Canaletto, "The Piazza San Marco in Venice", 1724; obraz z: ww.the-athenaeum.org |
Uczę
się Wenecji, w której nigdy nie byłam, a którą znam z powieści, obrazów i
filmów, i nabieram przekonania, że takie stacjonarne oswajanie Miasta Lwa ma zalety. Po pierwsze, pozwala cieszyć się wiedzą zdobywaną niespiesznie, w
rytmie, który dyktuje codzienność. Po drugie, nie pogania mnie czas: nie jestem
zależna od samolotów, pór roku, pogody ani nawet od humorów i gustów moich
towarzyszy, bo poznaję Wenecję samotnie, w skupieniu i tak, aby zaspokoić wyłącznie
własną ciekawość. Może poszukiwania te zaowocują prawdziwą podróżą, nie upieram
się jednak, zwłaszcza że nie znoszę zamieszania związanego z rezerwacjami i
pakowaniem bagaży. Podobno KAŻDY był już w Wenecji, lecz to samo mówiono mi o
Wiedniu; mogę tylko odrzec, że w takim razie to, co najlepsze, jest jeszcze
przede mną.
Vittore Carpaccio, "Hunting on the Lagoon", 1495; obraz z: http://www.the-athenaeum.org/ |
Poznaję
początki miasta, a więc czasy z przełomu VI i VII wieku, kiedy wyspiarski lud
Wenetów uciekał przed najazdem Longobardów i osiedlił się pośrodku laguny na
wyspach o nazwie Rivoalto. „Wyspy były poprzecinane rzeczułkami i innymi
ciekami wodnymi, ale w okolicy płynęła też większa rzeka, dopływ Brenty zwany
Rivoaltus, który później przerodził się w Canale Grande. Na brzegach tej rzeki
wznosiły się naprzeciwko siebie dwa pokaźniejsze wzgórza bądź wyspy (…). Tam
powstała Wenecja”.[1]
Czytam o Wenecji średniowiecznej, kiedy to „po ulicach wałęsały się świnie, a
pastwiska i ogrody urozmaicały krajobraz domów i kościołów. Dzielnice określano
takimi słowami, jak: na mokradłach, pośród głuszy czy pośród wodorostów”.[2] Podobno
w XI wieku na ulicach młodego jeszcze miasta można było natknąć się na lisy i
wilki! Czytam również o Wenecji renesansowej i tej z początków baroku. Była
wówczas oazą zieleni, bo w setkach ogrodów rosły cyprysy, wawrzyny, modrzewie,
drzewka owocowe, jaśminy i kwiaty. Na gałęziach wieszano klatki z kanarkami,
trznadlami i słowikami, których śpiew wzbijał się ponad szum fontann. Hodowano
sprowadzane ze stałego lądu papugi, lecz szczególną estymą cieszyły się gołębie,
psy i koty.
Vittore Carpaccio, "Weneckie damy", 1510; obraz z: http://www.the-athenaeum.org/ |
Wenecjanie kochali swoje gołębie, dokarmiali je zbożem z
publicznych spichlerzy i karali każdego, kto wyrządzał im krzywdę, co wiązało
się z legendą o opiece, jaką sprawował nad nimi święty Marek. „Podobno w którąś
Niedzielę Palmową wypuszczono je z bazyliki św. Marka z ciężarkami
przywiązanymi do nóg, dzięki czemu były łatwym łupem dla weneckich kucharzy.
Ale część ptaków zdołała uciec i schroniły się w rozmaitych załomach i niszach
kościoła. A zatem uniknęły zagłady dzięki interwencji św. Marka. Od tej pory
otaczano je kultem”.[3] W
znacznie większym stopniu Wenecja była miastem kotów, które żyły w stadach i
choć nie lubiły wody, znalazły miejsca, gdzie czuły się wyśmienicie. Były to
targi rybne, okienne parapety, rozgrzane słońcem kamienne schody, kryjówki pod
mostami. Wenecjanie wierzyli, że zabicie kota przyniesie zabójcy śmierć w ciągu
najbliższego roku, a skrzywdzenie go sprowokuje tragiczny wypadek, dlatego
zwierzęta te zyskały status pełnoprawnych obywateli miasta, zwłaszcza że
polowały na wszechobecne szczury.
