Władysław Czachórski, Dama z klejnotami, 1898 r.; źródło: http://www.the-athenaeum.org/ |
„Od
najdawniejszych czasów człowiek zachwycał się drogimi kamieniami i chętnie
przypisywał im nadprzyrodzone własności”[1], wierząc,
że ochronią go przed czarami i wyleczą z każdej choroby. Ponieważ kamieniom szlachetnym
zwykł nadawać cechy istot żywych, przestrzegał, aby ich nie łajać, nie
obchodzić się z nimi źle, nie rzucać nimi, gdyż mogłyby sprowadzić nieszczęście
albo przemienić się w piasek. Czasem istotnie zarzucano im, że więcej z ich powodu trosk niż radości, bo – jak twierdzili Persowie – były dziełem szatana. Ten, „pragnąc
wzniecić w sercach ludzkich chciwość i pokusy, stworzył różnobarwne kamienie,
wzorując się na boskich tworach – kolorowych kwiatach łąk. Szatanowi udała się
praca, bowiem ludzie pokochali owe kamienie i przez wieki szukali ich w
przepastnych sztolniach i głębokich jaskiniach, cierpliwie szlifowali ich
gładkie powierzchnie, przewozili lądem i wodą, przechowywali w kufrach i
skarbcach, często narażając się na śmierć dla ich zdobycia”[2].
Władysław Czachórski, Kwiaciarka; źródło: http://www.the-athenaeum.org/ |
Przekonanie,
że pomyślność i szczęście gwarantuje noszenie kamienia powiązanego z miesiącem
urodzenia, sięga starożytności i średniowiecza, bo to wówczas cieszyło się
szczególną popularnością. Zależność tę ustalili i opisali astrologowie, według których
„urodzeni w styczniu mają nosić hiacynty i granaty, bowiem wówczas zapewniają
one swym posiadaczom stałość uczuć i wierność. Lutowych solenizantów posiadanie
ametystu chroni od silnych wzruszeń i zapewnia spokój serca. Jaspis dla
urodzonych w marcu jest gwarantem męstwa i odwagi. Szafir i brylant sprawiają,
że ich właściciele, którzy przyszli na świat w kwietniu, stają się
ucieleśnieniem niewinności i skruchy. Majowym noworodkom tylko szmaragd zapewni
miłość szczęśliwą. Agat daje zdrowie, gdy stale go noszą urodzeni w czerwcu. Gdyś
się urodził w lipcu, tylko rubin przyniesie ci zapomnienie o troskach
związanych z miłością lub przyjaźnią. Sierpniowi solenizanci, chcąc mieć szczęście
w małżeństwie, powinni nie rozstawać się z sardonyksem. Chryzolit zapobiega
szaleństwu, na jakie narażeni są ci, którzy przyszli na świat we wrześniu. Urodzeni
w październiku powinni nosić akwamaryny, bo przynoszą one pewność dobrego
urodzaju na polach. Topaz stanowi dla dzieci listopada rękojmię przyszłych
przyjaźni. Grudniowi solenizanci winni uznać za towarzyszy życia chryzoprazy,
które zapewniają im nieustające szczęście i powodzenie”[3].
Hans Holbein Młodszy, Jane Seymour, 1536 r.; źródło: commons.wikimedia.org |
Jednocześnie
tak silna była wiara w magiczną moc kamieni szlachetnych, że medycy sporządzali
z nich maści (na przykład ze sproszkowanych pereł), a noszone jako talizmany
miały chronić przed zarazą morową i trucizną. Lecząc nimi, brano pod uwagę ich
kolor, a zatem: żółte i zielone pomagały na dolegliwości wątroby, czerwone
zwalczały choroby krwi i krwotoki, przezroczyste oczyszczały duszę. W osiemnastowiecznej
„Aptece berlińskiej” zawarto spis kamieni obok przypadłości, na którą pomagają,
i nie jest to lista krótka. Umieszczono na niej agat zalecany w przypadku
ukąszenia pająka, żmii i skorpiona, beryl leczący zeza i kaszel, karbunkuł
chroniący przed truciznami i melancholią. Poza tym „korale i szmaragdy
zawinięte w skórę kota i uwiązane na szyi miały wyleczyć każdą, nawet
śmiertelną gorączkę. Szmaragdy w woreczku z wilczej skóry zabezpieczały
przeciwko epilepsji. Jaspis skuteczny był na rany i zmniejszał każdy ból. Szafir
niezbędny był przy chorobach wątroby, nerek i kamieniach żółciowych. Krwawnik służył
przy chorobach kobiecych. Topaz stale noszony zabezpieczał przeciwko głuchocie.
Rubin przynosił szczęście w hazardowych grach. Ametyst tamował krwawienie i
leczył szarpane rany”[4].
zawieszka renesansowa z emalii, diamentów, rubinów, szmaragdów i pereł; źródło: pl.pinterest.com |
Jakby
dla równowagi niektóre kamienie stosowano jako groźne trucizny. Benvenuto
Cellini, złotnik z Florencji[5],
napisał w pamiętnikach, że usiłowano go otruć, podając sproszkowane diamenty. Uratowała
go jedynie chciwość truciciela, któremu żal było marnować tak kosztowne
kamienie, więc zamiast nich skorzystał z innych, tańszych. Ale diament miał też
zabawniejsze zastosowanie, gdyż pozwalał sprawdzić wierność żony (podczas snu wystarczyło
położyć go na jej czoło, bo niewierna natychmiast podrywała się z pościeli).
zawieszka renesansowa z bezoarem w środku; źródło: pl.pinterest.com |
Przesądom
o właściwościach kamieni szlachetnych towarzyszyły opowieści o kamieniach nieistniejących,
lecz z jakiegoś powodu niezbędnych i dlatego pożądanych. Wytworem wyobraźni
było „oko żółwia”. Marcin Siennik, lekarz i botanik żyjący w czasach króla
Zygmunta Augusta, twierdził, że jest to oko żółwia indyjskiego oraz że „czarnoksiężnicy
kładą ji pod język, a tak rzeczy przyszłe ludziom przepowiadają”[6].
