źródło okładki: www.wuj.pl |
„Wilki
żyją w stadach, ale niektóre zwierzęta muszą czasem opuścić stado, a wtedy
wędrują, żeby znaleźć sobie nowe stado, i tak mogą pokonywać duże odległości
(…)[1].
Tymczasem ludzie współtworzą społeczności, a gdy te rozpadają się i niszczeją,
człowiek – skazany na lęk – traci poczucie sensu istnienia. A choć pragnie
odmiany, paraliżuje go głębokie przekonanie, że nic już nie da się zmienić. Co
gorsza, wolność wydaje się mu przebrzmiałą ideą w świecie z góry określonych
dróg, nie wolno bowiem „wybrać innej niż w szablonie, tak jak w kanale, albo
kiedy się idzie wzdłuż szczelin między płytkami i można skręcić tylko wtedy,
gdy się dojdzie do końca jednej i zaczyna się druga”[2].
W powieści „Ślady wilka” Rolanda
Schimmelpfenniga człowiek wielokrotnie przegląda się w wilczych ślepiach i są
to konfrontacje brzemienne w skutki, mimo że trwają krótko, a niekiedy
przypominają marzenie albo sen śniony na jawie. Śledzone przez media i łowców
sensacji wychudzone zwierzę, żywiąc się odpadkami wyplutymi przez cywilizację,
z wolna, lecz konsekwentnie zmierza od lasów Brandenburgii ku Berlinowi, od
prowincji gdzieś przy granicy z Polską ku bezdusznej aglomeracji z betonu. A
gdy przekracza jej granicę, staje się elektryzującą legendą miejską, kusząc
osamotnionych, skazanych na nijakość, szpetotę, poczucie klęski i niespełnienia
berlińczyków.
Roland Schimmelpfennig o "Śladach wilka"
dla polskich czytelników
/Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego/
Młody
Polak zobaczył wilka
Pochodzący
z podwarszawskiej wioski Tomasz od trzech lat mieszka w Berlinie. Z dziewczyną
Agnieszką wynajmuje tanie, ciasne i ciemne mieszkanie o cienkich ścianach. Gdy
ona sprząta biura albo pracuje jako niania, on, z polską ekipą budowlaną,
wyburza lub remontuje stare kamienice. Żyją razem, lecz jakby obok, bo praca,
która zajmuje im dzień i noc, powoli rozbija wieloletni związek, a emigracja
wyostrza różnice między nimi. Agnieszka radzi sobie znakomicie: biegle włada
niemieckim, nawiązuje kontakty, wierzy w swoją niezniszczalność, natomiast
milkliwy, zamknięty w sobie Tomasz z dala od rodzinnej wsi czuje się
nieszczęśliwy i tak bardzo samotny, że miewa ataki paniki. Zwalcza je pracą, bo
„prawdziwy obezwładniający lęk pojawia się wtedy, gdy nic się nie dzieje.”[3].
To właśnie Tomasz, stojąc w korku na
autostradzie, jako pierwszy sfotografował wilka. Zdjęcie Agnieszka sprzedała
prasie i niebawem „gazety były pełne wiadomości o nim, dla wilka zdążono już
wymyślić wiele imion i przezwisk”[4].
Odtąd berlińczycy żyją doniesieniami o wilku: tropią go, próbują odtworzyć
trasę jego wędrówki, lecz na próżno. Bo czy można go w ogóle znaleźć? Jednak Tomasz
przyznaje, że wie, gdzie należy go szukać, a choć niczego nie wyjaśnia, trudno
się nie domyślić, iż spoglądając w wilcze ślepia, ujrzał siebie.
Domy
ze słomy, domy z cegły
Losy
Agnieszki i Tomasza, nastolatków Elisabeth i Michy, Charly’ego i Jacky ze
sklepiku osiedlowego z papierosami, piwem i słodyczami, początkującej
dziennikarki Semry, Ickego, podającego się za Chilijczyka Yuriego i innych
odsłania się w powieści niespiesznie, w zwięzłych, minimalistycznych epizodach,
które z czasem odkrywają gęstą sieć zależności łączących wszystkie postacie, dając
ascetyczny i wiarygodny portret społeczeństwa w zaawansowanym stopniu rozkładu.
Upadek komunizmu stanowi tu wyraźną cezurę między dawniej a teraz, przy czym
teraźniejszość, w której dominuje powszechna samotność, nie jest dobra, i
niemal każdy doświadcza jej na co dzień. Zawiedzione nadzieje, niespełnione
marzenia, rozczarowania, nieprzystosowanie do nowych czasów, anonimowość
mieszkańców wielkich miast, zobojętnienie na cierpienie i niesprawiedliwość, postępująca
dezintegracja więzi rodzinnych i międzyludzkich – to wszystko przemawia
przeciwko przemianom wymuszanym przez cywilizację.
