sobota, 15 października 2016

Magia klejnotów

Władysław Czachórski, Dama z klejnotami, 1898 r.;
źródło: http://www.the-athenaeum.org/
„Od najdawniejszych czasów człowiek zachwycał się drogimi kamieniami i chętnie przypisywał im nadprzyrodzone własności”[1], wierząc, że ochronią go przed czarami i wyleczą z każdej choroby. Ponieważ kamieniom szlachetnym zwykł nadawać cechy istot żywych, przestrzegał, aby ich nie łajać, nie obchodzić się z nimi źle, nie rzucać nimi, gdyż mogłyby sprowadzić nieszczęście albo przemienić się w piasek. Czasem istotnie zarzucano im, że więcej z ich powodu trosk niż radości, bo – jak twierdzili Persowie – były dziełem szatana. Ten, „pragnąc wzniecić w sercach ludzkich chciwość i pokusy, stworzył różnobarwne kamienie, wzorując się na boskich tworach – kolorowych kwiatach łąk. Szatanowi udała się praca, bowiem ludzie pokochali owe kamienie i przez wieki szukali ich w przepastnych sztolniach i głębokich jaskiniach, cierpliwie szlifowali ich gładkie powierzchnie, przewozili lądem i wodą, przechowywali w kufrach i skarbcach, często narażając się na śmierć dla ich zdobycia”[2].

Władysław Czachórski, Kwiaciarka;
źródło: http://www.the-athenaeum.org
/
Przekonanie, że pomyślność i szczęście gwarantuje noszenie kamienia powiązanego z miesiącem urodzenia, sięga starożytności i średniowiecza, bo to wówczas cieszyło się szczególną popularnością. Zależność tę ustalili i opisali astrologowie, według których „urodzeni w styczniu mają nosić hiacynty i granaty, bowiem wówczas zapewniają one swym posiadaczom stałość uczuć i wierność. Lutowych solenizantów posiadanie ametystu chroni od silnych wzruszeń i zapewnia spokój serca. Jaspis dla urodzonych w marcu jest gwarantem męstwa i odwagi. Szafir i brylant sprawiają, że ich właściciele, którzy przyszli na świat w kwietniu, stają się ucieleśnieniem niewinności i skruchy. Majowym noworodkom tylko szmaragd zapewni miłość szczęśliwą. Agat daje zdrowie, gdy stale go noszą urodzeni w czerwcu. Gdyś się urodził w lipcu, tylko rubin przyniesie ci zapomnienie o troskach związanych z miłością lub przyjaźnią. Sierpniowi solenizanci, chcąc mieć szczęście w małżeństwie, powinni nie rozstawać się z sardonyksem. Chryzolit zapobiega szaleństwu, na jakie narażeni są ci, którzy przyszli na świat we wrześniu. Urodzeni w październiku powinni nosić akwamaryny, bo przynoszą one pewność dobrego urodzaju na polach. Topaz stanowi dla dzieci listopada rękojmię przyszłych przyjaźni. Grudniowi solenizanci winni uznać za towarzyszy życia chryzoprazy, które zapewniają im nieustające szczęście i powodzenie”[3].

Hans Holbein Młodszy, Jane Seymour, 1536 r.;
źródło: commons.wikimedia.org
Jednocześnie tak silna była wiara w magiczną moc kamieni szlachetnych, że medycy sporządzali z nich maści (na przykład ze sproszkowanych pereł), a noszone jako talizmany miały chronić przed zarazą morową i trucizną. Lecząc nimi, brano pod uwagę ich kolor, a zatem: żółte i zielone pomagały na dolegliwości wątroby, czerwone zwalczały choroby krwi i krwotoki, przezroczyste oczyszczały duszę. W osiemnastowiecznej „Aptece berlińskiej” zawarto spis kamieni obok przypadłości, na którą pomagają, i nie jest to lista krótka. Umieszczono na niej agat zalecany w przypadku ukąszenia pająka, żmii i skorpiona, beryl leczący zeza i kaszel, karbunkuł chroniący przed truciznami i melancholią. Poza tym „korale i szmaragdy zawinięte w skórę kota i uwiązane na szyi miały wyleczyć każdą, nawet śmiertelną gorączkę. Szmaragdy w woreczku z wilczej skóry zabezpieczały przeciwko epilepsji. Jaspis skuteczny był na rany i zmniejszał każdy ból. Szafir niezbędny był przy chorobach wątroby, nerek i kamieniach żółciowych. Krwawnik służył przy chorobach kobiecych. Topaz stale noszony zabezpieczał przeciwko głuchocie. Rubin przynosił szczęście w hazardowych grach. Ametyst tamował krwawienie i leczył szarpane rany”[4].

zawieszka renesansowa z emalii,
diamentów, 
rubinów,
szmaragdów i pereł;

źródło: 
pl.pinterest.com
Jakby dla równowagi niektóre kamienie stosowano jako groźne trucizny. Benvenuto Cellini, złotnik z Florencji[5], napisał w pamiętnikach, że usiłowano go otruć, podając sproszkowane diamenty. Uratowała go jedynie chciwość truciciela, któremu żal było marnować tak kosztowne kamienie, więc zamiast nich skorzystał z innych, tańszych. Ale diament miał też zabawniejsze zastosowanie, gdyż pozwalał sprawdzić wierność żony (podczas snu wystarczyło położyć go na jej czoło, bo niewierna natychmiast podrywała się z pościeli).

