Rafał Malczewski, Pejzaż (Południe), ok. 1926; źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl |
Aby wyjaśnić to i owo, zachęcić do lektury, przypomnieć bohaterów poprzednich tomów serii "Niepokorne" oraz zapowiedzieć
nowych, w prezencie dla czytelniczek i czytelników – fragment książki "Niepokorne. Judyta". Zapraszam. :-)
Rafał Malczewski, Jesień, 1926 r.; źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl |
W pociągu z Krakowa do Chabówki zajęli
większą część wagonu. Z Piotrusiem, Agatką i Hanią siedziała panna Tekla,
której – niczym dowódcy – podporządkowała się cała trójka. Spozieranie za okno,
przekomarzanie, kosztowanie przygotowanych na drogę wiktuałów – wszystko to
miało miejsce, o ile przyzwoliła opiekunka. Judyta usiadła przy Julii, na
wprost Elizy, która opowiadała o wynajętym dla niej domku, powołując się
niekiedy na Antona i prosząc, aby uzupełnił opis.
– Będzie ci tam wygodnie – zapewniła. –
Chatę zbudowano z myślą o letnikach i w otoczeniu drzew, bo zieleni tam tyle,
że człowiek ma wrażenie, jakby cywilizacja została daleko, gdzieś na marginesie
świata. Do Krupówek będziesz miała jednak blisko i do nas, na Kościeliską,
również.
– Kochanie, Judycie nic to zapewne nie
mówi – powiedział Anton.
– Wytłumaczę więc. Obok twojego domu
stoi willa Władysławka, a za nią biegnie ścieżka. Dojdziesz nią skrótem do
Kościeliskiej i do Bagatelki, czyli do nas.
– Pan Max będzie usatysfakcjonowany
widokami, zwłaszcza architekturą, bo takiej nie znajdzie ani w Wiedniu, ani w
całej Austrii. Szczęśliwie dla Zakopanego osiedliło się pod Giewontem grono
entuzjastów, którzy stworzyli oryginalny i estetyczny styl, niekłócący się z
miejscowym budownictwem. Gdyby nie oni, budowano by tu w dalszym ciągu po
szwajcarsku, a to się już opatrzyło i w gruncie rzeczy razi pospolitością.
Eliza ujęła dłoń męża.
– W przeciwieństwie do ciebie jestem
przywiązana do domów w szwajcarskim stylu. Łatwo ferujesz podobne wyroki, bo
nie widziałeś ich tam, skąd pochodzę.
– Nie widziałem. Przyznasz jednak, że
nie z mojej winy.
W tonie Antona zabrzmiała gorzka nuta,
lecz uwaga pozostała bez komentarza Elizy i tylko jej dłoń zacisnęła się
mocniej na mężowskiej. Nie była w rodzinnym domu, odkąd została jego żoną, gdyż
małżeństwo z poddanym cesarza Austro-Wegier, zawarte bez zgody rosyjskich
sądów, przyczyniło się do utraty ważności jej paszportu, a ponieważ nie
wystąpiła do carskich władz o przyzwolenie na stały pobyt w Krakowie, w Galicji
właściwie mieszkała nielegalnie. O ile jednak władze austriackie nie
przywiązywały wagi do podobnych drobiazgów, o tyle próba przekroczenia granicy
z Kongresówką wywołałaby lawinę reperkusji – z aresztowaniem włącznie.
Jednocześnie babka Elizy, Elżbieta
Orzechowska, staruszka leciwa, lecz wciąż żelaznego zdrowia, mimo upływu lat
nie zaakceptowała małżeństwa wnuczki z Austriakiem, w przeszłości porucznikiem
cesarsko-królewskiej żandarmerii wojskowej. Mało tego, Eliza była
przeświadczona, że zajadłość i upór babki rosły, osiągając apogeum minionej
jesieni, gdy też młodsza wnuczka, z którą wiązała liczne plany i nadzieje,
wyjechała do Krakowa po naukę.
Rafał Malczewski, Wiatr w górach, ok. 1925-1927; źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl |
– Góry są zjawiskowo piękne – wyznała
Eliza. – Wiem, to frazes, lecz odkąd spędzamy tu letnie miesiące, jakby mniej
dotkliwie odczuwam oddzielenie od bliskich w Kongresówce. W Krakowie jest
ciasno, brakuje rozmachu, wolnej przestrzeni, do której przywykłam w dzieciństwie
i właśnie w górach doświadczyłam jej ponownie. Będziesz, Judytko, urzeczona.
– Jeszcze do niedawna dojechalibyśmy
tylko do Chabówki, a stamtąd ruszylibyśmy na góralskich furkach – wyjaśnił
Anton. – Dziś, w dobie postępu i szybkiego rozwoju infrastruktury, dojazd nawet
w tak odległe miejsca nie stanowi problemu, przesiądziemy się po prostu w
prywatną kolej i tym sposobem dotrzemy do samego Zakopanego. Niestety, na
miejscu brak jeszcze udogodnień, do których przywykł człowiek z miasta. Ani tam
wodociągów, ani elektryfikacji, żyje się po spartańsku. Jednak górskie pejzaże,
zdrowe powietrze i codzienny kontakt z naturą rekompensują wszystko z nawiązką.
