|
autor: William MacGregor Paxton; zdjęcie z: www.the-athenaeum.org |
Służące,
kucharki, nianie, bony… Bez legionu sług domowych, jak nazywano pracujące w zamożnych
rodzinach pomocnice z niższych sfer, nie poradziłaby sobie żadna pani domu. Na przełomie
XIX i XX wieku w domostwach lekarzy, profesorów uniwersytetów, prawników oraz mieszczan
zatrudniano służbę, która gotowała, sprzątała, zaopatrywała spiżarnie, paliła w
piecach, prała w zamian za skromną tygodniówkę, czasem dach nad głową. Żona
Stanisława Wyspiańskiego, z pochodzenia podkrakowska chłopka, służyła u jego
ciotki, Joanny Stankiewiczowej, nim artysta zdecydował się na małżeństwo. Poznał
ją ponoć na moście Dębnickim, kiedy próbowała popełnić samobójstwo, bo
uwiedziona przez pana z poprzedniego miejsca pracy, spodziewała się dziecka (później
Wyspiański uznał je za własne). Niewiele więc brakowało, by Teofilę Spytkównę
spotkał tragiczny los.
|
autor: Emanuel Phillips Fox; zdjęcie: www.museumsyndicate.com |
W
Krakowie o służące nie było trudno, lecz sposób ich pozyskiwania może dziś
budzić wątpliwości natury moralnej. Poza licencjonowanymi zakładami „stręczenia
sług” działało sporo pokątnych, inwigilowanych nawet przez policję. Przede wszystkim
jednak już po tym, jak na Rynku stanął pomnik Adama Mickiewicza, tam właśnie
odbywał się targ służących. Co dwa tygodnie „(…) gromadziły się pod pomnikiem
tłumy dziewcząt i kobiet gotowych przyjąć pracę służącej lub dochodzącej
obsługaczki. Przypatrywały się im panie domów, krytycznym okiem oceniały ich
walory jako pracownic domowych, a zarazem ich ewentualną niebezpieczną
atrakcyjność dla pana i panicza. Dziewczęta chodziły lub stały skromne, zawstydzone,
w chustkach lub bez, w co która mogła ubrane, wyczekujące, by podeszła do nich ‘kapeluszowa’.
A gdy podeszła, zaczynało się oglądanie towaru, upokarzające wypytywania: a
skąd, a dlaczego odeszła, a gdzie książeczka, a czy aby nie złodziejka?”. Nie
było to ani miłe, ani humanitarne i wielu nasunie skojarzenie z targiem
niewolników (albo niewolnic).
|
ok. 1900 r.; zdjęcie z: www.pinterest.com |
W
„Niepokornych” służba pozostaje niezmiennie w cieniu głównych bohaterek
powieści i w gruncie rzeczy poświęciłam jej niewiele uwagi. Małgorzata i Marcysia
z otwockiego pensjonatu Pohoreckich oraz Katarzyna, kucharka Wajnerów,
właścicieli kamienicy na Kanoniczej, są kobietami budzącymi sympatię, zżytymi z
pracodawcami, lojalnymi, pracowitymi, mistrzyniami w swym fachu. Mają ocieplić
atmosferę i stworzyć iluzję świata, w którym niemal każdy znajdzie swoje
miejsce. Towarzyszą im scenki pichcenia, palenia kawy, pieczenia ciast – i to
również służy stworzeniu klimatu. Rzecz jasna prawda rzadko wyglądała tak
różowo, choć zdarzało mi się znaleźć wzmianki o służących, które kochano i
szanowano w zatrudniających je domach. Na cmentarzu Rakowickim można podobno
znaleźć nagrobki służących, którym pracodawcy podziękowali pełnymi wdzięczności
inskrypcjami, o czym pisze Karolina Grodziska w „Krakowiankach zapomnianych”. „Owe
kucharki, pokojówki, mamki i nianie, codzienne i cierpliwe towarzyszki starszych
członków rodziny – same stawały się nieraz członkami rodziny wtajemniczonymi w
jej historię, wzloty i upadki”.
Jest więc w książce mowa o Anastazji Halbiance, wiernej służącej rodziny
Jawornickich, o Alojzie z Dudków Machowskiej, starszej nadzorczyni kredensowej
w domu Potockich, o poczciwej Grzegorzowej zmarłej w 1902 roku, której
pracowite życie upłynęło na służbie w jakimś krakowskim domu, a także o
anonimowej, lecz kochanej przez dzieci niani.
|
autor: Erik Ludvig Henningsen (1855 – 1930); zdjęcie z: www.pinterest.com |
Bywało
też inaczej. Podobno w wielu ówczesnych krakowskich domach rządziły kucharki, uparte,
o mocnych charakterach i ciętych językach. Miały zdaniem niektórych sporo na
sumieniu. „Bo jakże ma obiad smakować, skoro go kucharka gotuje brudnymi
rękoma, w brudnych garnkach, a mięso kraje na brudnym stole? (…). Ścierka służyć
powinna do czyszczenia naczyń, a nie do ich zawalania. Tymczasem przytrafia
się, że ścierka jest brudniejsza od wszystkich brudów, że leży pod stołem, pod
ławą i tam gnije zapomniana, zaszargana. (…) Gdy kucharka idzie na Rynek po kupno,
to ma przynieść koszyk z żywnością, a nie torbę plotek… Między przyprawami do
potraw liczymy korzenie, cytryny, rodzynki itp., a nie liczymy ani much, ani
włosów, ani trzasek z drzewa, ani węglików, nici i szpagatu… Po odgotowaniu obiadu
porządna kucharka wszystko czyści, sprząta, na swoim miejscu ustawia. Potem dopiero
usiądzie, ręce założy i spoczywa jak żołnierz po wojnie”.
|
autor: Victor Gabriel Gilbert; zdjęcie z: www.the-athenaeum.org |
Kilka
słów należy się także nianiom. W Krakowie najłatwiej było je spotkać na
Plantach w okolicach Barbakanu (czyli Rondla), bo tam przychodziły na spacery z
powierzonymi ich opiece dziećmi. „Roiło się tutaj od rozwrzeszczanych wózków.
Nieco starsze dzieci przerzucały łopatkami piasek alejek, jeszcze starsze
poganiały drewniane kółka, rzucały piłką, grały w serso (…).
Nianie dbały, by dzieciom niczego nie brakowało, a ponieważ w owych czasach „rozbrykanych
dzieci nie sposób było utrzymać na Plantach bez wody sodowej i andruta, skoro
co paręset kroków stała altanka w stylu chińsko-szwajcarskim z szyldem ‘Rząca i
Chmurski’, a w niej tryskał z sykiem strumień wody sodowej do kielicha z
grubego szkła”, spełniały i takie ich zachcianki. Oprócz tego w sobotnie przedpołudnie, jeśli
miały wolne, korzystały jak inne służące z uroków parku Krakowskiego, bo
właśnie wtedy wchodzono tam za półdarmo lub w ogóle bez zwyczajowej opłaty.
Znalezienie
zdjęć i obrazów ukazujących dziewiętnastowiecznych służących nie sprawia
najmniejszego problemu, natomiast znacznie rzadziej poświęca się im uwagę we
wspomnieniach, pamiętnikach lub innych tekstach z epoki. Mają w niej jednak
swoje miejsce; bez nich tamten świat straciłby zapewne głowę. ;-)
Od razu mi się te stroje skojarzyły z Downton Abbey ;)
OdpowiedzUsuńMnie z filmem "Okruchy dnia". Bardzo go lubię. :-)
Usuń