Równie fantastyczny był bezoar, w gruncie rzeczy nie kamień, lecz „twór kulisty
powstały w żołądku zwierzęcia z niestrawionych cząstek, głównie sierści lub też
z włosków roślinnych”[7]. Za
bezoary, najskuteczniejsze z wszelkich odtrutek, płacono niegdyś tyle co za
bursztyn, a bywało, że ich cena dziesięciokrotnie przewyższała cenę złota.
wisior z Herkulesem i nieregularną perłą typową dla baroku, Francja, XVI wiek; źródło: pl.pinterest.com |
Choć
dawniej biżuterię wykonywano z myślą o kobietach i mężczyznach, to jednak
głównie kobiety przypisywały kamieniom specyficzną magię, dzięki której
klejnoty obdarowywały je licznymi zaletami: opale pięknem, turkusy dobrocią,
szafiry anielską naturą, ametysty szczodrością. Nosząc je, panny i mężatki pamiętały
jednak o powszechnie znanym zakazie mieszania kamieni (bo na przykład diament
nie znosi ametystu, a turkus szafiru) i wierzyły, że zestawienie tych gryzących
się uczyni nierozważne właścicielki szkaradnymi albo głupimi. Jedynie koral
uważały za kamień neutralny i odporny na złe wpływy.
kamea wykonana przez Caraglia z ok. 1540 r.; portret królowej Bony; źródło: pl.wikipedia.org |
O
ile dziś biżuteria jest gustownym dodatkiem do ubioru, o tyle dawniej, choćby w
XVI i XVII wieku, stanowiła jego nieodzowny element. Widać ją było zatem przy niewieścich
nakryciach głowy ze złotogłowiu gęsto obszytego perłami, natomiast z sukniami
ze szlachetnych tkanin pięknie komponowały się łańcuchy zakończone
diamencikami, rubinami, szafirami, niezwykle długie sznury pereł, ozdobne
klamry, brosze, kolie, bransolety, kolczyki oraz pantały, czyli „luźne klejnoty
o kompozycji zwierzęcej, roślinnej oraz znaczeniu symbolicznym (…)”[8]. W
pantałach osadzano kamienie uważane za talizmany, na przykład chroniące przed
uderzeniem pioruna korale, rozweselające serce granaty, strzegące przed opilstwem
ametysty i szafiry, które stały na straży niewieściej cnoty.
[1] Bożena
Krzywobłocka, Róża Krzywobłocka, Magia klejnotów, Ludowa Spółdzielnia
Wydawnicza, Warszawa 1997, s. 8.
[2] Tamże,
s. 27.
[3] Tamże,
s. 22-23.
[4] Tamże,
s. 25-26.
[5]
Benvenuta Celliniego żywot własny spisany przez niego samego, tłum. Leopold
Staff, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1953.
[6] Tamże,
s. 11.
[7] Tamże,
s. 13.
[8] Mieczysław
Knobloch, Polska biżuteria, Ossolineum, Wrocław 1980, s. 37.
Jak zwykle - fascynujący artykuł! Japis dla mnie. :) Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię obrazy Czachórskigo. Przyznaję jednak, że do tej pory uważałam, że jego bohaterkami były kobiety i kwiaty. Teraz będę przyglądać się także klejnotom:)
OdpowiedzUsuńNa jego obrazach nawet zwykłe kwiaciarki noszą naszyjniki z pereł. Umiał nadać malowanym kamieniom wyjątkowy połysk. :-D
UsuńTeraz, po przeczytaniu Twojego postu, zrozumiałem, dlaczego wszyscy przechodzą do porządku dziennego nad faktem, że dla trzech kamieni Feanor z Melkorem podpalili świat (J. R. R. Tolkien "Silmarillion") ;-) Powszechnie akceptuje się narażenie zdrowia bądź życia dla kamienia ("Kopalnie króla Salomona", "Miłość, szmaragd i krokodyl"), więc piękno Silmarili opisane jest skalą wojny, jaka o nie wybuchła.
OdpowiedzUsuńPodobnie było z wojną wywołaną przez uprowadzenie Heleny, żony Menelaosa, przez królewicza Parysa. Piękno porwanej usprawiedliwiało skalę tamtej wojny (choć wiadomo, że było jedynie jedną z przyczyn konfliktu, i to w gruncie rzeczy pomniejszą). ;-) :-)
UsuńTouché ;-)
UsuńAgnieszko przecudny wpis <3 wzruszyłam się i uśmiechnęłam podczas czytania. Mam chyba problem, ponieważ prawie zupełnie nie noszę biżuterii i jedyny (chociaż piękny) pierścionek, który mam na palcu i dostałam od męża, nie pasuje do mojego znaku :D i co teraz? A swoją drogą sporo w nim diamentów. Czy były na moim czole w nocy? :D :D :D
OdpowiedzUsuńMam podobny problem, z biżuterią zupełnie mi nie po drodze. Ale lubię oglądać zabytkową, w gablotkach muzealnych prezentuje się znakomicie. :-)
Usuń