Aleksander Kotsis, Sabała i stara góralka, ok. 1870; źródło: rogalin.mnp.art.pl/wirtualne-muzeum/malarstwo |
„Stary
myśliwiec, morderca niedźwiedzi, włóczęga tatrzańskiej pustyni, niekiedy
towarzysz zbójników, cały jednolicie wytworzony przez Tatry, ledwie umiejący
się podpisać, bez innej kultury, prócz tej, którą wszczepia w duszę walka i
współżycie z naturą”[1] –
tak o Janie Sabale Krzeptowskim napisał Stanisław Witkiewicz. Przyjaźń starego
górala i malarza zaczęła się wraz z przyjazdem Witkiewiczów do Zakopanego w
lutym 1886 roku i trwała do śmierci Sabały. Witkiewicz widział w podhalańskim
bajarzu „skończonego artystę”[2],
porównywał go do „dobrze napisanej książki, w której najbłahszy przedmiot
interesuje doskonałością obrobienia”[3],
poświęcał mu utwory, świadomie budując jego legendę. Sabała bywał u
Witkiewiczów na prawach domownika, a gdy dopełniali chrztu sześcioletniego
synka, Stanisława Ignacego, Sabałę poprosili w kumy (z Heleną Modrzejewską,
która, po powrocie z Ameryki w 1890 roku, specjalnie w tym celu przyjechała do
Zakopanego). Dzięki Witkiewiczowi góral zetknął się z Karolem Potkańskim,
Stefanem Żeromskim, Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem, Lucjanem Rydlem, Adamem
Chmielowskim, Janem Grzegorzewskim.
Aleksander Kotsis, Kłusownik w Tatrach, ok. 1870; źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl/ |
Naprawdę
nazywał się Jan Gąsienica Krzeptowski i przyszedł na świat w 1809 roku jako syn
jednego z najbogatszych gazdów zakopiańskich. Nazwisko Sabała ma niejasną etymologię, najprawdopodobniej jednak pochodzi
od nazwy odziedziczonej przez niego ziemi. Ziemi jednak Sabała uprawiać nie
lubił. Znano go za to z kłusownictwa i myślistwa. Do legendy weszły opowieści o
jego polowaniach na niedźwiedzie, bo choć od 1868 roku w Tatrach obowiązywała
uchwalona przez Sejm Krajowy we Lwowie ustawa zakazująca polowań na zwierzęta,
czego pilnowała straż myśliwska, Sabała nic sobie z tego nie robił. Rozbierał
strzelbę na części, ukrywał je pod ubraniem i składał dopiero na miejscu
zasadzania się na niedźwiedzie, kozice, sarny i świstaki. Nie przysparzało mu
to sympatii władz i niektórych górali, zwłaszcza że posądzano go też o
sprzyjanie podhalańskim zbójnikom oraz o zbójowanie. Na takie zarzuty zwykł odpowiadać:
„Bogu ta o zbójectwo nie markotno…”[4].
Sabała, fot. Benedykt Tyszkiewicz, 1892 r.; źródło: na-szlaku.pl |
Sabała
wziął udział w powstaniu chochołowskim. Było to „zbrojne wystąpienie górali z
Chochołowa i okolicznych wsi przeciw władzom austriackim (…), przygotowane
przez Jana Kantego Andrusikiewicza (1815-1850) i ks. Józefa Leopolda
Kmietowicza (1819-1859), i wybuchło w lutym 1846”[5], równocześnie
z rzezią galicyjską. Powstanie to miało stanowić część powstania
ogólnonarodowego, do którego nie doszło z powodu aresztowania przywódców, na
przykład Ludwika Mierosławskiego. Wieść o tym nie dotarła do Chochołowa. Górale
stanęli do walki zakończonej, co oczywiste, klęską. Sabała, jak wielu innych
powstańców, został aresztowany, lecz najpierw „był świadkiem zdjęcia orła
cesarskiego z Urzędu celnego tudzież zniszczenia słupa granicznego na granicy
galicyjskiej, który porąbano siekierami. W protokole spisanym później o tym
fakcie podał, że słyszał podczas tego okrzyki: A bijcie Niemca bestyję”[6].
