Zofia Stryjeńska zdjęcie z: http://www.uj.edu.pl/ |
O
Zofii Stryjeńskiej czytałam wielokrotnie w źródłach o Krakowie pierwszej połowy
XX wieku, a historia jej brawurowej ucieczki z domu, aby w Monachium studiować
malarstwo, zainspirowała mnie do stworzenia podobnego wątku w opowieści o
Judycie Schraiber, bohaterce serii „Niepokorne”.
Simona Kossak zdjęcie z: http://www.muzeum.bialystok.pl/ |
Inaczej było z Simoną Kossak.
Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na tę prawnuczkę Juliusza Kossaka. Dla mnie
pozostawała w cieniu wielkich przodków oraz znanych ciotek, Marii
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec. Poruszające spotkanie z
Zofią Stryjeńską i Simoną Kossak zawdzięczam książkom Angeliki Kuźniak i Anny
Kamińskiej. Nie mogłam się z nimi rozstać, czytałam z zapartym tchem i od
pierwszych stron miałam wrażenie, że w gruncie rzeczy historie te się dopełniają.
Kraków
Zofia Stryjeńska, ilustracje do trenów Jana Kochanowskiego; źródło: pl.pinterest.com |
W
1907 roku szesnastoletnia Zosia Lubańska, późniejsza Stryjeńska, mieszkała z
rodzicami i rodzeństwem w czteropokojowym mieszkaniu przy Świętej Gertrudy.
Jeden pokój państwo Lubańscy wynajmowali lokatorom, aby podreperować kulejący
budżet, mocno nadwyrężony nieudanymi interesami. Franciszek Lubański, ojciec
dziewczynki, prowadził sklep przy Świętej Anny. Dodajmy, że był to sklep z niecodzienną
klientelą, bo na przykład w rękawiczki zaopatrywał się w nim Jacek Malczewski. Właśnie
tu Zosia, późniejsza „księżniczka malarstwa polskiego”[1],
przesiadywała „pod ścianą, naprzeciw okna i zaczynała rysować. Zazwyczaj
karykatury klientów. Nawet po kilkanaście dziennie”[2].
Zofia Stryjeńska, Tańce polskie; źródło: pl.pinterest.com |
Tymczasem
miasto tętniło życiem. Był to jeszcze cesarsko-królewski Kraków z
zatrzaskiwanymi na noc bramami miejskimi i gazowym oświetleniem, z andrusami
handlującymi cytrynami i sznurówkami, z halabardnikami i żołnierzami w
mundurach c.k. armii. Od świtu wszędzie tłum, zgiełk, pośpiech, bo Kraków po
roku 1905 różnił się od tego z 1895, znacznie cichszego, jakby pogrążonego
letargu, z którego zbudził się z nadejściem nowego wieku. „Na Siennej gęsto od
ludzi. Robotnice biegną do Cygarfabryki na Dolnych Młynów, syrena ogłosi zaraz
początek dnia pracy. Furmanki z podkrakowskich wsi, chyba z trzydzieści tych
furmanek, przeciskają się w stronę pomnika Mickiewicza (…). Kumoszki w
krochmalonych spódnicach, bogatych koralach, zawodząc litanie, dźwigały
majestatycznie złocone feretrony z postaciami świętych. Gołębie fruwały, muzyka
grzmiała, procesje sunęły od Świętej Barbary przez Grodzką do dominikanów”[3].
