piątek, 13 lutego 2015

Moja Skandynawia

Lubię także malarstwo skandynawskie;
Tu: Anna Ancher (1859-1935), malarka duńska
i jej autoportret;
zdjęcie z: en.wikipedia.org/wiki/Anna_Ancher
Choć za ulubionego bohatera „Muminków” uważam Włóczykija, nie mam natury globtroterki, nie realizuję więc – z nielicznymi wyjątkami – podróżniczych marzeń. Moje wędrówki mają charakter literacki; wystarczy impuls, jedna niezwykła książka, abym na lata straciła głowę dla egzotycznej z mojego punktu widzenia kultury oraz dla związanych z nią miejsc. Tak było ze Skandynawią. Odkąd ponad dwadzieścia lat temu przeczytałam „Kolosa” Finna Alnaesa (pamiętam doskonale owe wakacje tuż po maturze i wypożyczony z biblioteki wysłużony egzemplarz powieści), literatura skandynawska na stałe zagościła wśród moich ukochanych książek.

Wiem, dziś to nic oryginalnego. Wszyscy czytają skandynawskie kryminały albo tasiemcowate, stylizowane na sagi romanse. Wszyscy też twierdzą, że nie ma nic lepszego, że znają się na literaturze Północy i że ją cenią. Wolne żarty. Kiedy tego lata usiłowałam przebrnąć przez jeden z najnowszych skandynawskich bestsellerów, kryminał okrzyknięty na forach internetowych arcydziełem, pomyślałam z rozczarowaniem, że nie czuję w nim Skandynawii. Bo tę moją znam z zupełnie innych tekstów.

Anna Ancher, "Young Girl in front of Mirror", 1899;
zdjęcie z: 
http://commons.wikimedia.org
"Kolos", reż. Witold Leszczyński, 1991 r.;
zdjęcie z: www.filmweb.pl
Zaczęło się więc od „Kolosa”, lecz zanim przeczytałam opowieść o losach Brage Bragessona i zanim uwiodły mnie fiordy Norwegii, przypadkiem w Teatrze Polskiego Radia posłuchałam fragmentu słuchowiska w reż. A. Zakrzewskiego – był to ku mojej rozpaczy ostatni kwadrans ostatniego odcinka właśnie „Kolosa”. To wystarczyło, żebym już następnego dnia kosztem ogromnego wysiłku zdobyła książkę. Była niczym objawienie.

Potem czytałam już wszystko, co wpadło mi w ręce i pachniało Skandynawią: powieści Knuta Hamsuna, Sigrid Undset, Karen Blixen, Hermana Banga, Johannesa Vilhelma Jensena (jego „Upadek króla” to świetna powieść historyczna). Szperałam w mitach skandynawskich oraz w źródłach historycznych, aż kwestia unii personalnej między Danią, Szwecją i Norwegią była mi bliższa niż zawiłości historii Polski. Działałam planowo, bo według klucza – „Słownika literatury skandynawskiej”. Skłonność do ślęczenia nad mapami miejsc, o których czytam (albo piszę), wypracowałam właśnie w owym czasie.

Mój ulubiony film prosto ze Skandynawii:
"Przełamując fale", reż. Lars von Trier, 1998 r.;
zdjęcie z: www.filmweb.pl/person/Lars.Von.Trier
Dlaczego literatura skandynawska? Bo ukazuje namiętności człowieka żyjącego w bliskim kontakcie ze światem przyrody. Mam wrażenie, że im dalej na Północ, tym są silniejsze; może właśnie w Norwegii, skalistej, o surowym klimacie, ludzie bardziej niż w innych częściach świata odczuwają bezradność w obliczu potężniejszej od nich natury, choć nieustannie podejmują próby, by ją pokonać. Wiele zawdzięczam literaturze skandynawskiej, lecz dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że to, jak i o czym piszę, jest między innymi konsekwencją tej pierwszej literackiej fascynacji.

Zabawne, że znakiem owego bzika na punkcie Skandynawii była moja praca magisterska. Do dziś nie rozumiem, jak udało mi się przekonać promotora do pracy na temat literatury skandynawskiej, bo twierdził początkowo, że pomyliłam kierunek i uczelnię. A jednak postawiłam na swoim – na Wydziale Polonistyki w Warszawie. Byłam jedyną osobą z grupy, która miała z pisania frajdę.