Aleksander Kotsis, Wycieczka w Tatry, 1873 r.; źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl/ |
Mimo
że otrzymał honorową odznakę przewodnicką, Sabała nie był przewodnikiem
górskim. Miał wprawdzie naturę włóczęgi i nie umiał usiedzieć w miejscu, bo
ciągle coś gnało go w góry, ale wycieczek w Tatry nie prowadził. Jeśli wybierał
się w drogę, to jako towarzyszący wędrowcom gawędziarz, naganiacz zwierzyny i
muzykant. W takiej roli chadzał z doktorem Tytusem Chałubińskim, którego bardzo
poważał, z księdzem Józefem Stolarczykiem i Stanisławem Witkiewiczem.
Witkiewicz podkreślał, że Sabała miał w zwyczaju „nieść swoje gęśle i swoje
opowiadania”[7],
lecz nic więcej.
Sabała z rodziną Witkiewiczów; Sabała z gęślami, przed nim młody Witkacy; źródło: pinkwart.pl/Witkacy |
Gawędziarstwo
Sabały zasługuje na oddzielny komentarz, nazywany Homerem Podhala góral znał
bowiem nieprzeliczone opowieści, zanotowane przez Witkiewicza i Sienkiewicza,
dzięki czemu przetrwała jakaś ich część. Były to przeważnie bajki zwierzęce lub
uniwersalne historyjki o akcji umiejscowionej w realiach tatrzańskich, dowcipne,
bliskie anegdocie, z wyraźną puentą. Obfitowały w mądrości typowe dla Sabały,
który w życiu kierował się kilkoma prostymi zasadami. Na przykład: „Smutne
serce gorse niźli chorość, pilniej człowieka uśmierzci”, „Muru głowom nie
ozbijes, toztodáj pokój lepiéj”, „W Pana Jezusa Krystusa wierz, ale mu nie
wierz”, „Świat jest miodem posmarowany”[8].
We wszystkich słychać typowy dla górala optymizm i pogodzenie się z losem
pokrewne ze stoicyzmem. Ponieważ nie doszukiwał się kłopotów tam, gdzie ich nie
było (ani tam, gdzie były), na wszelkie niedogodności reagował z niewzruszonym
spokojem. Gdy więc za długi odbierano mu krowę, cieszył się, że dłużej nie
będzie sobie głowy truł bydlęciem. Że będzie ślebodny[9]. Tym,
co podkreślało jego niezależność i fantazję, było też muzykowanie,
improwizowanie na gęśliczkach, „skrzypcach malutkich z białego drewna zupełnie
podobnych do rozkrojonego migdała (a więc i do włoskiej mandoliny”)[10].
Gęśle miały cztery struny i charakterystyczny, ostry i przejmujący ton, który,
choć nie każdemu był w smak, w górach, wśród skał i drzew, brzmiał podobno
magicznie.
Stanisław Witkiewicz, Sabałowa bajka o śmierci, 1892 r.; źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl/ |
Sabała drżał jedynie przed starością i śmiercią. O śmierci znał wiele gawęd; do
najpiękniejszych i najbardziej znanych należy rozpowszechniona przez Sienkiewicza „Sabałowa bajka” z
1889 roku, opowiedziana pisarzowi podczas wyprawy nad Czarny Staw Gąsienicowy.
Sienkiewicz spisał ją i zadbał, by ukazała się w druku, najpierw w krakowskim
„Czasie”, potem, z pięknymi ilustracjami Piotra Stachiewicza, w „Tygodniku
Ilustrowanym”. Przyjęło się mawiać, że dzięki „Sabałowej bajce” do literatury
polskiej niepostrzeżenie zakradła się gwara podhalańska. Opowieść tę
zilustrował też Stanisław Witkiewicz; rysunek piórkiem zawisł w słynnej Chacie
Marii Dembowskiej (więcej o Chacie i jej mieszkańcach będzie w powieści
„Niepokorne. Judyta”).
