„Forbidden Books“, Alexander Mark Rossi (1840-1916); zdjęcie z: https://www.tumblr.com |
Kiedy
przeglądam prasę z przełomu XIX i XX wieku, dochodzę zazwyczaj do smutnego
wniosku, że nasi przodkowie mieli znacznie więcej wolnego czasu niż my. Gry i
zabawy, korsa, bale oraz rauty, sport, wyścigi konne, wycieczki świadczą
niezbicie o nieustannej gotowości do zabawy, o otwartości i pomysłowości, ale
głównie ukazują nam nowe, fascynujące oblicze fin de siècle’u jako epoki, w
której kwitło bujne życie towarzyskie.
W „Niepokornych” Eliza, Klara i Judyta także w nim uczestniczą, bywają w teatrach, na koncertach i zabawach sylwestrowych, bawią się na ślizgawkach, jeżdżą w plener, zwiedzają zabytki, podziwiają parady lub czytają.
W „Niepokornych” Eliza, Klara i Judyta także w nim uczestniczą, bywają w teatrach, na koncertach i zabawach sylwestrowych, bawią się na ślizgawkach, jeżdżą w plener, zwiedzają zabytki, podziwiają parady lub czytają.
Portret kobiety z książką z ok. 1880 roku; zdjęcie z: https://www.pinterest.com |
Właśnie
czytanie wydaje się najczęstszym sposobem na miłe i pożyteczne spędzenie czasu.
Z książkami nie rozstaje się panna Pohorecka, która wertuje nie tylko
podręczniki uniwersyteckie; zdarza się jej sięgnąć po znacznie lżejszą
literaturę, choćby podczas spacerów, gdyż ocienione konarami kasztanowców kamienne
ławeczki na Plantach były idealnym miejscem, by pogrążyć się w lekturze.
Książki czyta również Judyta, szczególnie wtedy, gdy przesiaduje w
antykwariacie Natana Schraibera, oraz Klara – dam tego dowód w drugim tomie
serii.
James N. Lee, "At The Easel Painting"; zdjęcie z: history-lovers.tumblr.com |
Znacznie
ciekawsze były jednak gry towarzyskie. Dzisiejsze domówki nijak się mają do
potańcówek domowych sprzed ponad stu lat, bo taniec był wówczas zaledwie dodatkiem
do zbierania fantów, zabaw w cenzurowanego lub w kotka i myszkę, w przejście
przez Morze Czerwone (!), w plotki albo listonosza. Oto jak grano w Morze
Czerwone. Najpierw wybierano Mojżesza, następnie uczestnicy zabawy siadali w
dwóch rzędach twarzami do siebie i wyciągali nogi. „Mojżesz z zawiązanymi
oczami miał przejść między tymi dwoma rzędami tak, żeby nie potrącić żadnej
nogi. Jeśli potrącił, zaczynał od początku. Gdy doszedł bez przeszkód do końca,
miał prawo, nie zdejmując opaski, pocałować osobę, którą wybrał”.[1]
Wszystko zależało rzecz jasna od tego, czy opaskę zawiązano rzetelnie… Inną
zabawną grę nazywano spowiedzią, znam ją zresztą z moich lat szkolnych, więc
może jeszcze nie przeszła do lamusa. „Za krzesłem skromnej panienki staje
chłopak i demonstrując odpowiednim gestem grzeszny uczynek, pyta:
Ogrodnictwo to także niezła rozrywka! zdjęcie z: www.pinterest.com |
–
Ile razy robiłaś tak? – W tej zabawie spowiednik ma prawo mówić do penitentki
ty.
Zwykle
zaczyna najpospolitsze pokazanie języka.
–
Ile razy robiłaś tak?
–
Raz na miesiąc.
–
Ile razy robiłaś tak? – obgryzanie paznokci.
–
Dwa razy dziennie.
–
O, to nieładnie, odzwyczaj się, moje dziecko, od tego.