12 komentarzy:

  1. Czytałam w czasach liceum "Głód" Hamsuma. Od tamtej pory wiem, że literatura skandynawska jest szczególna. Obecnie czytam Opowiadania Tove Jansson. Inny klimat. Polecam A lasy wiecznie śpiewają. Nie lubię jednak skandynawskich kryminałów, choć próbowałam Mantela jedną czy dwie. Innych już nie. Sagi romansowe mimo, że lubię ten rodzaj literatury, mnie nie po pociągają. A praca mgr musiała być bardzo ciekawa:) dziękuję za ten post. Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja również "Głód" przeczytałam w liceum. :-) Jednak później znacznie bardziej podobało mi się "Błogosławieństwo ziemi" (powieść w stylu naszych "Chłopów", których ja zresztą nie lubię, więc dziwiło mnie, że Hamsun w takiej odsłonie przypadł mi do gustu). "A lasy wiecznie śpiewają" czytałam wielokrotnie, bo to rzeczywiście świetna powieść, ma to, co w literaturze lubię najbardziej, czyli opisy skomplikowanych relacji międzyludzkich (tu na przykład międzypokoleniowych). Natomiast moje ulubione sagi to powieści Undset. :-) Pozdrawiam serdecznie! :-)

      Usuń
    2. A Undset jeszcze nie czytałam :) Powinnam nadrobić :)
      Dziękuję. serdeczności

      Usuń
    3. Moim zdaniem warto przeczytać. Była to na przykład ulubiona pisarka Marii Dąbrowskiej, a to świetna rekomendacja. :-)

      Usuń
  2. Nie jestem wszyscy :) Nie czytalam jeszcze zadnego skandynawskiego kryminalu, w ogole malo znam literature skandynawska, chociaz 'malo' to malo powiedzian. Z tego co kojarze, co przeczytalam i w czym widze Skandynawie, to zaledwie dwie pozycje: Krystyna corka Lawrensa i Saga o Ludziach Lodu, obydwie jakies wlasnie dwadziescia lat temu, obydwie, o dziwo, klimatem do siebie podobne, przynajmniej ja je tak odbieralam wtedy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się w takim razie, bo to oznacza, że nie tylko ja nie mam serca do skandynawskich kryminałów. Saga o Ludziach Ludu to właśnie tasiemcowaty romans, który z prawdziwą skandynawską sagą nie ma nic wspólnego, natomiast "Krystyna..." bardzo mi się podobała. Wszystko jednak jest kwestią gustu. :-) Literatura skandynawska jest specyficzna i nie każdy ją lubi (pomijając kryminały). :-)

      Usuń
  3. Pięknie Pani to opisała. Takie wrażenia znalazłam właśnie w książce "A lasy wiecznie śpiewają" i "Dziedzictwo na Bjorndal" Gulbranssena. To właśnie namiętności człowieka na tle surowej i pięknej przyrody i jego zależność od Natury. To są także "moje" skandynawskie klimaty:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się zakochać w przyrodzie Północy i nawet mroźne zimy przestają mieć znaczenie. Cieszę się, że mamy podobne zainteresowania. :-)

      Usuń
  4. Z wielką radością przeczytałam o skandynawskich "źródłach", do których z wielką chęcią sięgnę. Moja miłość do Skandynawii jest krótka i póki co - spokojna i powściągliwa, jak chyba sama literatura tych terenów. W tym roku planuję odwiedzić Szwecję i mam nadzieję dobrze się do tego wyjazdu przygotować - głównie pod względem kulturalnego zaplecza. Dziękuję za ten post, jest dla mnie niezwykle cenny.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literatura skandynawska będzie świetnym dodatkiem do przewodników po Szwecji. :-) Moim marzeniem jest podróż po Norwegii; chciałabym zobaczyć fiordy, góry w północnej części kraju, zwiedzić Oslo, ale także malutkie wioski rybackie. Chętnie wybrałabym się też do Danii. :-) Życzę Pani niezwykłych wrażeń podczas pobytu w Szwecji. Pozdrawiam serdecznie. :-)

      Usuń
  5. Dla mnie wciąż, mimo lektury skandynawskich kryminałów, które lubię, wciąż i niezmiennie pierwsze skojarzenie z pojęciem 'literatura skandynawska' to - S. Undset i jej "Krystyna, córka Lawransa".
    Niedawno przeczytałam ją jeszcze raz, teraz już w formie ebooka i odnalazłam 'cały ten klimat', który zapamiętałam z czasu pierwszego czytania, jeszcze w liceum.
    To jest książka, która powinna się znaleźć na liście każdego, a zwłaszcza każdej
    miłośniczki literatury nie tylko skandynawskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "Krystyna, córka Lawransa" ma typowy dla literatury skandynawskiej klimat, który kojarzę także z powieściami Marii Dąbrowskiej, głównie z "Nocami i dniami". Pamiętam, że w odległych czasach licealnych moje koleżanki zaczytywały się "Przeminęło z wiatrem", a ja wolałam Undset - i tak zostało. Dawno do niej nie zaglądałam; ciekawe, czy po latach podobałaby się i mnie. :-) Pozdrawiam serdecznie. :-)

      Usuń

Będzie mi miło, drogi Czytelniku, gdy podzielisz się refleksjami o moich tekstach. :-)