zawieszka renesansowa z bezoarem w środku;
źródło: pl.pinterest.com
Przesądom o właściwościach kamieni szlachetnych towarzyszyły opowieści o kamieniach nieistniejących, lecz z jakiegoś powodu niezbędnych i dlatego pożądanych. Wytworem wyobraźni było „oko żółwia”. Marcin Siennik, lekarz i botanik żyjący w czasach króla Zygmunta Augusta, twierdził, że jest to oko żółwia indyjskiego oraz że „czarnoksiężnicy kładą ji pod język, a tak rzeczy przyszłe ludziom przepowiadają”[6]. Równie fantastyczny był bezoar, w gruncie rzeczy nie kamień, lecz „twór kulisty powstały w żołądku zwierzęcia z niestrawionych cząstek, głównie sierści lub też z włosków roślinnych”[7]. Za bezoary, najskuteczniejsze z wszelkich odtrutek, płacono niegdyś tyle co za bursztyn, a bywało, że ich cena dziesięciokrotnie przewyższała cenę złota.

wisior z Herkulesem i nieregularną perłą typową
dla baroku, Francja, XVI wiek;
źródło: pl.pinterest.com
Choć dawniej biżuterię wykonywano z myślą o kobietach i mężczyznach, to jednak głównie kobiety przypisywały kamieniom specyficzną magię, dzięki której klejnoty obdarowywały je licznymi zaletami: opale pięknem, turkusy dobrocią, szafiry anielską naturą, ametysty szczodrością. Nosząc je, panny i mężatki pamiętały jednak o powszechnie znanym zakazie mieszania kamieni (bo na przykład diament nie znosi ametystu, a turkus szafiru) i wierzyły, że zestawienie tych gryzących się uczyni nierozważne właścicielki szkaradnymi albo głupimi. Jedynie koral uważały za kamień neutralny i odporny na złe wpływy.

kamea wykonana przez Caraglia z ok. 1540 r.;
portret królowej Bony;
źródło: pl.wikipedia.org
O ile dziś biżuteria jest gustownym dodatkiem do ubioru, o tyle dawniej, choćby w XVI i XVII wieku, stanowiła jego nieodzowny element. Widać ją było zatem przy niewieścich nakryciach głowy ze złotogłowiu gęsto obszytego perłami, natomiast z sukniami ze szlachetnych tkanin pięknie komponowały się łańcuchy zakończone diamencikami, rubinami, szafirami, niezwykle długie sznury pereł, ozdobne klamry, brosze, kolie, bransolety, kolczyki oraz pantały, czyli „luźne klejnoty o kompozycji zwierzęcej, roślinnej oraz znaczeniu symbolicznym (…)”[8]. W pantałach osadzano kamienie uważane za talizmany, na przykład chroniące przed uderzeniem pioruna korale, rozweselające serce granaty, strzegące przed opilstwem ametysty i szafiry, które stały na straży niewieściej cnoty.





[1] Bożena Krzywobłocka, Róża Krzywobłocka, Magia klejnotów, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1997,  s. 8.
[2] Tamże, s. 27.
[3] Tamże, s. 22-23.
[4] Tamże, s. 25-26.
[5] Benvenuta Celliniego żywot własny spisany przez niego samego, tłum. Leopold Staff, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1953.
[6] Tamże, s. 11.
[7] Tamże, s. 13.
[8] Mieczysław Knobloch, Polska biżuteria, Ossolineum, Wrocław 1980, s. 37.

8 komentarzy:

  1. Jak zwykle - fascynujący artykuł! Japis dla mnie. :) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię obrazy Czachórskigo. Przyznaję jednak, że do tej pory uważałam, że jego bohaterkami były kobiety i kwiaty. Teraz będę przyglądać się także klejnotom:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jego obrazach nawet zwykłe kwiaciarki noszą naszyjniki z pereł. Umiał nadać malowanym kamieniom wyjątkowy połysk. :-D

      Usuń
  3. Teraz, po przeczytaniu Twojego postu, zrozumiałem, dlaczego wszyscy przechodzą do porządku dziennego nad faktem, że dla trzech kamieni Feanor z Melkorem podpalili świat (J. R. R. Tolkien "Silmarillion") ;-) Powszechnie akceptuje się narażenie zdrowia bądź życia dla kamienia ("Kopalnie króla Salomona", "Miłość, szmaragd i krokodyl"), więc piękno Silmarili opisane jest skalą wojny, jaka o nie wybuchła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie było z wojną wywołaną przez uprowadzenie Heleny, żony Menelaosa, przez królewicza Parysa. Piękno porwanej usprawiedliwiało skalę tamtej wojny (choć wiadomo, że było jedynie jedną z przyczyn konfliktu, i to w gruncie rzeczy pomniejszą). ;-) :-)

      Usuń
  4. Agnieszko przecudny wpis <3 wzruszyłam się i uśmiechnęłam podczas czytania. Mam chyba problem, ponieważ prawie zupełnie nie noszę biżuterii i jedyny (chociaż piękny) pierścionek, który mam na palcu i dostałam od męża, nie pasuje do mojego znaku :D i co teraz? A swoją drogą sporo w nim diamentów. Czy były na moim czole w nocy? :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobny problem, z biżuterią zupełnie mi nie po drodze. Ale lubię oglądać zabytkową, w gablotkach muzealnych prezentuje się znakomicie. :-)

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)