Simona
Kossak przyszła na świat w 1943 roku. Miała być chłopcem, miała też
odziedziczyć po pradziadku Juliuszu, dziadku Wojciechu i ojcu Jerzym talent do
malowania, ale marzenia rodziny spełzły na niczym. W dodatku trwała wojna, tu
ukazana dość specyficznie: „Krakowianki (…) chodziły do kapelusznika,
odświeżały szafy i przerabiały ubrania u krawca, pielęgnowały fryzury, kopiując
modę okupanta na berlińskie fale. Zakręcały włosy z tyłu głowy na wałki z
miękkiego drutu, wzorem niemieckich kobiet, mimo że polskie podziemie
przekonywało je, by nie małpowały
okupanta. Nosiły oficerki, opalały się na brązowo, co było ostatnim krzykiem
mody, i uczyły się angielskiego, który był trendy”[4]. Pasjonowały
się brydżem, hodowlą psów rasowych, seansami spirytystycznymi, a żeby zapomnieć
o niebezpiecznej i przygnębiającej codzienności, nie pogardzały tańcami, choćby
przy patefonie. Brzmi to zaskakująco inaczej niż znane mi z pamiętników Odona
Bujwida relacje o życiu w podbitym przez Niemców Krakowie („Kolumny jeńców
przechodzą pod mymi oknami, zwłaszcza wieczorem”, „We wszystkich urzędach
wywieszono napisy surowo zabraniające mówić po polsku, a potem karano ludzi
mówiących tym językiem na ulicy, w sklepach i miejscach publicznych”, „Wczoraj
po ulicach i kawiarniach zabierano ludzi do aut i gdzieś wywożono”, „Przed
dwoma dniami otoczono Kazimierz oraz część Podgórza i przeprowadzono rewizję u
Żydów, konfiskując wszystkie przedmioty wartościowe”, „Kopiec Kościuszki
niedostępny, bo wewnątrz żołnierstwo zajęło koszary”, „Chleba na kartki coraz
mniej”, „Na każdym kroku przypominają nam, że powinniśmy uważać się za naród
niewolników”[5].).
Simona Kossak: Zemsta zwierząt
Dom
Zofia Stryjeńska, Ogień; źródło: www.wysokieobcasy.pl |
U
Lubańskich dzieci wychowywano z animuszem. Pełen dziecięcych zabawek i
instrumentów muzycznych dom kipiał radością, rodzina bywała w teatrze, choćby
na „Weselu” Wyspiańskiego, a potem Zosia, oczarowana magią sceny, organizowała
domowy teatrzyk z pomocą zaprzyjaźnionej Lilki Kossakówny, późniejszej Marii
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Zapadł mi w pamięć opis rodzinnych obiadów:
„wszyscy gadali naraz, o szkole, o tysięcznych sprawach, rozgwar był
niemożliwy. Niejeden zdzielał drugiego po łbie, dla hecy podkradano sobie kąski
z talerza, dorzucano podstępnie bigosu i buraków, w ogóle bachanalia Gargantuy.
Kolejno biesiadnicy syci jak pijawki odpadali od stołu, to jest odchodzili do
swoich zajęć (…)”[6].
Swoboda zachowania, przyzwolenie na beztroskę i zabawę, choć zawsze z
poszanowaniem starszych, są tu tak mocno podkreślane, że wszelkie kłopoty
rodzinne, a było ich sporo, zeszły na dalszy plan.
Kossakówka źródło: pl.wikipedia.org |
Simona
Kossak doświadczyła surowej, niemal bezwzględnej dyscypliny, bo „została
wychowana w domu, w którym świat dzieci był oddzielony od świata dorosłych
żelazną kurtyną”[7].
Wymagano od niej bezwzględnego posłuszeństwa, karano za każde przewinienie,
obiady jadała tylko w towarzystwie guwernantki. Lista obowiązujących ją zakazów
była właściwie nieskończona: „Nie kłaść się na stole. Nie zakładać nogi na
nogę. Nie bujać się na krześle. Nie garbić się. Nie przechylać głowy do tyłu.
Nie wieszać ręki na oparciu krzesła. Nie mówić smacznego. Nie rozwalać się na
siedzeniu. Nie trzymać łokci na stole. Nie gadać. Nie mlaskać…”[8]. Gdyby
nie obecność zwierząt, z którymi się wychowywała, podobne dzieciństwo byłoby
nie do zniesienia. Na co dzień Simona miała do czynienia z psami rodziców, a
oprócz tego z wróblami, gołębiami, drozdami, kosami, gawronami, gdyż w
Kossakówce ptactwa było bez liku. Kiedy w 1950 roku poszła do szkoły, „wpadała
do klasy, siadała w ławce, a w tej samej chwili na parapecie za oknem lokowały
się kruk i kos”[9].