– Rozrywek jest pod dostatkiem, jeżeli,
rzecz jasna, ma się ochotę na ożywione życie towarzyskie – dodała Eliza.
Rafał Malczewski, Pejzaż podgórski, 1923 r.; źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl |
– Mnie wystarczyłaby biblioteka z
prawdziwego zdarzenia – wtrąciła Julia, podniósłszy wzrok znad cienkiego tomiku
poezji, który czytała, odkąd wsiadła do pociągu. Teraz zamknęła go i schowała
do torebki, po czym uważnymi ruchami drobnych dłoni wygładziła zagniecenia na
jasnoniebieskiej sukni z haftem mereżkowym.
Rozmowa o wadach i zaletach lata w
Zakopanem była błaha, lecz Judycie sprawiła przyjemność, zwłaszcza że
zachowanie Wiebrachtów świadczyło o ich głębokim przywiązaniu, mimo drobnych, w
gruncie rzeczy nieistotnych różnic zdań. To nastroiło ją optymistycznie;
pomyślała, że wśród ludzi darzących się taką miłością, a ją bezwarunkową
przyjaźnią, łatwiej jej będzie dojść do porozumienia z Maxem.
Ogarnął ją zadziwiający spokój.
Krajobrazy widziane za oknem zmieniały się z każdą wsią, z każdym nowym
dworcem. Początkowo równinne, przechodziły stopniowo w porośnięte lasami
wzgórza, w niezmierzone połacie pastwisk i łany dojrzewających zbóż. Już teraz
doceniła oddalenie od wielkiego miasta, od kamiennych, z rzadka urozmaiconych
zielenią uliczek rozgrzanego upałem Wiednia. Powietrze miało tu przejrzystość
szkła, niebo odcieniem naśladowało barwę lazurytu, a obłoki, białe i puszyste,
nasuwały na myśl wzdęte wiatrem żagle. Judyta odwróciła wzrok od okna z nagłą
pewnością, że przyjmując zaproszenie Elizy, nie mogła postąpić mądrzej.
Do Zakopanego przybyli wczesnym
popołudniem. Anton najął dwie dorożki, jedną dla siebie, drugą dla Judyty,
bagażowi przynieśli kufry podróżne, walizy i walizki, ułożyli je w specjalnych
skrytkach i towarzystwo obiecało spotkać się wieczorem. Ruszyli w drogę,
początkowo razem, później każdy w swoją stronę.
Już sprzed dworca kolei żelaznej, z
wysokości dorożki, widać było Tatry. Surowe, o barwach śniegu i stali, zdawały
się szczytami przeszywać na wskroś niebo.
Hania pokazała na wypiętrzające się w
oddali masywy.
– Pójdziemy tam? – spytała.
– Nie, kochanie – odrzekła Judyta. – Tam
na pewno nie, bo to wysoko i za daleko.
Wspaniale! Moja ulubiona bohaterka w końcu powraca. Jestem ogromnie ciekawa jej losów.
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo to i moja ulubiona postać. ;-)
UsuńŻyczę udanej premiery i wielu sprzedanych egzemplarzy;) Cała seria wydaje się być niezwykle ciekawa i muszę sięgnąć po pierwszy tom najpierw zanim zabiorę się za "Judytę" ale już teraz wiem, po tym fragmencie, że mi się spodoba bo lubię takie klimaty, tamte czasy i góry. Pozdrawiam serdecznie;)
OdpowiedzUsuńTak, dobrze jest czytać serię po kolei, począwszy od pierwszego tomu. A gór w "Niepokorne. Judyta" na pewno nie zabraknie. :-) Pozdrawiam. :-)
UsuńKiedyś marzyłam o pisaniu ... Bardzo ładnie rysowałam i wyobrażałam sobie swoje opowiadania własnoręcznie ilustrowane. Mam nawet tomik swoich wierszy, który w latach 80 własnoręcznie przepisałam na starej maszynie, zilustrowałam, oprawiłam i ... schowałam do szuflady :D Agnieszko podziwiam Cię za to, że tak pięknie piszesz i trzymam kciuki za premierę :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTwój tomik na pewno jest stylowy, a do wierszy - po tylu latach - warto zajrzeć, bo szuflady kryją czasem prawdziwe skarby. :-) Pozdrawiam! :-)
UsuńA u mnie jutro premierowa recenzja! :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa wrażeń po lekturze! :-D
UsuńDzięki Pani z biblioteki i jej rekomendacji, mogłam poznać i przenieść się w magiczny świat wspaniałej trylogii Pani autorstwa. Konczę właśnie Klarę i już mi żal...jeszcze tylko Judyta i co ja zrobię.. ..Są takie książki, po ktorych ciężko się podnieść i przerzucić na coś innego...będzie mi tego brakowało
OdpowiedzUsuńProszę w takim razie pozdrowić ode mnie Panią z biblioteki. :-D Bardzo mi miło, że przywiązała się Pani do "Niepokornych". Pozdrawiam! :-D
Usuń