–
A ile razy robiłaś tak? – pudrowanie nosa.
–
Nigdy, proszę księdza.
–
I słusznie. Puder bardzo źle działa na cerę. A ile razy robiłaś tak? –
głaskanie po twarzy i posyłanie całusów.
–
Ile razy tylko nadarzyła się sposobność…”.[2]
Vladimir Pervunensky. A Picnic in the Pink Garden;zdjęcie z: nature.desktopnexus.com
|
Natomiast
na zabawach prywatnych, których prywatkami wtedy nie nazywano (bo prywatki w
języku naszych przodków to panienki swobodniejszych obyczajów), tańczono do
woli – przy orkiestrach, zespołach kameralnych, czasem niewidomych grajkach.
Zabawy takie miały jeden cel: znalezienie mężów pannom, a więc córkom pana
domu, ich kuzynkom oraz przyjaciółkom. Zapraszano więc tancerzy, których
pozycja społeczna i majątek czyniły ich świetnymi partiami (panowie byli w
różnym wieku: od późnych klas gimnazjalnych po wiek dojrzały). Tańczono walce,
polki, mazury, kujawiaki i kadryle, a więc tańce z figurami, których wcześniej
należało się nauczyć.
Na herbatce, ok. 1905 rok; zdjęcie z: https://www.flickr.com |
Nieco
inaczej było na balach publicznych, na przykład maskowych albo redutach. Tu
„maski i kostiumy obwiązywały przede wszystkim płeć piękną. Mężczyźni
przychodzili przeważnie we frakach lub dominach, a młodzież przywdziewała na
ogół kostiumy dość stereotypowe. Roiło się więc od kominiarzy, Turków,
maharadżów, apaszów lub uliczników. Opowiadano, że na jedną z takich redut
wybrali się dwaj akademicy przebrani jeden za drzewko bożonarodzeniowe, drugi
za piec kaflowy”.[3]
Bal publiczny zawsze rozpoczynał polonez. Zabawa trwała do przerwy na posiłek,
co
zapowiadał mazur, natomiast część drugą inaugurował kotylion, czyli walc z
wymyślnymi figurami (tańcem kierował aranżer, ktoś w rodzaju wodzireja). „W
czasie trwającego godzinami kotyliona panie dekorowały danserów wymyślnymi
orderami, panowie zaś ofiarowywali danserkom bukieciki kwiatów”.[4]
Nieodłącznym atrybutem każdej tancerki był karnet, rodzaj miniaturowej
książeczki, do której wpisywała nazwiska tancerzy. Karnety miewały różną formę,
zależną od rodzaju balu (bywały na przykład stylizowane na rzymski zwój
papirusu, tabliczki łupkowe, czterolistne koniczyny, podkowy, pęki kłosów
itp.).
Autor: Ramon Casas Y Carbó,"Girl at the Moulin de la Galette",1892; zdjęcie z: nl.wikipedia.org |
Wycieczka górska; zdjęcie z: www.pinterest.com |
Równą
popularnością cieszyły się wycieczki. Mieszkańcy Krakowa preferowali góry,
jeździli więc do Krynicy, Muszyny i Zakopanego. Początkowo drogę pokonywano na
chłopskich lub góralskich furmankach, które można było wynająć na Rynku
Kleparskim, później przeprowadzono kolej, więc podróż trwała krócej i była
wygodniejsza. Wyprawa taka wymagała przygotowań, Zakopane bowiem oferowało
wtedy świeże powietrze, piękne widoki, piesze wędrówki – i nic więcej. Trzeba
było zabrać ubrania, garnki, talerze, bieliznę, pościel, lampy naftowe i świece,
gdyż w wynajętych chatach czekały tylko meble, miednica, konewki (wodociągów na
przełomie wieków nie było). Jak wyglądało wówczas Zakopane? „Na całej
przestrzeni (…) nie było jeszcze ani jednego murowanego budynku, a po górach
można było wędrować, zbaczając ze ścieżek, dokąd się chciało.