Talent do zaprzyjaźniania się ze zwierzętami, do obłaskawiania nawet
najdzikszych, ujawnił się w przypadku dziewczynki już w dzieciństwie, dorosłość
stanowiła tylko jego potwierdzenie.
Simona Kossak: Czy zwierzęta myślą?
Na
własny rachunek
Zofia Stryjeńska, Tańce polskie; źródło: pl.pinterest.com |
Zosia
Lubańska malarstwa uczyła się najpierw w szkole Marii Niedzielskiej, potem
wymarzyła sobie studia w Monachium, bo uważano je za trudne i najlepsze. Rzecz
jasna nie przyjmowano tam studentek, więc obcięła włosy i jako Tadeusz von
Grzymała, w męskim przebraniu i z dokumentami brata, zdała egzaminy wstępne,
została przyjęta i studiowała tam do czasu, aż zaczęto podejrzewać, że coś z
nią (z nim) nie tak. Aby uniknąć skandalu, po roku wróciła do Krakowa. Historia
z czasem stała się legendą, zwłaszcza że artystka utrzymywała, iż wszystko to
wydarzyło się bez wiedzy i zgody rodziców, zresztą niezgodnie z prawdą.
Simona
Kossak długo błądziła, zanim obrała właściwą drogę. Chciała zostać aktorką,
polonistką, historykiem sztuki, lecz dopiero studia na Wydziale Biologii i Nauk
o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego okazały się tym, czego szukała i co stanowiło
wstęp do życia, na jakie rzadko kto ma odwagę. Kiedy jako dojrzała,
wykształcona kobieta „zamieszka w drewnianej leśniczówce bez wody i prądu w
środku Puszczy Białowieskiej, (…) dzik będzie wchodził do jej łóżka, rysica
spała w nogach, jamniczka jadła z talerza, a oślica wyjmowała z ust papierosy.
Gadający kruk będzie skubał jej włosy, a popielice chodziły po jej domu jak
ptaki, z którymi zamieszka: sowa, puchacz czy czarny bocian”[10]. Białowieski
dom Simony stanie się azylem dla zwierząt i ludzi.
Kossakówka
Trzeba
kochać to, co się robi
W
pamiętnikach Odona Bujwida, nieco starszego od Zofii Stryjeńskiej i znacznie
starszego od Simony Kossak, znalazłam następujące wyznanie: „Trzeba kochać to,
co się robi. Ale można pokochać każde zajęcie. Kochałem nawet przybijanie
zelówek do butów moim siostrom, gdy nie było nas stać na zapłacenie szewca”[11].
Zapadło mi w pamięć, bo nie uwierzyłam w nie i myślę, że nie dałyby się do niego
przekonać bohaterki książek Angeliki Kuźniak i Anny Kamińskiej. Za wszystko,
szczególnie za realizację marzeń, płaciły z nawiązką, a przecież trzymały się
ich kurczowo, mimo rozczarowań oraz mniejszych i większych porażek.
[1] Artystki polskie, pr. zbior. pod red. Agaty Jakubowskiej, Warszawa
2011, s. 200.
[2] Angelika Kuźniak, Stryjeńska. Diabli nadali, Wołowiec 2015,
s. 17 /ebook/.
[3] tamże, s. 8-9.
[4] Anna Kamińska, Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu
Simony Kossak, Kraków 2015, s. 12-13 /ebook/.
[5] Odo Bujwid, Osamotnienie. Pamiętniki z lat 1932-1942, Kraków 1990.
[6] Angelika Kuźniak, Stryjeńska.
Diabli nadali, Wołowiec 2015, s. 18.
[7]Anna Kamińska, Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu
Simony Kossak, Kraków 2015, s. 35.
[8] tamże, s. 33.
[9] tamże, s. 55.
[10] tamże, s. 41.
[11] Odo Bujwid, Osamotnienie. Pamiętniki z lat 1932-1942, Kraków 1990, s. 326.
Bardzo ciekawy wpis , piękna prezentacja .