Poprzez z pozoru błahe sytuacje
Schimmelpfennig pyta o kwestię dla współczesności niezwykle istotną: czy jest
coś trwałego i autentycznego w świecie z plastiku i betonu. Wątpi w to ojciec
Elisabeth, wzięty malarz i rzeźbiarz, mówiąc o swoim domu („Dom należał do
niego, ale nie miał z nim nic wspólnego, nigdy nie stał się on jego domem. Coś
w nim było nie tak, miał w sobie coś fałszywego”[5]), wątpi
jego była żona („Kupiła pokrojony na plasterki ser i gotowaną szynkę w
plastikowych opakowaniach oraz tuńczyka w puszcze i sałatkę śledziową, myśląc
jednocześnie: To śmieci. Zastanawiała się, ile to, co kupiła, ma jeszcze
wspólnego z rybą (…)”[6]),
wątpi lekarz, dzieląc domy na te ze słomy (łatwo je zdmuchnąć), i te z cegły.
Kamienica
przy Lychener Straße
Remontowana przez ekipę Tomasza kamienica –
miejsce, gdzie zbiegają się drogi bohaterów powieści – wydaje się sercem (i
metaforą) Berlina. W wyburzonym wnętrzu bez sufitów, okien, ścian działowych
można znaleźć wszystko oprócz prawdziwego życia: stare materace, zgubione
klucze, zapomniane fotografie, gazety, zabawki, puste butelki. Porzucone przez
dawnych mieszkańców przedmioty to już tylko śmieci. Wkrótce kamienica
przepoczwarzy się w nowoczesną, z wygodami, przestronnymi pokojami i o wysokim
czynszu, mimo że parteru nie opuściło „dwoje starszych ludzi, którzy nie
chcieli się wyprowadzić (…). Zaproponowano im lokal zastępczy, ale się na niego
nie zgodzili”[7]. W hałasie młotów
kowalskich, wśród morza gruzu i tumanów pyłu staruszkowie trwają więc w
zrujnowanym, odciętym od prądu i wody mieszkaniu, do którego zdążyli się przez
siedemdziesiąt lat przywiązać. To najmocniejsze fragmenty książki.
Jesteśmy okiem miasta
Czy w takim świecie możliwe jest szczęście?
Skoro życie berlińczyków przypomina pasmo niekończących się porażek i
zaniechań? Skoro nie ma już miejsca na sentymenty, sąsiedzką życzliwość,
szczere i pasjonujące rozmowy? I skoro nie zostało nic wartościowego, nic, co
warto by pielęgnować? Miłość prędzej czy później umiera, przyjaźń także, ludzie
przychodzą i odchodzą, a gdy znikają, nikt po nich nie rozpacza. Nieprzypadkowo
Charly siebie i Jacky nazywa okiem miasta. Ich nijaka codzienność sprowadza się
przecież do podglądania innych, do biernego oczekiwania na coś, co od dawna się
szykuje, choć pewnie nie nastąpi. Do odkładania na później rozstrzygających
życiowych decyzji.
„Ślady
wilka” (w oryginale: „An einem klaren, eiskalten Januarmorgen zu Beginn des 21.
Jahrhunderts”, co znamienne, bo niemieckojęzyczny tytuł wprowadza czytelnika w
błąd, akcję powieści umieszczając w styczniu, gdy tymczasem toczy się ona w
lutym) żonglują konkretami. Topografię Berlina autor odtworzył z fotograficzną
dokładnością, a przecież liczne niedopowiedzenie i niedookreślenia – oraz wspomniana
nieprecyzyjność tytułu – sugerują, że formalnie utwór bliski jest paraboli.
Polskiego czytelnika powinna więc zainteresować nie tylko historia Tomasza i
Agnieszki, lecz także uniwersalność spostrzeżeń o kondycji współczesnego człowieka.
Bo gdyby przyszło się nam przejrzeć w ślepiach wilka, ujrzelibyśmy zapewne
nasze osamotnienie, zagubienie i lęk – jak Tomasz, bohater tej poruszającej
powieści.
Książka "Ślady wilka" należy do Serii z Żurawiem
wydawanej nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Tęsknota za tym co pierwotne i dzikie tkwi gdzieś głęboko w każdym z nas. Wilk staje się symbolem powrotu do natury, być może do "stada", gdzie panuje określona hierarchia i wsparcie.
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam :) Pozdrawiam.
Myślę, że taka interpretacja jest jak najbardziej trafiona. Pozdrawiam! :-)
UsuńKsiążka niepokojąco przyciąga do siebie.
OdpowiedzUsuńPolecam. To bardzo dobra literatura. :-)
Usuńwszakże pamiętać należy, że wilk człowieka omija, bo się go boi.
OdpowiedzUsuńCelna uwaga.
UsuńZaintrygowała mnie ta książka, będę ją miała na uwadze :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy. 😀
UsuńPani Agnieszko, ciesze sie ze Pani wrocila, bo zagladalam do Pani od czasu do czasu w nadzei na nowy wpis, bardzo ciekawa propozycja , zapisuje do mojej listy:) Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe. 😃 Wkrótce ukażą się nowe teksty o naprawdę świetnych książkach. 😃
Usuń