Oto mój subiektywny i nieco przypadkowy przegląd skojarzeń z dziewiętnastym stuleciem (ciąg dalszy).
L
jak LWÓW
Jak
o Lwowie pisano na przełomie XIX i XX wieku? Różnie. Współczesny sentyment
Polaków do tego miasta wynika zapewne z jego historii, ale także z magii
miejsca, swoistego genius loci. Ciekawe jednak, że w tekstach sprzed stu lat
znajdowałam głównie jego krytykę. Choćby taką: „Z wejrzenia miasto brzydkie, w
stylu wiedeńskim, szablonowe. Bez twarzy i wyrazu. Chociaż są ludzie, którzy
twierdzą inaczej”. Ja należę właśnie do tych, którzy twierdzą inaczej, czego
dowód daję w powieści „Niepokorne. Klara”, gdzie będzie o Lwowie, choć nie tak
dużo, jak planowałam początkowo.
Według
Słownika Języka Polskiego mediumizm to „teoria i praktyka wywoływania zjawisk
parapsychicznych za pośrednictwem osób mających specyficzne cechy (np. podatność
na sugestię i hipnozę) zwanych mediami”. Popularność mediumizmu pod koniec XIX
wieku była tak powszechna, że nawet dość zachowawczy „Tygodnik Ilustrowany”
zamieścił o nim cykl artykułów, gdzie z iście naukowym zadęciem rozważał
kwestie rozmów ze stolikami, duchów pukających, udokumentowanych przypadków
uczestnictwa w sabatach oraz kategorii duchów (dobrych, złych i figlarzy), a
także zjawisk odwrotnych, choćby pisma lustrzanego. O mediumizmie w „Niepokorne.
Klara” nie będzie, bo autorka jest racjonalistką i niedowiarkiem.
O
nauczycielach rozprawiano na łamach dziewiętnastowiecznej prasy znacznie częściej
niż współcześnie i nie tylko w kontekście zbyt długich (zdaniem laików i złośliwców)
wakacji. Los nauczycieli galicyjskich szkół ludowych godzien był współczucia,
czego dowód znajdziemy w poniższym wierszyku (z epoki):
Czym
jest nauczyciel ludowy?
W
szkole jest niańką, pedagogiem,
Księdzem,
malarzem i muzykiem (…),
A
poza szkołą kancelistą,
Stróżem
swych uczniów, organistą
I
Szkolnej Rady sekretarzem…
W
gazetach, w mówkach apostołem,
Przyszłości
kraju budowniczym,
W
istocie zaś roboczym wołem”.
Moim
zdaniem wierszyk zadziwia aktualnością.
Otwock
nie jest moim rodzinnym miastem, mieszkam tu od kilkunastu lat i właściwie
dopiero podczas pracy nad „Niepokorne. Eliza” zainteresowałam się jego
historią. Niestety, z coraz większym trudem trafiam na nędzne resztki dawnego klimatu
podwarszawskiego uzdrowiska, świdermajery umierają śmiercią naturalną albo zaniedbane
i zdewastowane straszą oknami bez szyb. Szkoda, bo przed stu laty było tu zapewne
pięknie. Wprawdzie architektura szwajcarska nie cieszyła się wtedy aż takim
uznaniem, jak się dziś wydaje niektórym jej zwolennikom, ale miała
niezaprzeczalny urok (Witkiewicz ojciec na pewno by mnie wyśmiał). Mimo to mam
w Otwocku kilka ulubionych miejsc i może z czasem będzie ich więcej.
Obraz
znany Judycie z krakowskiego Muzeum Narodowego namalował Henryk Siemiradzki,
artysta malarz popularnością dorównujący Sienkiewiczowi. Prasa prześcigała się
w relacjonowaniu jego podróży do Włoch lub do Petersburga, donosiła o
zagranicznych sukcesach i nowych arcydziełach. „Pochodnie Nerona” zainspirowały
Sienkiewicza do napisania „Quo vadis” i chyba wszystkim kojarzą się ze scenami prześladowań
chrześcijan. Przyznaję, że nie przepadam ani za „Quo vadis” (jestem fanką „Potopu”),
ani za „Pochodniami Nerona”, ale to rzecz gustu. Judycie Schraiber Siemiradzki się
spodobał.
Kto
myśli, że reklamy są znakiem naszych czasów, jest w błędzie. W XIX wieku każde
szanujące się czasopismo reperowało w ten sposób budżet, może z wyjątkiem
krakowskiego „Życia”, tego pod redakcją Szczepańskiego, a potem Sewera i
Przybyszewskiego (zapewne rezygnacja z reklam przyczyniła się do upadku
gazety). Co reklamowano w „Czasie”, „Nowej Reformie” i „Kurierze Lwowskim”?