Grzyby i poziomki
zbierało się pod samym domem. (…) Był to więc jeszcze półdziki kraj orłów,
kozic, świstaków i dość poczciwych w gruncie rzeczy niedźwiedzi, przed którymi
turyści kłusem umykali. Na długiej ławce na ulicy Kościeliskiej przesiadywali
przewodnicy o chudych, wysmaganych wichrem twarzach orlich, pykając z
mosiężnych małych fajek. Czekali, aż ktoś ich zamówi na górską wyprawę (…).
Jeśli ktoś zajrzał do chaty we wsi góralskiej, gdzie nie znano jeszcze
letników, zaraz przynoszono z piwnicy garniec chłodnego, zsiadłego mleka i
częstowano znużonego wędrowca, odmawiając przyjęcia zapłaty. Honorowy gość
odwdzięczał się wtedy cygarami lub czarnym austriackim tytoniem, a mniej
honorowy mówił tylko: Bóg zapłać!”.[5]
Gościnność górali i swoista sympatia dla ceprów to zresztą cechy
nieprzemijające. Wielokrotnie bywałam na Podhalu i nigdy nie odmówiono mi w
przygodnym gospodarstwie szklanki chłodnej wody (czasem proponowano mleko,
pajdę chleba z miodem albo coś mocniejszego na rozgrzewkę, rzecz jasna za dobre
słowo).
Korso kwiatowe w Wiedniu, 1897 rok; zdjęcie z: www.fahrradwien.at |
O
rozrywkach pradziadków można by napisać książkę, niejedną zresztą im
poświęcono. Na koniec więc, zamiast puenty, kilka dziewiętnastowiecznych
zagadek, bo grą w zgadywanki także umilano sobie życie (pisownię nieco
uwspółcześniłam).
Debiutantka na balu; autor: Harrison Fisher (1875-1934); zdjęcie z: www.abebooks.com |
Pierwsze
w pierogach, drugie w alfabecie…
całe
jest w dzwonie, u zwierząt, u dzieci,
a
gdy zdrobniale wymówić zechcecie,
kwiatek
tej nazwy w ogródku znajdziecie.
Chociaż
nie kawa ni drugie danie,
to
tym zaczyna się, co śniadanie,
drugie
– ty jesteś lub druga osoba,
a
jeśli całe mieć ci się podoba,
literę
dodaj! A kędy Prut płynie,
będziesz
miał miasto, lecz nie w Bukowinie.
Które
miasteczko z zaboru pruskiego
przez
miesiąc cały imieniny święci –
tam
dzieci języka bronią ojczystego.
miejmy
je za to w pamięci!
Drugie
i pierwsze to dobre danie,
piją
mniej więcej wszyscy na śniadanie,
bez
pierwszej litery weź wyraz cały,
to
drzewa, co mają kwiat wonny biały;
razem,
gdyś w szkole, choćby z daleka,
przyjedziesz
do domu, „całe” ciebie czeka,
lecz
gdy skończone, o Boże, Boże!
Zbieraj
się i wracaj, skądś przybył nieboże.
Zagadki pochodzą z:
Antonina Domańska, 60 szarad i zagadek, Złoczów 1902.
Odpowiedzi:
A
ser – c – serce – serduszko;
B
Śnia – ty – n; Śniatyn;
C
Września;
D
kawa – akacje – wakacje;
[1] S.
Broniewski, Igraszki z czasem, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973, s. 10.
[2] S.
Broniewski, Igraszki z czasem, s.11.
[3] S. Broniewski, Igraszki z czasem,
s. 26-27.
[4] S. Broniewski, Igraszki z czasem,
s. 15-16.
[5] M.
Smolarski, Miasto starych dzwonów, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1960, str.
54.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)