy do Wenecji i niezapomnianych wrażeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. :-) Mam nadzieję, że moje czytanie o Wenecji uwieńczy wycieczka i dłuuugie zwiedzanie miasta, koniecznie poza sezonem. :-)

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)