Niemal wszystko. Środki na porost włosów, mydła, perfumy, fortepiany i parasole,
najnowsze powieści, trutkę na szczury, syropy na kaszel, owoce kandyzowane i
cudowne specyfiki na wszelakie przypadłości.
Maurycy
Stojnowski jest postacią fikcyjną, ale gdyby nie kilku artystów malarzy przełomu
wieków, byłby zupełnie innym bohaterem. Zwłaszcza niezwykle utalentowany Maurycy
Gottlieb, przedwcześnie zmarły i pochowany na Cmentarzu Nowym w Krakowie na Kazimierzu.
Stojnowski dostał po nim imię, choć malowali inaczej i dzieliło ich wszystko
oprócz sztuki.
W
roku 1902 Kraków szczycił się trzystoma abonentami telefonicznymi, w 1907 liczba
ta się podwoiła. Początkowo z linii telefonicznej korzystali wojskowi i
urzędnicy państwowi, straż pożarna, szpitale, banki oraz niektóre redakcje
gazet (w 1897 roku „Nowa Reforma”, o czym świadczy podany na pierwszej stronie
numer telefonu). Jak wyglądał telefon z przełomu wieków? Była to „pokaźnych rozmiarów
skrzynka przyparta do ściany. Na wysokości głowy mieścił się właściwy aparat, a
więc mikrofon węglowy z otaczającą go tulejką ebonitową, z boku zawieszało się
jedną lub dwie słuchawki na zielonym sznurku (…). Poza tym rozmowie
towarzyszyła wykonywana do ściany mimika i gestykulacja, odpowiadająca
wykrzykiwanym zdaniom”. Było więc dość operetkowo.
W
„Mieście starych dzwonów” Mieczysław Smolarski pisze o Warszawie jak o
metropolii. Nazywa ją Paryżem Północy, zachwyca się toczącym się tu nawet nocą
życiem („Było już po północy. Jasno płonęły lampy. Niektóre sklepy były
otwarte. Gnały dorożki jedno i dwukonne. Mnóstwo przechodniów. Szli głośno rozmawiając”).
Dla przybysza z c.k. Krakowa było to zapewne szokujące doświadczenie. „Sklepy
były okazałe, zasypane nęcącymi towarami (…). Wnętrza kwiaciarni mimo wczesnej
pory roku wyglądały jak ogrody (…). Na szyldach widniały z zarządzenia władz
napisy rosyjsko-polskie, niektórzy kupcy więc, a wszyscy fryzjerzy omijali
przepis i wywieszali szyld francuski”. I: „Miasto należało do
najporządniejszych w Europie. Bruki gdzieniegdzie drewniane, lśniły czystością
(…)”. Aż się nie chce wierzyć, zwłaszcza że Prus miał w tej kwestii odmienne
zdanie.
Kiedy
zbliżał się wiek dwudziesty, prasa grzmiała o nadciągającej apokalipsie. 24
grudnia 1897 roku w „Czasie” pisano: „Nadciągają burze – i powstają trzęsienia
ziemi, tryskają jakieś podziemne ognie i rysują się ściany budowli państwa i
społeczeństw; sama cywilizacyja tak pyszna ze swych zdobyczy, zagrożona
wybuchem dzikich instynktów”. Nic dodać, nic ująć.
Cytaty pochodzą z:
1. Lwów [W:] S. Wasylewski, Lwów, Wyd. LTW, 2009.
2. nauczyciel [W:] "Głos Nauczyciela Ludowego", 1906, s. 6.
3. telefon [W:] S. Broniewski, Igraszki z czasem, Wyd. Literackie, Kraków 1973, s. 107.
4. Warszawa [W:] M. Smolarski, Miasto starych dzwonów, Wyd. Literackie, Kraków 1960, s. 250-260.
Cytaty pochodzą z:
1. Lwów [W:] S. Wasylewski, Lwów, Wyd. LTW, 2009.
2. nauczyciel [W:] "Głos Nauczyciela Ludowego", 1906, s. 6.
3. telefon [W:] S. Broniewski, Igraszki z czasem, Wyd. Literackie, Kraków 1973, s. 107.
4. Warszawa [W:] M. Smolarski, Miasto starych dzwonów, Wyd. Literackie, Kraków 1960, s. 250-260.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)