Paolo Veronese, "Alegoria Wenecji", 1575; obraz z: http://www.the-athenaeum.org/ |
Wenecja
słynęła z gościnności i tolerancji, a poeci sławili weneckie umiłowanie
wolności i pokoju. „W 1611 roku angielski dyplomata, sir Dudley Carleton,
opisał Wenecję jako bardziej mikrokosmos niż miasto (…). Mieszkali tam Francuzi
i Słowianie, Grecy i Flamandowie, Żydzi i Niemcy, przybysze z Orientu i
Hiszpanie, a także ludzie pochodzący z włoskiego stałego lądu”.[4]
Byli też Turcy, Ormianie, Albańczycy. W Wenecji żyli obok siebie wyznawcy
różnych religii i chyba nigdzie na świecie tak konsekwentnie i udatnie nie
udało się wcielić w życie renesansowego irenizmu, a przecież to tu powstało
słowo getto.
Historia
Żydów splata się z losami Wenecji od XII wieku. W samym mieście pozwolono im
zamieszkać w XIV wieku, lecz kiedy na początku XVI stulecia Wenecja poniosła bolesne
porażki wojenne w starciach z innymi włoskimi miastami, winą za to obarczono
właśnie Żydów, bo choć w żaden sposób nie przyczynili się do klęsk, uznano je
za karę wymierzoną przez Boga za tolerowanie ludności żydowskiej w granicach
miasta.
John Singer Sargent, "Wenecka studnia", 1882; obraz : http://www.the-athenaeum.org/ |
Getto powstało w marcu 1516 roku i choć początkowo zajmowało bardzo
szczupły obszar, z czasem rozrosło się do paru dzielnic. Szybko „stało się
biedne i przeludnione. Otaczał je mur, tworzyło wysepkę połączoną z resztą Wenecji
jednym mostem zwodzonym, podnoszonym na noc. Mieszkańcy getta mogli je
opuszczać, kiedy dzwon Marangona ogłosił nadejście świtu z kampanili kościoła
św. Marka, a o zmroku musieli powrócić za jego mury (…).”[5]
Okna w mieszkaniach wychodziły tylko na podwórza, a od Żydów wymagano, by
nosili jaskrawy znak przynależności do ich rasy, czyli naszyty na piersi
skrawek żółtej tkaniny i żółtą lub czerwoną czapkę. Jednocześnie Wenecjan i
gości ze stałego lądu fascynowały żydowskie obyczaje, choćby sposób obchodzenia
Purim, i spektakle teatralne, dlatego za dnia w getcie można było spotkać wielu
chrześcijan.
John Singer Sargent, "Venetian Glass Workers", 1882; obraz z: http://www.wikiart.org/ |
Dawnej
Wenecji nadaje się przeróżne miana. Nazywana jest miastem, którym rządzi
księżyc, miastem szklarzy, miastem kruszących się i niszczejących cegieł
przeżeranych przez morską sól i wilgoć, miastem studni i zwierciadeł, gdyż w
XVII wieku weneccy rzemieślnicy celowali w produkcji największych na świecie
luster. Dawna Wenecja to miasto labirynt, miasto masek i tajemnic. Tu powstały pierwsze
na świecie banki, gazety, szyby okienne, tu najpierw zaczęto sprzedawać kawę. Wyobrażam
sobie Wenecję jako miasto intensywnych barw i mocnych, niemal odurzających aromatów
cynamonu, goździków, gałki muszkatołowej, imbiru, bo kupcy sprowadzali tu
wszystko, co gwarantowało mieszkańcom luksus. Handlowano winami, dywanami,
perłami, szafirami, kością słoniową, piżmem, kamforą, kawiorem. Oraz złotem, bo
nawet artyści dodawali sproszkowane do farb, dzięki czemu powstawały obrazy o nieprawdopodobnej
świetlistości.