"Tygodnik Ilustrowany" 1891, nr 101; Sabałowa bajka /fragm./; źródło: Małopolska Biblioteka Cyfrowa |
Siedliśmy wokół ogniska wsłuchani w
tę ciszę tatrzańską, która aż w uszach dzwoni. Zbliżała się już i godzina
spoczynku, gdy nagle Sabała podniósł swą
pomarszczoną twarz, podobną zarazem do głowy starego sępa i do twarzy Miltona. Chwilę popatrzył szklanymi oczami w ogień – tak
zaczął opowiadać:
– „Prosem piknie wasych miłości, raz seł chłop ze świdrem i rąbanicą do Nowego Targu na siacie. Jakoś za Poroninem stowarzyszyła się z nim stara baba. Chłop, ze był mądry gazda, poznał Śmierć i
zara myśli, jako się jej pozbyć. Wzion wreście
wiercić dziurę do wirby, wiercił, póki nie
wywiercił, a potem w nią zagląda.
Ledwie Śmierć wlazła całkiem, zatkał ci ją chłop –
prosem piknie – bukowym kołkiem, przybił kołek obuchem i poseł.
Az tu rok po roku idzie, chłop żyje i żyje; ludziska
przestali umierać; zajaziło się od nich w
Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Chochołowie, wsędy, ze cłek koło cłeka stał,
jako smereki stojom w borze. Chłopisko się
zestarzało, bieda pocena go gnieść, robić już nie mogło. Naprzykrzyło mu się w ostatku
zyć, poseł i odetkał Śmierć z wirby.
Jak Śmierć – prosem piknie – skoczy, jak weźmie kosić –
w Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Kościeliskach, w Chochołowie, to tyla się luda
wykopyrtło, ze i chować gdzie nie było. Przychodzi wreszcie Śmierć do jednej
gaździny wdowy – siedmioro sierot u niej – i biere ją. A tu dzieci kiej nie
zacnom lamentować:
– Panie Boże, jakoze mnie matkę brać, kiej dzieci tak
prosom, tak lamentujom, aze mi się luto stało.
– Ja w tych rzecach nie gazda, jeno Pan Jezus gazda.
Idźze do Pana Jezusa, niech ci ta powie, jako ma być.
– Panie Jezu, jakoze mnie gaździnę brać? – siedmioro
sierot w chałupie, tak prosom, tak lamentujom, aze mi się luto stało.
Skoczyła Śmierć do morza, na samiusieńkie dno,
przyniosła skałkę kwardom, okrągluchnom jako
bochenek chleba, a Pan Jezus do niej:
Gryzie Śmierć, gryzie – zębiska ją bolom; zgryzła
wreście calusieńkom skałkę – i patrzy: az w środku chrobocek maluśki siedzi. A Pan Jezus prask Śmierć w
pysk.
– Widzis – powieda – to ja i o tym maluśkim chrobocku
na dnie morza wiem i pamiętam; a ty myślis, ze ja o sierotach nie będę
pamiętał? – Chybaj, bier matkę!
/źródło: : https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/sienkiewicz-sabalowa-bajka.html/
okładka z: ksiegarnia.pwn.pl |
Wszystkie cytaty zaczerpnęłam z książki Wiesława A. Wójcika, Sabała, Tatrzański Park Narodowy, Zakopane 2010.
To jest niesamowite. Ten człowiek funkcjonował dla mnie jako hasło w kategorii "folklor zakopiański", a Ty sprawiłaś, że stał się dla mnie człowiekiem, który lubił jedne rzeczy, innych unikal lub się ich bał. A jego bajka... Coś niezwykłego.
OdpowiedzUsuńMiał też sporo słabości, o których nie wspomniałam. ;-) Książka o nim jest świetna. Demitologizuje Sabałę, ale w taki sposób, że staje się on fascynującym człowiekiem. :-)
UsuńWspaniały wpis :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :-)
UsuńMożna powiedzieć, że z rozumu, fantazji, rozsądku prostego gazdy czerpali garściami wielcy. Wpis świetnie, barwnie napisany, dzięki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza Sienkiewicz wiele zawdzięcza Sabale. Od niego uczył się gwary podhalańskiej i dzięki niemu wpadł na pomysł, żeby archaizować język "Krzyżaków" poprzez wprowadzenie jej elementów. :-)
Usuń