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam! :-)
UsuńSimona Kossak to niesamowita postać. Kobieta, która posiadała niesamowitą siłę i odwagę. Co do Zofii Stryjeńskiej, to bardzo dziękuję za przybliżenie jej postaci, bo za dużo o niej nie wiedziałam.
OdpowiedzUsuńBiografia Zofii Stryjeńskiej jest znacznie bogatsza. :-) Mnie bardzo zainteresował opis jej małżeństwa z Karolem Stryjeńskim oraz to, jak artystka spędziła II wojnę światową i dlaczego zdecydowała się żyć na emigracji. :-)
UsuńInteresujący wpis. Ja jednak myślę, że Bujwid miał sporo racji, bo decydować się samemu na trudne warunki, aby zrealizować swoje marzenia to jedno, ale być zmuszonym walczyć o przetrwanie każdego dnia to co innego. W takiej sytuacji najgorsza praca, która da kawałek chleba to istny cud. ,,Byt kształtuje świadomość'' jak twierdził pewien klasyk.
OdpowiedzUsuńMożliwe. :-) Wszystko jest kwestią życiowych doświadczeń, a młodość Bujwida nie należała do łatwych. To, co udało mu się osiągnąć mimo biedy, która doskwierała rodzinie, zasługuje na największe uznanie. Był człowiekiem o silnym charakterze, ale z innej epoki. Pewnie dlatego myślę inaczej. :-) Mam wrażenie, że dziś chcielibyśmy, aby praca sprawiała nam choć odrobinę przyjemności i by dawała satysfakcję. :-)
UsuńWspaniałe zestawienie dwóch różnych postaci i osobowości. Kiedy o nich czytałam, natychmiast przyszła mi do głowy osobista refleksja. Wychowana zostałam jak Simona, a w głębi duszy jestem Zofią. Taka skrajność powoduje, że długo ma się poczucie bycia nie w swojej skórze. Dopiero z dojrzałością przychodzi wyzwolenie, ale nie zawsze towarzyszy temu odwaga potrzebna do zmian.
OdpowiedzUsuńDlatego miałam wrażenie, że portrety Simony i Zofii są podobne. Właściwie mogłyby stanowić dwie strony jednej monety. Ciekawa była też kwestia sposobu ich wychowania i wpływu rodziców na późniejsze życiowe wybory córek. :-)
UsuńZainteresowałaś mnie Simoną Kossak. Postaram sie poznać lepiej jej biografie i miłość do przyrody.
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać tę książkę. W bardzo zgrabny sposób opowiada nieprzeciętną biografię. :-)
UsuńŚwietny wpis, jak zwykle bogaty w ilustracje. To ogromna przyjemność czytać tak ciekawe posty.
OdpowiedzUsuńObie panie znam na razie tylko z nazwisk..wpis pomógł mi je sobie przybliżyć.
Obie, Simona i Zofia, były nietuzinkowymi kobietami. Warto poznać ich biografie. Jeśli chodzi o ilustracje - jestem klasycznym wzrokowcem. Pozdrawiam! :-)
UsuńKsiążki o Zofii nie czytałam, ale czuję się zachęcona. Natomiast "Niezwyczajne życie.." to rewelacyjna książka, ale i smutna. Bo i historia Simony to smutny dowód na to, jak pozbawione czułości, zimne dzieciństwo wpływa na całe życie człowieka.
OdpowiedzUsuńPodczas czytania biografii Simony zastanawiałam się, w jakim stopniu ukształtowało ją dzieciństwo. Paradoksalne jest chyba to, że odtrącenie i samotność, których doznała jako dziewczynka, nauczyły ją samodzielności i zahartowały. Po czasie poszukiwań własnej drogi, gdy popełniała błędy, znalazła coś, co stało się dla niej tak ważne, że wypełniło pustkę. Myślę też, że nie bez znaczenia była osobowość Simony, zawsze wrażliwej, zaprzyjaźnionej bardziej ze światem natury niż ludzi. Bardzo możliwe, że życie w zwyczajnej rodzinie, z dala od świata egocentrycznych artystów, uczyniłoby z niej zupełnie inną Simonę. A życie miała przecież niezwykłe. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :-)
Usuń