Canaletto, "Capriccio of the Rialto Bridge...", 1746; obraz z: commons.wikimedia.org |
„W
1605 roku Wenecję nazwano wszechświatem w pigułce, ponieważ można tam było
znaleźć wszystko, co istnieje. Gdyby świat był pierścieniem, to Wenecja byłaby
klejnotem”.[6]
Dawna Wenecja poraża bogactwem sensualnych wrażeń, których dostarczała Wenecjanom
i przybyszom z zewnątrz. Zapewne kusiła i istotnie, była niczym klejnot, choć wystarczy
przyjrzeć się jej uważniej, by dostrzec rysy i pęknięcia.
Cytaty z: Peter Ackroyd, Wenecja. Biografia, Poznań 2015, s. 25, 28, 68, 57, 60, 150.
WENECJA w malarstwie:
Canaletto, Grand Canal: "Looking Northeast from the Palazzo Balbi to the Rialto Bridge";
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/
|
John Singer Sargent, "Venetian Canal", 1904; obraz z: http://www.the-athenaeum.org/ |
John Singer Sargent, "Venetian Wineshop", 1898; obraz z: http://www.the-athenaeum.org/ |
Vittore Carpaccio, "Portrait of a Venetian Nobleman", 1510; obraz z: http://www.the-athenaeum.org/ |
Vittore Carpaccio, "Portrait of a Woman", 1498; obraz z: http://www.the-athenaeum.org/ |
Bardzo ciekawy post, tym bardziej, że również planuję udać się w podróż pod przewodnictwem Petera Ackroyda:)
OdpowiedzUsuńLektura jest doskonała, z trudem się od niej odrywam. Ale - w kolejce do czytania czeka "Historia Wenecji" J. J. Norwicha, więc spieszno mi, spieszno... ;-)
UsuńPani Agnieszko, zawsze kiedy odwiedzam Pani blog, to czuję się, jakbym nagle znalazła się w zupełnie innej epoce. Nigdy nie byłam w Wenecji, ale trochę już czytałam o tym mieście. Generalnie Włochy są pełne historii. Pozdrawiam serdecznie. :-)
OdpowiedzUsuńMnie Włochy dotychczas nie pasjonowały, wolałam klimat kultury Północy, jednak z wolna zmieniam zdanie. Wenecja wydawała mi się banalna, zbyt oczywista, jako motyw literacki wyeksploatowana do granic możliwości. Teraz przyznaję, że jest fascynująca, świetnie się o niej czyta i tylko żałuję, że nie znam włoskiego, bo to znacznie ogranicza dostęp do źródeł. :-) Pozdrawiam gorąco!
UsuńJa uczyłam się Wenecji od Brodskiego. Dla mnie to jeden z najlepszych tekstów o tym mieście. Sama byłam Wenecją oczarowana. Odwiedziłam ją ubiegłej zimy i jak dla mnie to najlepsza pora roku na wizytę. Cicho, pusto, miasto ma się dla siebie...
OdpowiedzUsuńhttp://www.obiezyswiatka.eu/zima-w-wenecji/
Pozdrawiam!
O.
Dziękuję za link, za chwilę z przyjemnością zajrzę. :-)
UsuńTak właśnie czytałam; jeśli jechać do Wenecji, to tylko poza sezonem. :-) Cóż, moja Wenecja to raczej klimaty Tomasza Manna i Jarosława Iwaszkiewicza, a ostatnio malarzy Złotego Wieku. To na pewno miasto o wielu twarzach i chętnie poznałabym je wszystkie. :-)
Własnie nadrabiam zaległości w czytaniu innych blogów i z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam tego posta, tym bardziej, że sama niedawno pisałam o Wenecji i czytałam jej biografię pióra Acroyda. Ja też byłam poza sezonem ( w listopadzie) lecz turystów nadal było sporo, przynajmniej w okolicach bazyliki. Jednak mimo to, z dala od centrum można było odetchnąć prawdziwą atmosferą miasta. Pani Agnieszko, życzę Pani wspaniałej wyprawy do Wenecji i niezapomnianych wrażeń!
OdpowiedzUsuńNie dziękuję, żeby nie zapeszyć. :-) Mam nadzieję, że moje czytanie o Wenecji uwieńczy wycieczka i dłuuugie zwiedzanie miasta, koniecznie poza sezonem. :-)
Usuń